Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 2 maja. Imieniny: Longiny, Toli, Zygmunta
07/04/2024 - 07:35

Jakieś fatum zawisło nad rodziną z Mordarki. Wcześniej pochowali dwójkę dzieci. Teraz doszło do potwornej tragedii

Fatum zawisło nad rodziną z Mordarki. Wcześniej pochowali dwójkę dzieci. Teraz doszło do potwornej tragedii

On prowadził własną formę budowlaną, ona pracowała w inspektoracie ZUS. Jakiś czas temu z synkiem i dwiema córeczkami Anna i Kazimierz Wojtasowie wyprowadzili się z Limanowej do Mordarki, gdzie postawili dom. Ich spokojne życie zniszczyła tragedia. Annę i sześcioletniego Tymka zabił konar drzewa w parku Zdrojowym w Rabce. Mieszkańcy Mordarki mówią o straszliwym fatum, jakie ciąży nad ich sąsiadami. Chłopiec i jego mama spoczęli w grobowcu na limanowskim cmentarzu, gdzie wcześniej małżeństwo pochowało dwójkę dzieci.

 Czytaj też Śmierć zabrała ich w parku. Tymek miał tylko sześć lat

We Mordarce wszyscy ich lubili i szanowali

 Kazimierz Wojtas, który prowadzi własną firmę budowlaną, jest też sołtysem wsi. Społecznikowską żyłkę miała też jego żona Anna.

- To była prawa ręka naszego sołtysa – mówią w rozmowie z dziennikiem „Fakt”, mieszkańcy Mordarki. Pomagała mężowi i wspierała go w pracy. Bycie sołtysem to praca społeczna, a Kazimierz i Anna byli bardzo oddani mieszkańcom – dodaje znajomy rodziny.

Ich życie zniszczyła tragedia

W wielkanocny poniedziałek małżonkowie z synkiem i dwiema córeczkami pojechali do Rabki, do szpitala, w odwiedziny do ojca pani Anny. Potem wybrali się na spacer do parku zdrojowego. Ale nagle przyszedł gwałtowny atak halnego. Wiatr oderwał potężny konar, który spadł na matkę i chłopczyka. Zginęli na miejscu.

Stoją tam teraz dwa krzyże ustawione przez zrozpaczonego Kazimierza Wojtasa. Na jednym z nich pod figurą ukrzyżowanego Chrystusa powiesił zdjęcie uśmiechniętej żony i synka – pisze „Fakt”. Pod fotografią widnieje podpis: Anna i Tymuś. Zginęli tragicznie 1 kwietnia.

Czytaj też Dramatyczna walka o maleńką Wiktorię z Nowego Sącza. „Kto by pomyślał, że dotknie to właśnie nas”

To jakieś straszliwe fatum

Sołtys Mordarki pochował żonę w piątek. Mieszkańcy wsi mówią o straszliwym fatum, jakie ciąży nad ich sąsiadami. Chłopiec i jego mama spoczęli w grobowcu na limanowskim cmentarzu, gdzie wcześniej małżeństwo pochowało dwójkę dzieci.

Pierwsze nieszczęście dotknęła Wojtasów w 2010 roku – ujawnia dziennik. - Wtedy na świat przyszedł Janek. Dzisiaj miałby czternaście lat, ale zmarł zaledwie dzień po urodzeniu. Potem los znowu ich doświadczył. Trzy lata później obok synka pochowali również córeczkę. Madzia zmarła tego samego dnia, w którym się urodziła. Teraz przyszła straszliwa tragedia.

– Jezus miłosierny wlewa w serca najbliższej rodziny łaskę ufności, dzięki której będzie możliwe wyrwanie się z zamkniętego kręgu cierpienia i pustki oraz przyjęcie niezrozumiałej obecnie dla najbliższych woli Bożej – mówił podczas pogrzebu czterdziestotrzyetniej Anny Wojtas i sześcioletniego Tymka ks. Wojciech Maślanka, proboszcz parafii w Mordarce, cytowany przez „Fakt”

W Rozmowie z gazetą kapłan przyznaje, że przed sołtysem trudny czas. Po pogrzebie musi stanąć na nogi i żyć, bo ma wychować dwie córki, dwunastoletnią Kalinę i czteroletnią Marcelinę. Dlatego mieszkańcy będą się dalej modlić i wspierać sołtysa, by poradził sobie w tak trudnym okresie życia.

