Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 17 maja. Imieniny: Brunony, Sławomira, Wery
23/03/2012 - 13:09

Wójt Łososiny: Cycoń zbudował lotnisko medialnie, nasze starczy

Budowa lotniska pod Starym Sączem jest wydarzeniem tylko medialnym, na obecne potrzeby wystarczy lotnisko w Łososinie Dolnej – uważa wójt Stanisław Golonka. Zapowiada modernizację aeroportu i budowę pasa startowego, a potrzebę budowy większego, starosądeckiego widzi dopiero za 20 lat. Gospodarz Łososiny Dolnej i szef Związku Gmin Jeziora Rożnowskiego ubolewa, że wsparcie rozwoju akwenu i jego odmulania pozostają w sferze deklaracji władz państwowych i nie idzie za nimi konkretne działanie. Opowiada też o działaniach gminy dla poszkodowanych w wyniku powodzi z 2010 roku i o nowoczesnym monitoringu na rzece, dzięki któremu można śledzić poziom wody w Łososinie.
Coraz głośniej o budowie lotniska pod Starym Sączem, podobno Łososina już się z tym pogodziła. Tak jest?

– Były burmistrz, dziś poseł Marian Cycoń już wybudował lotnisko medialnie. Lobbing zrobił odpowiedni i w sumie chwała mu, podziwiam go za charyzmę. Pomysł jest dobry, ale jeszcze – jak na dzisiejsze czasy – zbyt wczesny. Ponieważ nie ma w Polsce dużego zapotrzebowania na loty i ta komunikacja lotnicza na poziomie regionu jeszcze nie jest powszechna.

 

Może nie ma zapotrzebowania dlatego, że mamy za małą ofertę?

– Koszty utrzymania lotniska pasażerskiego, nawet mini, regionalnego, są bardzo wysokie. Nie wiem dokładnie jakie, ale  jestem realistą i zdaję sobie sprawę, że sporo kosztują urządzenia lotniskowe, przeglądy, kontrole itd. Dwa ileż tych ludzi może tu przylecieć, jeżeli bilet lotniczy nie może konkurować cenowo z autokarowym?

 

Ale chodzi o czas, to jest czasem ważne.

– To są wyjątki. Jakiś procent ludzi ma pieniądze, a ci mają prywatne samoloty i nimi się przemieszczają. Natomiast jeśli chodzi o nasze lotnisko, to my budować nie musimy, bo już je mamy. Myślimy o modernizacji tego lotniska, ale nie jako konkurencyjnego do Starego Sącza.  Pas startowy   u nas może mieć maksymalnie 800 metrów…

 

Na większe samoloty za krótki.

– Na większe. Ale na dzisiejsze potrzeby nasze lotnisko po zmodernizowaniu wystarczy. W pełni może zaspokoić popyt na przeloty, który jest teraz. W międzyczasie świat pójdzie do przodu, bo wiemy, co zrobił wiek XX, a ten XXI też nie będzie stał w miejscu. I dla tych przyszłych potrzeb może powstawać lotnisko w Starym Sączu, nasze by się już wtedy dusiło. Może za 20 lat nasze lotnisko będzie już za ciasne, więc jak znalazł będzie to w Starym Sączu. Tam prawdopodobnie jest możliwość budowy lotniska o dłuższym pasie startowym, choć nie bez trudności. Ale to na razie gdybanie, są na początku bardzo długiej drogi, od spraw własnościowych poczynając.

 

A pieniądze na modernizację łososińskiego skąd chce pan wziąć?

– Rzecz jasna to nie będą małe pieniądze, więc zabiegać będziemy o wsparcie unijne. Nasza koncepcja jest bardziej realną do wykonania niż ta w Starym Sączu, bo gmina jest  właścicielem gruntu, czyli sprawy własnościowe mamy uregulowane, księgę wieczystą założoną i możemy decydować.

 

Po modernizacji lotniska powinno być więcej turystów. Gmina będzie uatrakcyjniać Jezioro Rożnowskie i teren wokoło dla turystów?

–  Związek Gmin Jeziora Rożnowskiego już od wielu lat prowadzi prace związane z rekultywacją zbiorników Rożnowa i Czchowa i otrzymuje środki w ramach programów Unii Europejskiej. Ale to kropla w morzu potrzeb, zwłaszcza wobec szkód, które wyrządza każda powódź. Już nie mówiąc o tym, co przez ponad 60 lat woda naniosła do Jeziora Rożnowskiego. Cały czas Dunajec nanosił różne muły. Niestety polityka państwa nie jest spójna i nie idzie w kierunku utrzymania, rekultywacji tych akwenów, które są, tylko raczej budowy nowych zbiorników retencyjnych. Mamy przykład Świnnej Poręby, są plany budowy mniejszych zbiorników, a zadania związane z odmulaniem istniejących zbiorników ciężko wcisnąć do programu rządowego.

