Pożenili robotykę z talentem literackim
Serwisanci niezbyt chętnie zabierali się do pracy nad takimi starymi maszynami. Woleli proste, łatwe zlecenia. R miewał jednak szczęście, trafiając od czasu do czasu na prawdziwego pasjonata, który przedkładał przyjemność obcowania ze starym, klasycznym modelem nad rutynowe naprawy gwarancyjne. Mógł dzięki temu przebywać w szacownym towarzystwie odtwarzaczy video, a nawet pierwszych modeli elektrycznego samochodu Tesla, jeszcze obsługiwanego przez człowieka.
Tego dnia zajął się nim Tecnic:
- Stary, twoja przyszłość nie wygląda różowo – powiedział, zerkając na monitor po podłączeniu R do urządzenia diagnostycznego.
- Nic nowego – odpowiedział nasz bohater.
- Jakby ci to powiedzieć, gdybyś, jak to się mówi, zmienił nawyki, to może...
- Co, może?
- Może, byś jeszcze trochę pociągnął.
- Co mam zrobić?
- Ja tu chyba niewiele pomogę, nie umiem cię przeprogramować, a to trzeba zrobić.
- Co radzisz?
- Nie jestem pewien, przydałby się ktoś, kto zna lepiej twoje oprogramowanie.
- Konstruktor?
- Może? Choć niekoniecznie. Znam kogoś, kto mógłby coś dla ciebie zrobić. Chcesz wiedzieć?
-Tak.
- Bernie, człowiek, teraz jest ogrodnikiem w ministerstwie. Jego ojciec pracował dawniej w tej fabryce, gdzie cię wyprodukowali. Był inżynierem. Bernie ma trochę papierów stamtąd. Zabrał jakieś instrukcje obsługi i czasem jest w stanie rozwiązać problem, z który my sobie nie radzimy. Wpiszę ci jego adres do nawigacji.
- Jasne. Dzięki, do następnego razu.
Bernie był jednym z tych ludzi, którzy kiedyś wybrali życie zamiast nierównej walki. Znał się na kilku rzeczach, z jakimi androidy sobie nie radziły i za to go ceniono. Był specjalistą prastarej sztuki uprawy drzewek bonsai, które cieszyły się wielkim uznaniem robotów i to nie tylko w Azji. Dzięki temu Bernie mógł prowadzić spokojne życie w tym zautomatyzowanym świecie. R zjawił się u niego po tygodniu. Choć zajmował się na co dzień polowaniami na ludzi, nie był agresywny w stosunku do tych, którzy pracowali dla robotów. Zdawał sobie też sprawę, że przyszedł po pomoc. ”Zobaczę w dokumentach” - powiedział ogrodnik, dowiadując się o przyczynie tych odwiedzin. Wrócił po 10 minutach.