Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
26/02/2017 - 14:50

Zrobię wszystko, aby wykazać, że ta inwestycja może powstać na naszym terenie

Są politycy, którzy mówią, że jest możliwość spojrzenia na ten problem inaczej, ale ja to słyszałem już wiele lat temu. Teraz chce tylko powiedzieć: sprawdzam Skończył się czas obietnic, teraz czekamy na konkrety i rozwiązania, które pomogą nam zrealizować „Siedem Dolin” – mówi w rozmowie z nami Jan Golba, burmistrz Muszyny.

Nie czuje Pan już zmęczenia urzędniczymi przeszkodami stojącymi na drodze do realizacji „Siedmiu Dolin”?

Na pewno tak. Ale moja wrażliwość, jeśli chodzi o realizację tego przedsięwzięcia, w dalszym ciągu jest taka sama. Bo co my możemy zbudować na naszym terenie – fabryki, przedsiębiorstwa, które będą godziły w wartości uzdrowiskowe? No nie. My możemy jedynie rozwijać turystykę, która jest związana z naszym obszarem, z przyrodą, z architekturą i z krajobrazem, czyli taką, która nikomu nie przeszkadza. Popradzki Park Krajobrazowy był zakładany w 1988 roku i ja w tym procesie w jakimś stopniu uczestniczyłem, bo wtedy pracowałem jeszcze w Krynicy w Urzędzie Miasta. Wtedy przyjeżdżano do nas i przekonywano, prawie że na siłę, że park to będzie dla nas atrybut, atut, zbawienie, że on będzie pozwalał na tak zwany zrównoważony rozwój turystyki, i w zgodzie z środowiskiem te walory przyrodnicze będziemy mogli wykorzystać. Wtedy wyglądało to bardzo pięknie. Niestety po latach okazało, że nasz park, to w zasadzie nie jest park krajobrazowy, ba .. nawet nie narodowy, tylko rezerwat, w którym nic nie można zrobić ponieważ wszystko jest zakazane. Ostatnio podczas posiedzenia komisji Sejmiku Województwa Małopolskiego pojawiły się nawet propozycje, aby wszystkie „żyjątka” w tym parku chronić.

Wszystkie? Nawet mrówki, muchy?

No właśnie dlatego zapytałem, czy komary też mamy chronić? Przecież to kompletna przesada. Doszliśmy do jakiegoś paradoksu. Trzeba w końcu uderzyć się w piersi, usiąść w gronie ludzi, którzy czują ten problem i go rozwiązać. I rzeczywiście jestem tym znudzony, jestem zdegustowany, że to trwa tyle lat, i że pierwsze pomysły, które się pojawiały kiedy byłem jeszcze w Krynicy (do 2002 roku, przyp. red.) one wciąż są żywe. Stąd, mimo że jestem człowiekiem dużej wiary, to w tym przypadku moja wiara jest już mała, i to pomimo  możliwości, które się ostatnio pojawiają. Są politycy, którzy mówią, że jest możliwość spojrzenia na ten problem inaczej, ale ja to słyszałem już wiele lat temu. Teraz chce tylko powiedzieć: sprawdzam. Ja cały czas słyszę „spróbujemy”, „pomożemy”. W tym procesie uczestniczyli  chyba wszyscy – parlamentarzyści, radni, przedsiębiorcy, wojewoda, ministrowie, rząd, politycy. Były petycje, uzgodnienia, porozumienia, które miały nam pozwolić na realizację tej inwestycji.  I nic. A my się wciąż zastanawiamy, co w tym rejonie jest takiego cennego, że nasz projekt ciągle nie może ruszyć.

Pamięta Pan, czy podobne problemy pojawiały się przy budowie stacji na Jaworzynę?