 

Kiedy w Tęgoborzy była minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, powstał wspólny plan kilku burmistrzów na rozwój okolic jeziora i była mowa o wypromowaniu tego terenu.

– Tak. Pani minister była przychylna, ale temat zamknął się na spotkaniu i nie poszedł dalej. Powiem szczerze:  mam wiele innych ważnych spraw, typu wodociągi dla mieszkańców, infrastruktura, kanalizacja, drogi. Jezioro jest bardziej dla turystów, mieszkańcy zyskują pośrednio poprzez ich pobyt, jednak spraw pilnych mam więcej.

 

Mamy wiosnę, o tej porze rosną zagrożenia powodziowe. Czy po powodzi z 2010 roku jesteśmy bardziej na to przygotowani?

– Po tamtej powodzi i osuwiskach, jakie uruchomiły się w jej następstwie, musieliśmy reagować na niektóre przypadki bardzo szybko. Zniszczone były drogi, kilka rodzin straciło dach nad głową. Musieliśmy więcej czasu tym ludziom poświęcać i zabiegać o środki. Byliśmy, po Kłodnym, pierwszą gminą, gdzie ludzie otrzymali pomoc i odbudowywali sobie domy sami. Poszedłem w innym kierunku, nie korzystałem z pomocy rządowej w trybie „budujemy i oddajemy ludziom”, tylko „przekazujemy pieniądze przez ośrodek pomocy społecznej  ludziom, oni budują, rozliczają się i dostają następną transzę”.

 

Nie budowali się już w tych samych miejscach, w których powstały osuwiska?

– Nie mogli w tych samych! Muszą mieć pozwolenia na budowę, badania geologiczne, no i bez sensu by było budować w tym miejscu, gdzie dom im niedawno popłynął.

 

Czyli problem osuwiskowy ma pan zamknięty?

– Nie, nic błędniejszego! On jest częściowo zażegnany dla tych ludzi, których domy uległy zniszczeniu i mieli nakazy rozbiórki. Ale to jest duży problem, który jest i będzie, bo całe tereny, hektary gruntów pojechały, już nie mówiąc o infrastrukturze, kanalizacyjnej, wodociągowej  czy gazu ziemnego. Trzeba wyjść z założenia następującego: osuwiska nie da się zatrzymać.  Z osuwiskami należy nauczyć się żyć.

 

Jak?

– Przede wszystkim nie budować się w miejscach, które są zagrożone osuwiskami. Budować się w miejscach pewnych, geologicznie zbadanych. Można uprawiać tamte tereny, na ile jest to możliwe, ale nie powodując ich erozji. Czyli zakładać łąki, pastwiska czy ewentualnie lasy, a nie robić półek, gruntów ornych, to wszystko bowiem powoduje, że woda wsiąka i teren jest narażony na osunięcie się.

 

Z powodu osuwisk trzeba było zmienić plan zagospodarowania?

Nie zmienialiśmy  miejscowego planu, jedynie w kilku przypadkach wyłączyliśmy tereny, które były budowlane a są na terenach osuwiskowych. Natomiast generalnie nie przymierzamy się do zmiany planu, bo musielibyśmy  bardzo dużo terenów wyłączyć spod budownictwa mieszkaniowego. A w ustawie o planowaniu przestrzennym jest zapis: jeżeli w wyniku zmiany planu działka traci wartość, to gmina ma obowiązek wypłacić odszkodowanie, tę różnicę między wartością gruntu jako terenu budowlanego a jako rolnego. Ja na to pozwolić sobie nie mogę, bo pieniędzy na to nie ma.

 

A jeśli ktoś będzie się tam chciał pobudować?

– To po pierwsze musi mieć badania geologiczne i jeżeli geolog podpisze się pod tym, to oczywiście administracja – w tym wypadku starostwo – nie może mu odmówić. Natomiast jedna trzecia terenów u nas to są tereny osuwiskowe. Czynne lub potencjalne osuwiska.

 

Czyli trzeba liczyć tylko na to, że ludzie z rozsądku nie będą się na nich budować.

