Jej śmiech do tej pory dźwięczy im w uszach. Smierć przyszła po nią w nocy
Każdy, kto znał Justynę Stochel z Limanowej mówił o niej, że była wulkanem energii i duszą towarzystwa. Nie było dla niej słów ,,nie da się”. Uczyła się języka migowego, gry na gitarze, tańczyła w zespole, grała w siatkówkę. Dziewczyna żywioł. Gdziekolwiek się pojawiała, zarażała optymizmem.
Czytaj też Tylu ludzi o nią walczyło. Nie udało się. Teraz Justyna wyruszy w ostatnią drogę
Cztery lata temu w jej pełne radości życie wdarła się śmiertelna choroba. Justyna nagle bardzo źle się poczuła. Ból głowy, wymioty… Wkrótce potem, wynik tomografu pokazał najgorszą prawdę. Guz pnia mózgu.
Nie poddała się. Zaczęła toczyć z chorobą śmiertelną walkę. Miała długie, jasne włosy… Po chemii wszystkie wypadły. Każdy by się załamał, ale nie ona…
Mamo, ja to pokonam! Jestem silna, wierzę w siłę naszej rodziny, razem przez to przejdziemy! – opowiadała o Justynie jej mama. - Bóg ma dla mnie plan, on wie, co robi. Raz zapytałam ją, skąd ma siłę… Powiedziała mi: Kiedy widzę, jak na mnie patrzysz i prawie umierasz, muszę być silna za nas dwie.
Zobacz też: Jej śmiech wciąż w brzmi w naszych uszach...
Przechorowała całe liceum. Po wyjściu ze szpitala w rok nadrobiła trzy lata. Nauczyciele patrzyli z podziwem. Leczenie przynosiło rezultaty. Wydawało się, że Justyna pokonała raka, że wygrała walkę o życie. Powoli zaczynała żyć jak zwyczajna nastolatka. Uczyła się do matury. Bawiła na studniówce. Marzyła o studiach: architektura albo ekonomia na Uniwersytecie Warszawskim. Kiedy mama mówiła, że tyle w życiu ją ominęło przez tę chorobę, ona odpowiadała ze śmiechem: Mamo, drugie tyle przede mną! Idę do przodu, pokonałam chorobę. Nic mnie nie załamie, ja mam tę moc!
Ale potem choroba znowu zaatakowała. Stan Justyny pogarszał się z dnia na dzień. Wyczerpały się już wszystkie dostępne metody leczenia nie tylko w kraju, ale też w Europie. Jedyną szansą była specjalizująca się w leczeniu guzów klinika w Monterrey w Meksyku. Tam lekarze dawali Justynie nadzieję.
Na leczenie potrzebnych było aż 800 tysięcy złotych. W zbieranie pieniędzy za pomocą internetowych zbiórek, charytatywnych akcji zaanagażowali się jej przyjaciele, znajomi i mnóstwo ludzi dobrej woli. Udało się uzbierać całą kwotę w ciągu miesiąca. Od listopada Justyna została poddana nowatorskiej terapii. Nie udało się. Odeszła w nocy, z wtorku na środę.
[email protected] fot. Facebook