Gdyby wtedy przyrodnicy i ludzie wierzyli, że kolej gondolowa zostanie zrealizowana, to by ona nigdy nie powstała. Nikt w to nie wierzył ponieważ wówczas to było przedsięwzięcie nowatorskie na skalę tej części Europy. Każdy kto o nim słyszał, uśmiechał się, tak jak dzisiaj się uśmiechają, gdy mówimy o krytym stoku. Wtedy dokładnie było tak samo. Każdy pukał się w głowę i mówił: jaka kolej gondolowa? Gondolą to w Wenecji, ale nie w Krynicy. Pamiętam jak dzisiaj. Tymczasem wykonaliśmy prognozę odziaływania na środowisko, choć ona się wtedy inaczej nazywała, i to zrobili fachowcy, którzy – de facto potem zostali okrzyknięci nieukami. Protesty przyrodników pojawiły się, gdy kolej już powstała. Wtedy się mówiło o zniszczonej Jaworzynie, mówiło się o wycince nie wiadomo jakiej ilości hektarów lasu, podczas gdy była to naprawdę niewielka ingerencja. Szkoda, że ludzie zapominali, że ta sama Jaworzyna kilkadziesiąt lat wcześniej była goła. Porastały ją łąki, a Łemkowie wypasali tam bydło. I mamy zdjęcia, które ten fakt dokumentują

W przypadku terenów przeznaczonych pod „Siedem Dolin” chyba jest podobnie?

Dokładnie. Cały ten obszar to tereny, które dopiero teraz zarosły krzakami i lasami. Przez to nagle całkowicie zmieniono podejście do systemu funkcjonowaniu drzewostanu w paśmie Jaworzyny. Ja pamiętam jak dzisiaj, kiedy znakomity naukowiec profesor Chodzicki przebudowywał strukturę drzewostanu na Jaworzynie i terenach sąsiednich, ponieważ uważał, że buczyna, która tutaj porastała te lasy to jest gatunek, który powinien zostać wyeliminowany, a w jej miejsce powinny być stworzone lasy mieszane. Były nawet budowane przedplony w postaci modrzewia, po to zresztą powstał Leśny Zakład Doświadczalny w Krynicy, pod patronatem Akademii Rolniczej. Teraz się to wywróciło do góry nogami, dlatego że w Unii uznano, że buczyna karpacka to gatunek, który jest ewenementem na skalę europejska i powinien być chroniony. Także wtedy, kiedy była budowana kolej gondolowa, sytuacja była zgoła inna. Przede wszystkim nie było obszaru Natura. Budowa stacji na Jaworzynę odbywała się z oporami, zapłacone zostały naprawdę duże sumy na to, żeby prowadzić analizy i zapłacić odszkodowania. Większość tych pieniędzy niestety poszła do Warszawy, a nie na ten teren. Gdyby było inaczej, dzisiaj moglibyśmy mieć inną sytuację – mielibyśmy opracowania naukowe, które mówiłyby jaka jest rzeczywistość na tym obszarze. Tymczasem dysponujemy tylko opracowaniami fragmentarycznymi, które nie oddają stanu rzeczywistego. My wciąż powołujemy na dokumenty z lat 70-tych, czasami w porywach z 80-tych, ale nie ma bieżących opracować. Bo to co zostało zrobione kiedyś przez firmę francuską jeśli chodzi o siedliska, nie zostało zrobione w sposób prawidłowy. Wszyscy, łącznie z RDOSiem mówią, że to nie jest podstawa do tego, żeby nam dawać pozwolenia.

To znaczy że ten dokument był wyznaczany „zza biurka”? Nikt nie poszedł w teren, aby zobaczyć jakie tam są rośliny, jakie żyją zwierzęta?

W tym dokumencie spotykamy się z sytuacjami takimi, że jest wyznaczone siedlisko, którego w rzeczywistości nie ma. Są korytarze ekologiczne, prowadzące przez domy wczasowe, hotele … No nie wiem jak ten jelonek miałby przejść przez hotel. Owszem zdarza się, że przechodzi przez podwórko czy znajduje się między domami, ale korytarz ekologiczny, czy korytarz migracji zwierząt, bo taka jest poprawna nazwa, to jakoś mnie nie przemawia. Więc w mojej ocenie, nie było to zbyt dobrze zrobione. Niedobrze że to jest podstawa do tego, żeby wydawać, bądź nie, jakiekolwiek decyzje.

