Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 26 czerwca. Imieniny: Jana, Pauliny, Rudolfiny
07/12/2016 - 13:35

Pożenili robotykę z talentem literackim

Pasję do robotyki można udanie połączyć z literackim talentem. Dowiedli tego uczniowie sądeckich podstawówek Sara Węgrzyn i Sylwiusz Starczewski, laureaci konkursu organizowanego „Robotyka inspiruje”. Sara napisała opowiadanie, Sylwiusz stworzył niemalże prawdziwy poemat. Obie prace naprawdę warto przeczytać. Zachęcamy do lektury.

Sara Węgrzyn "Spotkanie"

 R tego dnia bardzo się przegrzewał. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Nie miał więcej zajęć niż zwykle. Temperatura na zewnątrz nie przekraczała 20 stopni, słońce rzadko wyglądało z za chmur. Było późne lato.

R był kilkunastoletnim robotem wyprodukowanym do pilnowania supermarketów nocą. Jego okres gwarancji dawno minął i ostatnio rzadko zaglądał do serwisu. Stary, dobry model na płycie Samsunga, z procesorem Intela. Z uwagi na swoje przeznaczenie był robotem dość agresywnym. Rottweiler wśród robotów, wyprodukowany w 5200 egzemplarzach. R po 8 latach oddanej pracy w 2 dużych sieciach handlowych i kilku bankach zajął się sportem. Ale wróćmy do początku...

Nikt już nie pamiętał, kiedy pojawiły się pierwsze roboty. Na początku były to konstrukcje przypominające zmywarkę z czterema kończynami i czymś na kształt odbiornika radiowego w miejscu, gdzie powinna być głowa. Jednak człowiek, niczym Bóg, chciał je uczynić podobnymi do siebie i nowsze modele zaczynały wyglądem przypominać ludzi.

Po kilku latach naukowcom udało się połączyć tkankę mózgową z procesorem i maszyny zaczęły odczuwać pierwsze prymitywne emocje i kierować się instynktem. Jakieś 40 lat temu sprawy na Ziemi przybrały nieoczekiwany obrót. Zaczęło się w Korei. W ciągu kilku dni zbuntowane androidy przejęły kontrolę nad państwem, jego przemysłem, energetyką, systemem obrony i internetem.

Niedługo podobne wydarzenia nastąpiły w innych miejscach na Ziemi i z czasem ludzie stali się obywatelami drugiej kategorii. Ci, którzy nie chcieli się z tym pogodzić, zginęli albo żyli w ukryciu poza dużymi miastami. Jedną z ulubionych popołudniowych rozrywek robotów stało się polowanie na ocalałych ludzi po to, aby ich „udomowić” lub, jeśli stawiali opór, zabić. Tym zajmował się R. Był w tym dobry.

Dzisiejsze polowanie zakończyło są dla R już po godzinie. Stanął nagle w rozkroku na leśnej ścieżce, nie mogąc się ruszyć ani do przodu, ani do tyłu, blokując drogę innym. W końcu ktoś go pchnął w pokrzywy. Ocknął się na przyczepie pojazdu ratunkowego w strefie przemysłowej miasta. „Nie cierpię niezaplanowanego serwisu” pomyślał, gdy jego akumulatory odżyły, łapiąc trochę słonecznej energii tego popołudnia.

Nie było wyjścia, trzeba było zbadać robota i spróbować go naprawić. Usterka mogła być poważniejsza niż zwykła wymiana baterii. R od paru miesięcy musiał się doładowywać kilka razy w ciągu dnia. W międzyczasie wymieniono mu baterię na nową, ale niewiele pomogło. R miał baterię niezintegrowaną, czyli taką, którą można wymienić – teraz  to rzadkość. Większość robotów ma długowieczne, wbudowane na stałe baterie, których „czas życia”, choć długi, po wyczerpaniu oznacza „śmierć” całej maszyny. Serwisem, podobnie jak przywiezieniem R do naprawy, zajmowały się inne roboty. Został przeniesiony z samochodu do magazynu i czekał na swoją kolej.







Dziękujemy za przesłanie błędu