Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
30/11/2020 - 12:15

„Nie opłaca się być szewcem”. Czy sami odeślemy ten zawód do lamusa?

Według polskiego powiedzenia szewcy znani są z przekleństw. Teraz właściciele zakładów rzeczywiście mogą być wzburzeni – klientów przychodzi coraz mniej i trudno jest utrzymać się z tej profesji. Jednak pan Józef Koralik, szewc z Nowego Sącza, nie używa niecenzuralnych słów mówiąc o swojej pracy, ale tłumaczy, jak sami częściowo przyczyniamy się do upadku tego fachu.

Fot. Sądeczanin

Czytaj również: Branża turystyczna zmaga się z klęską, a rząd ignoruje głosy przedsiębiorców

Józef Koralik w swojej profesji pracuje od lat siedemdziesiątych. Wtedy praca szewca miała sens, buty były drogie, więc wszyscy dbali o nie i oddawali do naprawy. Teraz czasy się zmieniły – parę butów można kupić w wielkich supermarketach za niecałe 50 złotych. Nie jest to zbyt duży wydatek, dlatego zamiast naprawiać zepsute buty, po prostu je wyrzucamy i kupujemy nowe.

Gdy już chcemy naprawiać buty, to zależy nam na cenie. Tanie buty chcemy naprawić za możliwie najniższą cenę – niestety, takie usługi kosztują, podobnie jak materiały, których się zużywa.
– Rzemieślnictwo w Polsce nigdy nie było doceniane – mówi Józef Koralik. – Na tym nie da się dużo zarobić, ale teraz jest jeszcze gorzej.

Dlaczego? Osiedle, na którym mieści się jego zakład szewski zamieszkują głównie starsi ludzie. Jak zauważa pan Józef, teraz seniorzy boją się wychodzić z domów. Z drugiej strony młodzi rzadko korzystają z usług szewskich – należą do pokolenia, które wyrzuca dziurawe skarpetki, zamiast je zacerować. O istnieniu zakładów szewskich przypominamy sobie dopiero kiedy zepsują nam się buty za kilkaset złotych lub nawet za kilka tysięcy.

Pan Józef ma swoich stałych klientów, których dobrze zna. Kiedy do jego pracowni przychodzi kobieta po odbiór butów już po chwili prowadzą miłą pogawędkę o jej rodzinie. Zleceń jest jednak coraz mniej, mimo że w jesienne i zimowe miesiące klienci najczęściej oddają buty do naprawy. – Dawniej od października do końca grudnia miałem bardzo dużo pracy – wspomina szewc. – Bywały lata, kiedy pracowałem w Wigilię do ostatniej chwili, bo tak dużo było zamówień. Dziś zdarza się, że naprawiam dwie pary butów dziennie.

Czytaj również: Tłumy na zakupach w sądeckich galeriach. Kolejki do sklepów i korki na parkingu

Fot. Sądeczanin

Pawilon handlowy przy ulicy Królowej Jadwigi powoli pustoszeje. Przedsiębiorcy rezygnują z wynajmowanych lokali i pozostawiają po sobie puste witryny sklepowe z kartką „Do wynajęcia”. Większość życia konsumenckiego przeniosło się teraz do galerii handlowych. Zagrożeniem dla zakładu pana Józefa jest najbliższa galeria handlowa na ulicy Nawojowskiej, w której klienci mogą załatwić wiele spraw w jednym miejscu. To wygodne dla sądeczan, ale krzywdzące dla właścicieli małych zakładów i sklepów. Niektórzy klienci o lokalnych przedsiębiorcach przypominają sobie dopiero w kryzysowych sytuacjach, kiedy życzliwi za pomocą mediów społecznościowych apelują o pomoc dla nich.

Szewców w mieście można policzyć na palcach u ręki. Józef Koralik potrafi wymienić gdzie dokładnie znajdują się te zakłady i kto jest ich właścicielem.

- Nie opłaca się być szewcem. Ten zawód powoli umiera – podsumowuje Józef Koralik. - Gdyby jakiś młody człowiek chciał się szkolić w tym kierunku, osobiście bym mu to odradził. Tak długo bym go przekonywał, aż porzuciłby ten pomysł.

Jego znajomi po fachu już odchodzą na emerytury i zamykają zakłady. Podobnie chce zrobić na wiosnę szewc z ulicy Królowej Jadwigi – przetrwać zimę, a później odpocząć. Józef Koralik powtarza, że dla niego najważniejsze jest zdrowie, o które chce zadbać. To z pozoru banalna konstatacja, ale pokazuje co powinniśmy w życiu cenić. ([email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu