Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 26 kwietnia. Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda
15/01/2022 - 15:15

Znajdźmy wreszcie hejnał dla Nowego Sącza. Może "Jasiek" się nada?

"Sądeczanin" wciąż szuka hejnału dla Nowego Sącza. Tak porządne miasto nie może przecież zadowolić się tym, co obecnie dobiega z ratuszowej wieży. O hejnale dla Sącza pisze dziś Leszek Mazan, jeden z najbardziej znanych sądeczan:

Hejnał (po madziarsku jutrzenka, poranek) przyjechał do nas zza Karpat wraz z orszakiem księżniczki Jadwigi Andegaweńskiej w beczce z węgierskim winem. Od przełomu XIV/XV wieku największą karierę zrobił w Krakowie, co nie zmienia faktu, że nie dla wszystkich był melodią przyjemną: któż bowiem lubi, gdy rankiem wzywają go do roboty lub modlitwy? Nie chce ci się? A jak w dniu Sądu Ostatecznego archanioł trąbą wzywać będzie, to też zatkasz uszy?

No cóż. Jak mówił stary Maćko z Bogdańca: - Nie próbujmy wyroków boskich dochodzić, by czasem nie pobluźnić. Już trąbią? No to nuże, narodzie, do nowego dnia! Niech książę pan zechce przeciągnąć się w piernatach, niech czarnoraboczy spuści nogi z twardego wyrka, chłop ziewnie na przypiecku, żebrak rozprostuje obolałe kości na kamiennej ławie, towarzysz w obozie wsunie rękę pod głowę, czy aby pistolety – nabite i podsypane – są na swoim miejscu.

Jadwiga Andegaweńska obraz Marcello Baciarelli

Kędyś, pod murami, czekają na otwarcie bram wędrowcy, których noc pod miastem zastała, czekają na zezwolenie wjazdu pańskie karety i chłopskie wozy, kulą się w porannym chłodzie rozmaite rzezimieszki, zelwipludry, wędzikalety i łuszczybochenki ciągnące za łatwym groszem. Ha! Niech czekają! Brama nie zazgrzyta, nim z baszty, z wieży ratuszowej lub kościelnej nie wychyli się kudłata, rozczochrana głowa, a z rogu czy trąbki nie popłynie hejnał.

Czekają w Norymberdze i Krakowie, we Lwowie, Gdańsku, w Budzie i Wrocławiu. Wszędzie. Bo wszędzie hejnał zawsze zwiastował nadejście słońca i konanie dnia… W obozach rycerskich rozbrzmiewały o świcie i zmierzchu hejnały nieco inne. Pamiętnikarz Chruściński w siedemnastym wieku pisał: Niż jutrzenka nad obozem wschodzi, muzyki hejnał otrąbią krzykliwy. Melodie budzielne rozbrzmiewały w coraz większej ilości miast europejskich, grane najpierw z baszt murów obronnych, a potem z wież kościelnych i magistrackich.

Trębacze wieżowi mieli również obowiązek stałego czujnego obserwowania grodu, natychmiastowego alarmowania o pożarze, nieprzyjacielu i zbliżających się niezapowiedzianych orszakach utytułowanych gości, których – podobnie jak dziś – bano się gorzej od Tatarów czy morowego powietrza. A magistraty i księża proboszczowie dokładali coraz więcej pracy: hejnał już nie tylko budził, ale i żegnał do snu, grywany był również w południe (Kraków przebił wszystkich: nieszczęsny trębacz gra co godzinę cztery razy całą dobę), z wieży płynęły pieśni Maryjne, wielkopostne, adwentowe, rocznicowe, patriotyczne.

Nie unikano też Wielkiej Polityki: w Zamościu od siedemnastego wieku do dziś, w południe, hejnał grany jest na trzy strony świata: od strony czwartej, zachodniej, leży Kraków, który w XVII wieku storpedował ideę Akademii Zamojskiej, a takich rzeczy się nie zapomina!

Z biegiem lat w stronę Niebios płynęło coraz mniej hejnałów, na magistrackich i kościelnych wieżach marzło (albo wprost przeciwnie) coraz mniej muzyków-strażników, zastępowanych sukcesywnie fajermanami z zawodowych straży pożarnych. Dopiero w latach trzydziestych ubiegłego wieku zaczęto zdawać sobie sprawę, że prawdziwie dumne ze swych tradycji miasto jest bez hejnału jak indyk bez soli, że rezygnacja z niego to brak szacunku dla historii, krzywda wyrządzana mieszkańcom i turystom.

Coraz częściej kolejne miasta dogrzebywały się w archiwach i pamiętnikach do nut starych, nieraz średniowiecznych melodii, do opisów hejnałowych ceremonii. Gdy poszukiwania zawodziły – adoptowano inną starą lub tworzono nową melodię, nowy lokalny obyczaj. W Warszawie, na przykład, hejnał gra się codziennie o godz.11,15, bo dokładnie o tej porze, w czasie bombardowania miasta we wrześniu 1939 roku stanął zegar na stołecznym Zamku (muzyka oparta jest na motywach Warszawianki).

W rezultacie dziś aż w sześćdziesięciu (tak!) polskich miastach z wież ratuszowych, kościelnych czy zabytkowych obiektów płyną hejnałowe melodie. Jak było w naszym Nowym Sączu? Grali, czy nie grali?

