Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 13 maja. Imieniny: Agnieszki, Magdaleny, Serwacego
02/04/2012 - 11:09

Andrzej Stasiuk: Fajnie jest gdzieś wyjechać, a potem wrócić

Gościem specjalnym pierwszego dnia Festiwalu Podróży i Przygody był Andrzej Stasiuk. Korzystając z wizyty pisarza w Starym Sączu, rozmawiamy z nim na tematy ogólnie związane z podróżowaniem lub - jak on woli - przemieszczaniem.
Nie przepada za zachodnią Europą, chociaż bywa w Berlinie i miasto to mu się podoba. Był w Londynie, ale, jak twierdzi, bardzo się zmęczył. Woli raczej kierunek południowo-wschodni i wschodni. Andrzeja Stasiuka w zasadzie nikomu szerzej nie trzeba przedstawiać. Wybitny prozaik, poeta, eseista i dramaturg - nagrodzony m.in. Nagrodą Fundacji im. Kościelskich (1995) za powieść „Biały kruk” oraz Nagrodą Literacką Nike w 2005 roku za powieść „Jadąc do Babadag”. Autor m.in.: „Murów Hebronu” (1992), „Opowieści galicyjskich (1995), „Fado” (2006), „Taksim” (2009). Jego literatura wytycza nowe szlaki, metaforycznie i dosłownie, bo związana jest często z konkretnymi miejscami na mapie i po tej mapie podąża.
Wspólnie z żoną, Moniką Sznajderman, prowadzi Wydawnictwo Czarne, specjalizujące się w literaturze środkowoeuropejskiej. Mieszka w Wołowcu w Beskidzie Niskim.


Jak podróżuje Andrzej Stasiuk? Czy tak jak bohaterowie jego książek? Czy tak jak oni podróżował przed laty, a teraz robi to zupełnie inaczej?
Cóż, ja jestem bardzo stary i napisałem wiele książek...

Np. jak narrator w „Jadąc do Babadag”...

Różnie się podróżuje, np. jadąc na rowerze. Każde wyjście z domu to jakaś podróż. W tym roku, jak po raz pierwszy wsiadłem na rower i podjechałem pod kilka gór, myślałem, że umrę, ale nie umarłem...

A lubi Pan w ogóle podróżować, bo jak się o Panu czyta informacje, to wydaje się, że jest Pan domatorem?
Najlepiej dom smakuje, jak się do niego wraca. Ja lubię jeździć. To słowo jest bardziej zwrócone do rzeczywistości. Słowo podróżować ma w sobie duży ładunek, kojarzy się z czymś poważnym, a ja po prostu lubię jeździć. Czasami zajeżdżam gdzieś daleko.

Jeździć, tzn. wsiąść w auto i przebyć kilkadziesiąt, kilkaset kilometrów?

Kilkanaście, kilkadziesiąt... Wczoraj pojechałem sobie np. do Żmigrodu i obszedłem tamtejszy rynek. Tak bez żadnego planu. Poszedłem na autobus w Gorlicach i pojechałem. Była piękna pogoda, a przede wszystkim piękne krajobrazy.

A jaki kierunek tras Pan najczęściej wybiera?
Miałem ból, jak się tu wybierałem, bo najbardziej lubię jeździć na Wschód. Jeżeli miałem wybór jechać do Nowego Sącza czy Krosna, to zawsze wolałem wybrać to miasto bardziej zapyziałe.
Lubię jechać w te strony, przy których granicy mieszkam, czyli kierunek południowo-wschodni. Teraz tak się złożyło, że na Wschód i to bardzo daleko. Rok po roku coraz dalej.

Polska, Słowacja, Węgry, Rumunia i w stronę Bałkanów... Co łączy mieszkańców tych państw, w których towarzystwie Pan się dobrze czuje?
Spadek Austrowęgier, spadek komunizmu... pewna drugogatunkowość, poczucie marginalności, którą sobie bardzo cenię. Łatwiej się dogadać z człowiekiem z Bałkanów niż z Francji. W ogóle na Bałkanach łatwo się dogadać, bo oni są tacy strasznie otwarci. Chcą gadać, przyjaźnić się. Czasami są wręcz nachalni.

