Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 15 maja. Imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii
19/07/2012 - 13:34

Kabaret Lubię To! Studenci z dużym poczuciem humoru

Lubię To! – to wyrażenie większości ludzi kojarzy się z popularnym serwisem społecznościowym. Ale przecież jeszcze kilka, kilkanaście lat temu było przede wszystkim wyrazem tego, co nam się podoba, czym się zachwycamy, co chcemy oglądać jak najczęściej.
Właśnie takie emocje chce wzbudzać kabaret „Lubię To!” z Nowego Sącza. Założony na początku 2012 roku przez czwórkę pozytywnie zakręconych studentów Instytutu Ekonomicznego sądeckiej PWSZ jest odpowiedzią na otaczającą nas szarą rzeczywistość. Członkowie kabaretu uważnie obserwują aktualne wydarzenia z kraju i ze świata, czerpiąc z nich inspirację do swoich autorskich skeczów. Nie boją się dotykać tematów trudnych, zachowując jednak granice dobrego smaku. Chętnie śmieją się z typowych ludzkich przywar, podkreślając za każdym razem dystans do samych siebie.
Stare powiedzenie mówi, ze śmiech to zdrowie. Jeśli tak to kabaret „Lubię To!” jest jedną, wielką objazdową lecznicą, do której może zawitać każdy – bez względu na stan ubezpieczenia, refundacje NFZ i aktualny stan książeczki szczepień.
Kim są członkowie kabaretu? Jak sami twierdzą nie mogło ich spotkać nic lepszego niż spotkanie się w swoim gronie, bo tak zgranej bandy cudaków o podobnym poczuciu humoru jeszcze nie widzieli. Ale może po kolei…
Jak nakazują dobre maniery – najpierw Panie!
Paulina Kostrzewa – pomysłodawczyni nazwy kabaretu, którą zamierza w najbliższym czasie opatentować. Opisać ją jednym słowem, to jak wyjaśnić jednym słowem instrukcję obsługi promu kosmicznego. Z nią lepiej byłoby się wybrać na inny prom – komiczny. Taka mała, kabaretowa burza – przyjdzie, narobi zamieszania, a i tak okaże się, że wszystkim to wyszło na dobre. Wszędzie jej pełno, ostatnio ponoć widziano ją w tym samym czasie w Las Vegas, Tokio, w Obornikach i na Jamajce w jednym czasie. I choć uparcie twierdzi, że nie posiadła jak dotychczas umiejętności teleportacji, to z niesamowitą częstotliwością przemieszcza swój głos, który wyprzedza ją o co najmniej kilkaset metrów. Pasjonatka fotografii, co z resztą nie może dziwić, bo od pewnego czasu zawsze ma ze sobą aparat (ortodontyczny). Największy narcyz w kabarecie – stwierdziła kiedyś, że chciałaby w życiu zobaczyć kawałek świata, ale w zasadzie nie ma po co, bo takiego cuda jak przed lustrem nie zobaczy nigdzie.

Adrianna Basiaga – kabaretowy pierwiastek kreatywny. Odwaga to jej drugie imię, żadna rola nie jest jej straszna (podobno zagrała połowę orków w ekranizacji Władcy Pierścieni, w co zważywszy na jej urodę do dziś nikt nie chce uwierzyć). Czasem zakręcona jak termos, ale kiedy odkręci głowę pełną pomysłów staje się prawdziwą skarbnicą gagów. Najładniejszy uśmiech w kabarecie, co potwierdzone jest licznymi komentarzami przechodzących wokół mężczyzn. Legenda głosi, że uśmiech ten odwzajemnił jej nawet pomnik Mickiewicza w Krakowie. A, że śmieje się często, to jej entuzjazm udziela się nie tylko członkom kabaretu, ale wszystkim, którzy znajdują się w promieniu kilku kilometrów (ponoć krowy nawet więcej mleka dają). Typowy kabaretowy błysk radości.

Sebastian Filipowicz – pomysłodawca i założyciel kabaretu. Od pewnego czasu pokochał radio z wzajemnością, ale ze sceny nie zszedł od podstawówki (choćby go wołami ściągali). Próbował już sił w dziennikarstwie, aktorstwie i sporcie, ale kto to widział, żeby piłkarz na boisku cały czas się śmiał? Jest głównym tekściarzem Lubię To!. A propos – lubi kopnąć piłkę, złowić rybę, obejrzeć dobry film, posłuchać w wolnym czasie muzyki i zjeść usmażoną przez siebie jajecznicę. Nie potrafi grać na żadnym instrumencie – no, może czasem na nerwach. Wiecznie rozgadany, ale na szczęście nie rozśpiewany, bo przy jego śpiewie pękają szyby, niedźwiedzie budzą się z zimowego snu, uaktywnia wulkan Yellowstone, a płetwale błękitne zaczynają okres godowy. Nie można powiedzieć, że żartami sypie jak z rękawa, bo tak dużych rękawów nie wymyślili jeszcze nawet amerykańscy naukowcy. Dyżurny optymista, (De)motywator, i jak wszyscy w kabarecie – pozytywny wariat.

Mateusz Dyrek – najgłębszy i najseksowniejszy głos w kabarecie. Mistrz spontanicznych wstawek, czym nieustannie doprowadza do napadów śmiechu resztę grupy. Mawiają, że jest dryblasem z pełnym wypasem, ale sam twierdzi, że choć jest długi jak kawał maczugi to jest też twardy jak słynne żelki z biedronki. Niestety bardzo grzeszy – urodą. Sam tak przynajmniej uważa. Co się jeszcze tyczy postury to ma ją jak mało który, bo choć jest obiektywnie kościsty to seksapil ma zajebisty! Entuzjasta piłki kopanej, dla naszej reprezentacji zarezerwował niezmierzone pokłady cierpliwości. Na koniec chciałby zwiedzić co najmniej pół świata – jak to przystało na pozytywnego wariata.

Kontakt z kabaretem pod adresem mailowym: [email protected]

Kabaret Lubię To!







Dziękujemy za przesłanie błędu