Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
13/05/2020 - 13:20

Jechali na tamten świat autobusem z Męciny do Nowego Sącza?

Wszystkie miejsca siedzące są zajęte i nawet w przejściu stoją ludzie, tak wyglądał jeden z porannych kursów autobusu z Męciny do Nowego Sącza, choć w kraju szaleje epidemia koronawirusa. – Dla niektórych to może być ostatnia podróż w życiu – alarmuje jedna z pasażerek. Co na to przewoźnik?

W obawie przed szerzącą się epidemią koronawirusa, niektórzy jak ognia unikają zbiorowej komunikacji i jeżdżą własnymi samochodami. Ci, co panice nie ulegają albo zwyczajnie samochodów nie mają, stawiają na podróż autobusem. Zgodnie z obostrzeniami, tylko połowa miejsc siedzących może być zajęta. Jak się okazuje, przepisy nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Tak było na trasie z Męciny do Nowego Sącza.  

Czytaj też Chiński wirus w podróży. Czy trzeba się bać autobusów i pociągów do Krakowa?

- Codziennie jeżdżę do pracy busem jednego z prywatnych przewoźników obsługujących tę linię. Z końcem marca zmniejszono liczbę kursów do czterech dziennie. Początkowo, zgodnie z przepisami,  busem jeździło tylko kilka osób. Od wczoraj można zaobserwować taki widok,  jak na załączonych zdjęciach, czyli dwadzieścia sześć osób zamiast dziesięciu.   Zajęte są nie tylko wszystkie miejsca siedzące, ale także stojące – alarmuje jedna z pasażerek, która komórką sfotografowała wnętrze samochodu, dokładnie 5 maja,  kilka minut po godzinie siódmej.  

- Właściciel nie dołożył ani jednego kursu ani, wzorem innych przewoźników, nie daje na trasę na przykład dwóch busów na ten sam kurs – oburza się mieszkanka Męciny. - Nie spełnia tym samym zasad bezpieczeństwa nałożonych na właścicieli transportu publicznego, narażając swoich pasażerów na możliwość zarażenia się wirusem. Takim postępowaniem naraża się nie tylko na karę finansową, ale i część pasażerów o słabszym zdrowiu, dla których taka podróż może być ostatnią w życiu – czytamy w mailu przesłanym do redakcji.

Co na to przewoźnik?

- Rzeczywiście tak było, ale to zdarzyło się tylko jeden raz – przyznaje właściciel firmy i tłumaczy, że odkąd zaczęła się epidemia na tej trasie jeździło niewielu pasażerów i dlatego obsługiwał ją mały autobus.

- Kierowca mi mówił, że akurat w tym dniu było wyjątkowo dużo ludzi. Mógł zabrać tylko połowę, ale większość jechała do pracy, więc nie chciał ich tak zostawiać.  Z jednej strony człowiek chce dobrze zrobić dla ludzi, z drugiej dostaje po grzbiecie – dodaje przewoźnik, który tłumaczy, że zaraz potem kazał podstawić większy autobus.

Tyle tylko, że następnym razem na przystanku zjawiło się ledwie osiem czy jedenaście osób.  

- Nigdy nie wiadomo ilu pasażerów będzie chciało pojechać. Na razie spośród dotychczasowych dwudziestu pięciu, utrzymujemy tylko pięć kursów dodaje przedsiębiorca.  - Zaraz jak wybuchła ta epidemia, liczba pasażerów gwałtownie spadła. Teraz trzydziestoosobowy autobus może zabrać piętnaście osób. Czasem jedzie dziesięć, czasem pięć… trudno przewidzieć.

Czytaj też Piwny biznes w Grybowie w czasach zarazy z prezesem uwięzionym na Słowacji

Przewoźnik zapewnia, że jeśli będzie dalsze poluzowanie obostrzeń związanych z epidemią,  ilość kursów się zwiększy, ale na razie nie ma takiej potrzeby.  

-  Tak jak wszyscy transportowcy ponoszę teraz straty. Jest ciężko – wzdycha. Na wszystkich przyszły teraz ciężkie czasy.

[email protected] fot. czytelniczka







Dziękujemy za przesłanie błędu