A co z regionem nieopodal Pana Beskidu Niskiego? Lubi Pan Sądecczyznę? Np. Stary Sącz, w którym teraz jesteśmy?
Nie jest tak, że nie lubię, więc to już coś. Lubię, chociaż bardzo rzadko tutaj bywam. Nigdy nie jest mi tu po drodze, więc nie bywam często w Starym Sączu. Nieraz jest tak, że przyjeżdża ktoś do mnie z zagranicy, wtedy ich tu przywożę, żeby pokazać im kawałek ładnej Polski.
Usiadłem sobie w Staromiejskiej na kawie i patrzę przez okno, a tu ciemno na tym rynku. Pięknie, taka wyrwa ciemności, tylko się latarenki palą, a w środku taki sześcian ciemności i tylko chłopaki w brykach siedzą i się naradzają, planują, co zrobić z wolnym piątkiem. Weekend się zbliża...

Skoro Pan tak ładnie rysuje przestrzeń miasta, dokładnie starosądeckiego rynku, to spytam z ciekawości o inne niedalekie miejsce. Czy wymarłe miasto z „Taksim” to Gorlice?
Nie... (śmiech) to jest miasto z „Taksim”. Poprzedni gorlicki burmistrz mnie przeklął, bo ten obecny jest w porządku, książki czyta. Tamten mnie przeklął: „Czy ten Stasiuk nie widzi, że czterysta kilometrów kanalizacji zrobiliśmy?!”
To jest fikcja zrobiona z różnych kawałków miasta. Gorlice wymarłe? Pan wybaczy...

Mieszkam od kilku lat w Nowym Sączu. To miasto też jest wymarłe...
Proszę sobie pojechać na Słowację, tam to są dopiero fajne wymarłe miasta. Wszyscy Słowacy zamknięci siedzą w domu. Coś jest na rzeczy.

Na Słowacji, gdy się trochę pobłądzi, można trafić na cygańskie wioski, gdzie dzieci przy ulicy stoją nagie. To jest dopiero dziwny świat, a tuż obok.
Stoją gołe, bo im gorąco jest. To nie jest dziwny świat, to cygański świat, do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni.

A Pana taki świat urzeka?
Urzeka? Po prostu istnieje, a ja go opisuję. Jakby mnie urzekał, to bym został Cyganem. Romowie są pewnym elementem słowackiego krajobrazu. Dobrze wypadają w książkach.

Co z podróżami poza Europę, bo na Festiwalu Bonawentura będzie Pan mówił o mongolskiej przygodzie?
Mongolia, Daleki Wschód pogranicze rosyjsko-chińskie. Zacząłem tam jeździć, bo ta Europa jakaś taka ciasna się zrobiła. Ile można jeździć na Bałkany. Jakimś takim naturalnym kierunkiem jest Azja.

Ex Orient lux?
Niekoniecznie. Mnie pociągają kraje apokaliptyczne. Te groźne, potworne i które coś przeżyły wielkiego. Dlatego jeżdżę do Rosji.

Po przygodę? Powiedział Pan „kraje groźne”...
Nie w sensie, że ci tu w łeb dadzą, ale w sensie historii. Jak się patrzy na historię rosyjską i na ogrom tego kraju, to robi wrażenie. To nie jest Benelux, to nie jest nawet Polska.
Proszę być spokojnym, nie jeżdżę, żeby mi po mordzie dali. Nie w taki sposób są groźni.
A w tym roku może do Chin pojadę. Tam są dopiero pociągające rzeczy.

I co, jakieś chińskie motywy pojawią się w książkach?
Nie wiem. Zobaczymy. To jest tak - Człowiek strzela, a Pan Bóg kulę nosi...


Rozmawiał Janusz Bobrek

Fot. JB






Dziękujemy za przesłanie błędu