Można domniemywać, że tak. Trąbić było z czego - przecież już od lokacji miasta, zgodnie wolą Wacława II nasze podatki szły (przynajmniej hipotetycznie) na budowę 1700 metrów murów obronnych, w których jak perły w koronie tkwiło czternaście baszt i cztery zamykane na noc bramy. Mieliśmy (i mamy) wieżę ratuszową i wieżę kościoła parafialnego św. Małgorzaty. Czy nawoływano z nich – trąbką, rogiem lub krzykiem - do wstawania, modlitwy, pracy, wieczornego wychodzenia z karczmy (tak jak w Krakowie, Lublinie czy Poznaniu), albo przynajmniej (bo i tak czasami bywało) do opamiętania?

Niestety (jeśli się nie mylę) pierwsza wiadomość o nowosądeckim hejnale pochodzi z roku 1976, kiedy „nawiązując do wielowiekowej tradycji przodków” kurant - stylizowaną melodię Krakowiaka Sądeckiego - grał z magistrackiego balkonu sławny trębacz orkiestr Wojsk Ochrony Pogranicza, Stanisław Szary. Nagranie odtwarzano z wieży przez dobrych kilka lat do roku 1983. Potem były różne pomysły, różni wykonawcy, różne melodie, ale zawsze tak samo gorące spory.

W ubiegłorocznym, lutowym numerze „Sądeczanina” ukazało się podsumowanie tych kilkudziesięcioletnich bezowocnych sporów. I konkluzja: na litość boską, czy rzeczywiście nasz dobry, kochany Nowy Sącz nie doczeka się nigdy własnego hejnału? „Sądeczanin” piórem redaktora naczelnego namawiał do nowych propozycji. Oto moja. Z obozowych harcerskich lat 1956-1960 zapamiętałem piękną, ogniskową piosenkę o Jaśku spod Sącza.

Od sioła, do sioła, z dalekich, hen, stron
Pieśń płynie wesoła i skrzypek brzmi ton.
Wędrowna opończa skrzydłami się zda
To Jaśko od Sącza powraca i gra…

Od skrzypek muzyki aż trzęsie się bór
Słuchają czyżyki, kto wraca zza gór.
Milcz rzeszo kwiląca, tu każdy cię zna
To Jaśko od Sącza powraca i gra…

A siostra Beata wygląda zza krat
Pieśń jakaś skrzydlata, znajoma sprzed lat.
O pieśni skowrończa, o dola ty ma!...
To Jaśko od Sącza powrócił i gra.

Tekst, który cytuję z pamięci, wyszedł spod pióra młodopolskiej poetki Marii Wolskiej (zm.1930). Muzykę napisał sławny kompozytor Władysław Żeleński (ojciec Boya), który potrafił genialnie wyczuć nastrój wiersza, „podmalować” muzyką tekst, wyczarować z niego wszystko, co najlepsze (nawiasem mówiąc, jest on również autorem muzyki do pieśni będącej przez długie lata naszym nieoficjalnym hymnem narodowym Góralu, czy ci nie żal).

Melodia Żeleńskiego ten wzruszający, acz skromny wierszyk pani Wolskiej uczyniła pięknym, a zapamiętuje się ją już po pierwszym słuchaniu. Z duszy, serca namawiam, by przy kolejnych deliberacjach „w temacie hejnał” pozwolono grać na skrzypkach Jaśkowi od Sącza. Być może okaże się, że to właśnie jest to…

Władysław Łokietek

Zakończmy jednak próbą rozwiązania zagadki, dlaczego „uśmiech pana Boga”, czyli nasz Sącz dotknięty jest hejnałową niemocą? Być może warto przytoczyć tu historię, no, raczej legendę – ze względu na swą tematykę aktualną, choć wiodącą się z czasów króla Łokietka, a dotyczącą zwolnień grupowych. 

Otóż za panowania owego króla, który jak każdy nikczemny wzrostem mąż stanu okrutnym był cholerykiem, zdarzyło się, że strażnicy na basztach z powodów, których można się tylko domyślać, spali przez trzy dni - i przez tyleż dni nie trąbiono melodii budzielnych, a bramy miasta stały dzień i noc szeroko otwarte.

Król dysząc żądzą mordu, zawezwał przed swoje oblicze całą radę miejską, oskarżając ją o zdradę stanu, za co wtedy groziła, mówiąc dzisiejszym językiem, „czapa”. Rajcowie, prochem przed królem leżąc przysięgali, że są niewinni, czego nie można powiedzieć o strażnikach przy bramach. Król posłał umyślnego, sprawdził, rajcom darował, a leniwych łajdusów kazał z miasta na wsze czasy wyżenić. Z tego wszystkiego wynika, iż służba hejnalistów nigdy i nigdzie nie gwarantuje spokoju, grozi nadepnięciem na polityczną minę.

Może dlatego oba Sącze w temacie pieśni budzielnych przez całe wieki były i są nader ostrożne. Król Łokietek był tutaj w 1320 roku z tłumem Madziarów, a gdzie Madziarzy - tam wino, gdzie wino - tam głębokie sny. Również w czasie służby na murach. (Leszek Mazan) Tekst pochodzi z miesięcznika "Sądeczanin".

Poniżej, pochodzący z wydania (1902, nr 297) "Słowa Polskiego" tekst wiersza Maryli Wolskiej:

O Jaśku spod Sącza "Słowo Polskie" 1902







Dziękujemy za przesłanie błędu