W chwili obecnej sytuacja jest taka, że odbyło się spotkanie w Ministerstwie Środowiska i zapaliło się zielone światło dla programu rozwoju gmin nadpopradzkich, bo taki został utworzony. On jest w tej chwili przygotowywany, ale w międzyczasie pojawiają się też inne skrajne dokumenty, jak chociażby niedawno projekt uchwały Sejmiku Województwa Małopolskiego, która zakłada, że w parku krajobrazowym, w odległości stu metrów od linii rzek i potoków, nie można nic będzie zrealizować. Czyli z jednej strony robi się coś dobrego, ale z drugiej pojawiają się kolejne rozwiązania, które są jeszcze gorsze niż, te obowiązujące obecnie. Stąd mój sceptycyzm, wielki sceptycyzm, aczkolwiek nie ukrywam, że przygotowują wszystkie dokumenty, uczestniczę w tym procesie i zrobię wszystko, aby wykazać, że można na tym terenie realizować tego rodzaju inwestycje.

Mówi się, że taka inwestycja jak „Siedem Dolin” powinna mieć lidera w osobie jakiegoś samorządowca, bądź polityka. Czy Pan mógłby być takim liderem?

Ja i tak w jakimś stopniu lideruje temu przedsięwzięciu. To są pomysły związane kiedyś i dzisiaj z moją osobą. Natomiast tutaj uważam, nie musi być jeden lider. Moi koledzy z Popradzkiego Parku Krajobrazowego wszyscy w zasadzie mnie wspierają. I mają takie podejście jak ja. W tych sprawach mówimy jednym głosem - pracujemy nad jednym programem w ramach Związku Gmin Krynicko-Popradzkich. Jeżeli go stworzymy, zostanie on oceniony. Potem będzie zrobiona prognoza oddziaływania na środowisko, i jeśli ona będzie pozytywna, plus to co my wykonujemy teraz, czyli te prace badawcze w ramach projektu unijnego jeżeli chodzi o siedliska i zwierzynę, która się na tym terenie znajduje, to wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku.

Gdyby dzisiaj od Pana zależałaby decyzja o wydaniu pozwolenia na budowę „Siedmiu Dolin” podjąłby ją Pan bez zawahania?

Oczywiście, że tak. Ja nie siedzę za biurkiem, ale jeżdżę po świecie i interesuje się tymi sprawami. Gdy była budowana kolej na Jaworzynę, pojechałem do Francji, Austrii i obserwowałem jak to tam funkcjonuje, czy to jest dobry interes, czy nie. Jeżeli we Włoszech w parku narodowym mogą istnieć całe kompleksy narciarskie, to dlaczego u nas - w parku krajobrazowym taka inwestycja miałaby nie powstać. Tym bardziej, że jestem przekonany, że my ani siedliskom, ani zwierzynie nie zagrozimy ponieważ usytuowanie tych tras narciarskich w żaden sposób nie zaburzy środowiska. Proszę zauważyć, ze kiedyś na tym terenie rzadko można było spotkać rysia, wilka, czy niedźwiedzia. A wówczas dużych wyciągów nie było. Teraz są wyciągi, przyjeżdżają ludzie, wilków jest mnóstwo, podchodzą nawet pod gospodarstwa, i można też spotkać rysia, czy niedźwiedzia. To szkodzą te wyciągi zwierzynie czy nie? Jeśli zaś chodzi o zwierzynę płową - sarny, jelenie, to ja bym zapraszał na ten teren -  u nas łatwiej spotkać jelenia niż krowę. My za bardzo dbamy o dzikie zwierzęta, tej ochronie dajemy nawet prymat nad ochroną ludzi. Doprowadziliśmy do stanu, że nasi mieszkańcy muszą emigrować za pracą za granicę, i być może przy tych wyciągach trzeba będzie zatrudniać Ukraińców. A wszystko przez upór i brak dokumentów.

Zobacz też:Czy Krynicy opłaca się Siedem Dolin?

Artykuł pochodzi z lutego numeru miesięcznika "Sądeczanin"

Rozmawiała Kinga Bednarczyk-Zborowska







Dziękujemy za przesłanie błędu