Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
27/07/2018 - 15:00

​Wracają dzieci festiwalu. Święto Dzieci Gór 2018: dzień gruzińsko - krakowski

To już 26. Międzynarodowy Festiwal Dziecięcych Zespołów Regionalnych Święto Dzieci Gór. W tle od roku 2012 ta sama wspaniała scenografia. Monumentalne, skaliste góry, gęsty, iglasty las, pomarańczowy lisek, różowa sarenka… Scenografia, która jest wspomnieniem o wybitnym polskim himalaiście, Macieju Berbece.


 Z Tbilisi przyjechał Amer-Imeri. Tam dzieci od piątego roku życia uczą się trzygłosowej harmonii. Wyrastają w niej jak w ojczystym języku. Pani kierowniczka Magda Kevlishvili też była na Święcie Dzieci Gór w wieku 14 lat. Też jest festiwalowym dzieckiem. 

„Panie niech Duch twój modli się we mnie, bo życie pachnie jak chleb, bo życie może być jak chleb.” Śpiewa Józek, zapowiadając pierwszą pieśń, o żniwach, wyrażonych zapewne słowem, a na pewno gestem: ścinania sierpem kłosów, układania ich w snopy, otarciem potu z czoła.  Po zabawie dialogowej u kowala, pojawia się strzelec, myśliwy, łucznik. To Amiran, ten, który ukradł bogom ogień, gdy zabił jelenia, sięgającego swymi rogami niebios. I jak to w opowieściach bywa, Amiran przed chwilą dokonał swego najważniejszego czynu, a teraz opowiadają o jego narodzinach. I to jest logiczne.

By zainteresowano się czasem czyichś narodzin, powinien on dokonać czegoś doniosłego.  Jakie piękne są stroje gruzińskie, jakie różne, proste, trochę jak z rekonstrukcji średniowiecznych. Bardzo średniowiecznych. Dziewczęta czerwonymi szarfami i płatkami czerwonych róż zapraszają chorobę dziecka, by odeszła, czynią jej dobrą drogę, by zechciała odejść. 

Śpiew, trudny, kształcony od dziecka, a w śpiewie jeszcze łamańce językowe, choć nikt nie rozumie, każdy czuje, że łatwe nie są. I znów śpiew chóralny, piękny, trzygłosowy. A w kręgu misiek, jakby ten nasz, festiwalowy ożył, albo jego brat się objawił. Wybiera sobie krasawicę i prowadzi wokół, a potem do jednego z chłopaków, żeby im pobłogosławił, a może nawet ślub dał. To opowieść o przebudzeniu wiosny. Nowym życiu. 

Po kolejnych łamańcach językowych czas na same dziewczyny. Do dźwięków tiki-tiki, czyli czegoś  w rodzaju 14-tonowej heligonki, klaszczą najpierw, a potem tańczą. 
Wirują dwa kręgi, chłopcy wewnątrz w braterskim „ramię na ramieniu”. Dziewczęta wokół, opiekuńczym kręgiem kobiecym. Coraz szybciej, i szybciej. W śpiewie i tańcu. I wreszcie czas na popisy taneczne chłopców, chłopaka i dziewczyny, czterech chłopaków, a muzyka do tańca tylko jedna, najwspanialsza, muzyka głosów ludzkich. Gruzini udowadniają, w sposób najbardziej wymagający, że nie ma wspanialszego instrumentu. 

Amer-Imeri jest nietuzinkowym zespołem gruzińskim. Nie każe swoim członkom prężyć piersi pod skrzyżowanymi ładownicami. Kiedy walczą, to nie na noże, bo ich nie mają, ale na to, który dłużej ustoi na jednej nodze, kiedy się będą o siebie obijać, albo w najbardziej naturalnych zapasach, w których Gruzini zawsze byli wśród światowej czołówki. Nie każą chłopakom stawać na palcach, ale w kroku swobodnym płynąć przez scenę. 

I jeszcze jeden instrument, którego Józek nie zapowiedział, więc staje się dla nas niespodzianką. Czibon. Przez scenę cwałują gruzińskie konie, czyli chłopcy w tym charakterystycznym geście uniesionej  w górę dłoni i drugiej opuszczonej z tyłu. I zapraszają do tańca dziewczyny… Jedna para, potem druga…  I… koniec. Szkoda… (Kamil Cyganik Fot. Piotr Droździk)







Dziękujemy za przesłanie błędu