Nie tylko w Rabce doszło w poniedziałek do tragedii. W Zakopanem drzewo śmiertelnie przygniotło dziewięciolatka.  Na zakopiańskiej Olczy złamany konar runął na auto kierowane przez kobietę. Zginęła na miejscu. Miała zaledwie dwadzieścia  trzy lata.

 Czytaj też Nie żyje znany lokalny biznesmen. Niedaleko Nowego Sącza zbudował gigantyczny sukces firmy znanej w kraju i zagranicą 

Czy zginęli, bo zawiodły procedury?

Czy reakcja Rządowego Centrum Bezpieczeństwa dotycząca wichury na Podhalu była spóźniona? - Dopiero po godzinie szesnastej, kilka godzin po pierwszej tragedii, mieszkańcy regionu otrzymali alerty SMS o niebezpiecznym wietrze -  podało radio RMF.

Czy zawiodły procedury?  Wyjaśnienia w tej sprawie  złożył  wojewoda małopolski Krzysztof Klęczar. – Ponieważ nie są ogólnie znane konkretne procedury, w oparciu o które Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysyła alerty, wyjaśniam: przyjętym ustaleniem jest, że wiatr wiejący ¶średnio powyżej 90 kilometrów na godzinę,  a w porywach powyżej 115 km oznacza trzeci stopień ostrzeżenia i wówczas wysyłane są alerty – mówił wojewoda podczas prasowego briefingu.  

Jak wskazywał Klęczar, w feralny poniedziałek, średnia prędkość wiatru wynosiła 30-50 km na godzinę,  w porywach do 85 km, przy pierwszym stopniu ostrzeżenia.  To dlatego alert nie został wysłany bezpośrednio przez RCB.- O wysłanie alertu może wnioskować dany samorząd terytorialny szczebla powiatowego, może to zrobić również wojewoda. Również Rządowe Centrum Bezpieczeństwa może wysyłać takie alerty samodzielnie, przy spełnieniu pewnych kryteriów. W tym dniu te kryteria na terenie Małopolski nie zostały spełnione i alert RCB został wysłany później, po godzinie  piętnastej – mówił wojewoda.

Czytaj też Pijany wsiadł do samochodu i zdarzyło się nieszczęście

Jakie były prognozy pogody

Stało się tak z dwóch powodów – tłumaczy Klęczar. - Po pierwsze,  z prognoz, które otrzymaliśmy wynikało, że mogą pojawić się jeszcze dodatkowo gwałtowne burze. Ostrzeżenie o silnym wietrze zostało podniesione do drugiego stopnia dla sześciu powiatów.  Po drugie, po informacjach o zdarzeniach, do których dochodziło tego dnia na południu Małopolski, służby jeszcze raz analizowały  specyfikę wiatru,  bo to co się działo  potwierdzało inny poziom zagrożeń niż to, co wynikało z wcześniejszych prognoz i modeli.

W tej sytuacji zapadła decyzja o zawnioskowanie do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa o rozesłanie sms-owych alertów.  - To nie było wsteczne działanie, a wręcz przeciwnie – to było działanie do przodu. Ponieważ zobaczyliśmy jak tragiczne w skutkach są te podmuchy wiatru, zadziałaliśmy natychmiast – podkreślał wojewoda i zapewniał, że już 31 marca do podhalańskich samorządów został wysłany komunikat  ostrzegający przed wiatrem wiejącym z prędkością 40 km na godzinę  i w porywach do 80 km.

- I to się potwierdziło. Niestety i w tym przypadku wiatr, który, jak twierdzą sami strażacy - nie był nadzwyczajnie silny - doprowadził do ludzkiej tragedii. Ponadto w tym czasie zostało wydanych jeszcze siedem ostrzeżeń meteorologicznych i jedno hydrologiczne. Wszystkie one trafiły do samorządów i nade wszystko trafiły do służb – do straży pożarnej, inspekcji wojewódzkich. Bo tak działa Centrum Zarządzania Kryzysowego i zadziałało również tym razem -  konkludował Klęczar. ([email protected]) fot. pixaby, zdjęcie ilustracyjne, PSP Olsza







Dziękujemy za przesłanie błędu