Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 28 kwietnia. Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa
07/08/2016 - 12:25

Oprawca przywiązał kotu kamień do szyi i pozostawił na pewną śmierć w potoku

Cudem uniknął śmierci w męczarniach „Książę”, piękny czarno-biały kot, którego domem od dwóch lat jest jeden ogrodów działkowych na osiedlu Wólki w Nowym Sączu. Ranne zwierzę z przywiązanym do szyi prawie kilogramowym kamieniem nie miało szans na przeżycie, gdyby nie spostrzegawczość jednej z sądeczanek-działkowiczek, której kot jest ulubieńcem.

 To, co zobaczyła w potoku, nieopodal ogrodu, na trenie którego uprawia działkę, dogłębnie nią wstrząsnęło. To był „Księciu”. Jego oprawca, który chciał się go pozbyć, myślał, że zwierzę nie żyje. Czytelniczka naszego portalu zdecydowała się opowiedzieć tę wstrząsającą historię, bo jak mówi jeszcze nigdy nie spotkała się z takim okrucieństwem.

W minioną sobotę (30 lipca) poszła rano na działkę, na której lubi wypoczywać. Praktycznie jest na niej codziennie. Wiadomo – to, czy tamto trzeba doglądnąć. I oczywiście, jak to bywa, towarzyszą jej od czasu do czasu działkowe koty. Jak to koty, chodzą własnymi drogami. Przemieszczają się z jednego ogrodu na drugi. Tu się zdrzemną, tam posilą.  

Zobacz także: Krynica-Zdrój: Morderca Reksia strzelał też do kotów?

- Dochodziłam już do ogrodu, na terenie którego mam działkę – opowiada nasza Czytelniczka, która zastrzegła sobie anonimowość. - Przechodząc mostkiem nad potokiem, spostrzegłam w wodzie coś dziwnego, czarnego. Mogłam przejść nad tym obojętnie, ale coś jednak mnie tknęło. Musiałam sprawdzić, co to jest. Zeszłam więc nad wodę. Po tym, co tam zobaczyłam dosłownie zamarłam. W potoku leżał bowiem mój ulubiony kot działkowy, którego nazywam „Księciem”. Moje przerażenie wzrosło jeszcze bardziej, gdy zauważyłam przywiązany do jego szyi kamień ważący około kilograma  i wielką ranę przy uchu. Ktoś, jak przypuszczam, próbował go zabić tym kamieniem. Myślał, że nie żyje. I tak zostawił go na pastwę losu. Wzięłam „Księcia” na ręce. Tliło się w nim życie. Zwisał mi jednak bezwładnie.

Myśli naszej Czytelniczki krążyły wokół tego, czy kot przeżyje, czy uda się go uratować? Był weekend, więc sama się nim opiekowała.

„Księciu” to piękny, czarno-biały kot, podobny do angora, o puszystym, długim ogonie, gęstej sierści, błyszczącej szczególnie późną jesienią, gdy jego organizm sposobi się do zimowego przetrwania. Ma dwa lata. Urodził się na terenie jednego z ogrodów działkowych na osiedlu Wólki. Skąd jego taki, nietypowy wygląd? To wie tylko natura. „Księciu” ufał ludziom. Nie był typowym dzikusem. Przychylnie spoglądało na niego, i podziwiało, wielu działkowiczów.

 „Księciu” przez dwie doby walczył o życie.

- Doglądałam go prawie non-stop – szlocha nasza rozmówczyni. – Przemywałam środkami dezynfekującymi ranę, którą miał na szyi. Kot miał mocny organizm. Powoli dochodził do siebie. Jakież było moje szczęście, gdy w końcu wyszedł z kojca,  w którym go umieściłam, by się napić. Trzeciego dnia zaczął jeść. Byłam przeszczęśliwa. Pojawił się promyk nadziei, że wyjdzie z tego, że będzie żył jednak, wbrew komuś podłemu.  Wtedy też z jego dużej rany, powstałej prawdopodobnie po mocnym uderzeniu, wylała się czarna posoka zmieszana z krwią. Przy uchu pozostał wprawdzie ślad, po tej olbrzymiej ranie, która powoli goi się.

O przypadkach znęcania się nad zwierzętami opinia społeczna informowana jest znacznie częściej niż dawniej. Pod tym względem coś drgnęło, ale jeszcze niewiele takich spraw kończy się sukcesem. Zazwyczaj są one umarzane przez policję z powodu niewykrycia sprawcy. Jeśli już osoby znęcające się nad zwierzętami stają przed sądem, to zazwyczaj skazywane są przez wymiar sprawiedliwości na niskie kary pozbawienia wolności w zawieszeniu ich wykonywania. Niedawno jednak,  w takiej bulwersującej sprawie jeden z sądów na Pomorzu orzekł dwuletni wyrok (bez zawieszenia).    

Zobacz także: Krynica-Zdrój: Sprawa Reksia umorzona. Nagroda 3 tysiące złotych czeka

- Nie rozumiem jak ktoś mógł dopuścić się takiego czynu, takiego zezwierzęcenia – ze łzami w oczach  - mówi sądeczanka. - Czy to był człowiek? Co on myślał? W czym mu ten kot przeszkadzał? Dlaczego zanikły u niego wszelkie hamulce moralne? Powiedzieć, że to zły człowiek, to za mało. Czy zdawał sobie sprawę z tego, jak ten kot będzie cierpiał? Mówi się, że nie wolno dokarmiać dzikich kotów na działkach. To jednak wielu użytkowników działek postępuje wbrew tym zaleceniom. I ja tak postępuję, I będę to robiła dalej. Bo tak dyktuje mi moje sumienie. To są nasi „bracia mniejsi”, o których w swoich kazaniach i homiliach upominał się nawet papież Franciszek.

„Księciu” powoli dochodzi do siebie. Zaczyna spacerować po działkach. Do powrotu do pełni sił jednak daleko. Oby jego drogi nie skrzyżowały się ponownie z tym, czy innym człowiekiem, dla którego kocie życie jest bez wartości.

(MACH), Fot. (MACH) - kamień, jaki "Księciu" miał przywiązany do szyi.







Dziękujemy za przesłanie błędu