– Ludzie powinni podejść do tego rozsądnie. Tłumaczyłem na zebraniach wiejskich, czym grozi robienie lobbingu, żeby przekwalifikować im te tereny na budowlane, choć według map geologicznych wychodziło, że tam są potencjalne osuwiska. Zawsze mówili: „Tam nigdy osuwiska nie było, drzewa rosną, domy stare wybudowane są”. Dawałem im więc na zebraniach jako przykład zdjęcie: dom z okresu międzywojennego, drewniany, obok wybudowany nowy i co się okazuje – w 2010 roku pojechał jeden i drugi. Wyciągnijcie wniosek: Mówicie, że nigdy nie jechało? Nie jechało, aż przyszedł rok 2010 i pojechały oba domy.

 

Powodzi w niektórych miejscach też sto lat nie było, a w sto pierwszym roku przyszła…

– Tak. Bardziej do wyobraźni i rozsądku ludzi trzeba przemawiać, niż administracyjnie, gdyż ustawa o planowaniu przestrzennym nie przewiduje innych regulacji na wypadek klęsk żywiołowych. To po prostu jest prawo miejscowe i gmina decyduje, gdzie jaki teren ma być, ponosząc tego konsekwencje .

 

A co z zagrożeniem osuwiskowym dla komunikacji?

– To też jest problem, z którym się borykamy, borykać będziemy i musimy się nauczyć z tym żyć. Jedynie naprawiać możemy. Gdzie jest możliwość – zabezpieczać te osuwiska, stabilizować. Jest to bardzo kosztowne i czasem się nie opłaca stabilizacji wykonać, tylko naprawiać, lepić, by utrzymać przejezdność drogi. Najlepszym przykładem jest droga krajowa nr 75 z Justu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych praktycznie nie planuje zabezpieczenia i stabilizacji tego odcinka drogi, tylko łata kolejne uskoki, aby utrzymać przejezdność. A ta góra płynie, w 2010 roku wykonawcy już sprzętu stamtąd nie zabierali, tylko trzymali obok, bo codziennie trzeba było coś poprawić. Według badań Państwowego Instytutu Geologicznego ona ma poślizg na dwóch płaszczyznach: jeden jest na kilku metrach głębokości, drugi na kilkunastu. Dwa górotwory, które się przesuwają. Przy drodze były założone tzw. sondy, które w trakcie osuwisk po powodzi w 2010 r. zostały przerwane z powodu dużego przemieszczenia się tego odcinka drogi.

 

System ostrzegania lepiej działa niż kiedyś?

– Jeśli chodzi o osuwiska, to nie ma systemu. A powodzie dotyczą tylko części gminy, od Justu w kierunku Brzeska. Rejon Tęgoborzy nie jest zagrożony z uwagi na jezioro jeśli poziom wody będzie zbyt spiętrzony, muszą puścić wodę na zaporze. Zagrożeniem jest głównie rzeka Łososina. Ona robi największe szkody w czasie powodzi . Dlatego w ubiegłym roku gmina zainstalowała na rzece Łososina we Wronowicach monitoring powodziowy, wskazujący poziom wody. Każdy, wchodząc na stronę internetową gminy  www.lososina.pl  i klikając na baner  "MONITORING POWODZIOWY"  może śledzić poziom wody. Dzięki niemu obserwujemy historię stanu  wody, a także prognozę i możemy podejmować odpowiednie decyzje.

Ściśle współpracujemy też z gminami Laskowa i Limanowa, w okresie wezbrań rzek kontaktujemy się, przekazujemy sobie, jaki jest u nich i u nas poziom wód. Jest także tradycyjne odczytywanie z łaty , która jest na moście w Łososinie Dolnej i już wiem, że jeżeli tam jest 190 cm to jest jeszcze bezpiecznie, ale jak wyjdzie 290 cm, to Witowice będą zalane. Od poziomu 190 cm cały czas kontrolujemy, czy zatrzymuje się, czy rośnie i jeśli trzeba alarmujemy mieszkańców. Witowice mamy przy ujściu do Jeziora Czchowskiego i tam jest największy problem. Jak są ulewne deszcze, to też potoki wzbierają  i robią  szkody.  I tak jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że tylko jedna rzeka stwarza nam największe zagrożenie. Dunajec dla nas groźny nie jest.

Rozmawiała Bernadeta Waszkielewicz

Fot. BW oraz Urząd Gminy Łososina Dolna







Dziękujemy za przesłanie błędu