Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 1 czerwca. Imieniny: Gracji, Jakuba, Konrada
01/10/2012 - 13:45

Biznes odporny na kryzys. 10 pomysłów na duże pieniądze

Wellness, fizjoterapia, niszowa gastronomia, szkółki językowe dla dzieci, guwernantka, majordomus, mediator rodzinny, hodowla dziczyzny, IT w produkcji rolnej – to branże i zawody, które według nowego czasopisma „Pierwszy Milion” mają nie tylko być odporne na kryzys, a przynosić zyski. Czy na Sądecczyźnie jest zapotrzebowanie na takie usługi?

Branże welness i fizykoterapii są w nastawionej na turystykę i działalność uzdrowiskową Sądecczynie popularne.Oferują je hotele i ośrodki w Krynicy Zdorju, Muszynie, Piwnicznej, Nowym Sączu.
 

Studia fizjoterapii trwają minimum trzy lata, ale prywatne szkoły oferują też roczne szkolenia. Wyposażenie własnego gabinetu fizjoterapii to według specjalistów z „Pierwszego Miliona” wydatek nawet 300–500 tys. złotych, ale przenośny, składany stół do masażu można kupić za tysiac zł.
 

- Mamy fizykoterapię, mamy basen, mamy hyroterapię. Nasza baza jest nastawiona na leczenie konkretnych schorzeń narządów ruchu, układu krążenia, schorzeń gastrologicznych, zajmujemy się rehabilitacją kobiet po mastektomii. Zatrudniamy trzech fizjoterapeutów - wymienia Poznańska, manager Centrum Zdrowia i Rekreacji Geovita w Złockiem, gmina Muszyna. - Zapotrzebowanie na tego typu usługi jest dość spore. Komplet gości mamy od maja do października.

Oferowana przez ośrodek hyrdoterapia to zabiegi oparte na leczniczych wartościach wody, takie jak masaże podwodne, kąpiele wirowe, kąpiele perełkowe, zabiegi pobudzające krążenie.
 

Szeroka definicja branży wellness obejmuje produkcję, dystrybucję i sprzedaż naturalnych kosmetyków, trening fizyczny w klubach fitness, relaks w ośrodkach spa oraz produkcję naturalnej żywności. Koszt zaistnienia w branży wellness twórcy raportu określają w wysokości 20 tys. złotych, jeśli w grę wchodzi spa do 1 mln złotych.
 

- W ofercie mamy zabiegi na twarz i zabiegi na ciało, o różnym charakterze – pielęgnacyjne, ujędrniające, nawilżające, regenerujące, wyszczuplające – wylicza Katarzyna Szymkiewicz, konsultantka ds PR Hotelu Spa Dr Irena Eris w Krynicy. - Polecamy zabiegi z użyciem hydrokapsuły, której działanie podgrzewające i nawilżające ułatwia przenikanie substancji aktywnych i zapewnia głębsza pielegnację ciała. Zabieg endermologii, dzięki specjalnemu urządzeniu z głowicą zasysająca można wykorzystywać do likwidacji celulitu w różnych partiach ciała lub wyszczuplania.

Szymkiewicz zauważa, że w goście hotelowi o wiele częściej niż klienci miejskich instytutów tej samej firmy korzystają z zabiegów na całe ciało. Na zabiegi pielęgnacyjne także coraz częściej podczas wypoczynku decydują się panowie.
 

- Samo miejsce sprzyja wypoczynkowi. Nie ma presji czasu. Można zadbać o ciało, poddać się wszystkim zabiegom, na które nie mamy czasu w mieście. Tutaj są do tego komfortowe warunki. Klienci przychodzą na zabiegi w szlafroku. Około trzydziestu procent klientów korzystających z zabiegów pielęgnacyjnych to mężczyźni. Panowie najczęściej wybierają masaże.

A tu, oprócz zwykłych można skorzystać np. z masaży orientalnych, inspirowanych kulturą dalekowschodnią.
 

- Nie tylko przynoszą relaks, ale są atrakcją samą w sobie, ponieważ mają ciekawą oprawę orientalną. Gabinety są zaaranżowane tak, aby przypominały region, z którego zabiegi się wywodzą – przekonuje Szymkiewicz.

Kiedy turysta wypocznie, zrelaksuje się będzie szukał elegancjiej restauracji. Przepisem na sukces w gastronomii, podpowiadają specjaliści, to niszowy lokal, skoncentrowany na jednej kuchni: eko, dalekowschodniej, bliskowschodniej, regionalnej, wegetariańskiej, wegańskaiej, historycznej czy domowej. Lokal wyrazisty, a przy tym niedrogi. Prowadzony przez maksymalnie 4–5 osób. Kuchnię łemkowską w regionie propaguje Karczma „Gościnna Chata” w Wysowej w Gminie Ujście Gorlickie.
 

-Turystyką zajmujemy się 1992 roku. Mamy pensjonat, pomysł na karczmę przydszedł z obserwacji potrzeb rynku. Wiedzieliśmy czego brakuje na tym terenie. Nasza karczma była jedynym miejscem, w tórym można było zobaczyć trochę kultury łemkoweskiej, bo oprócz tego, że serwujemy łemkowskie dania, gramy muzyke łemkowska, nasi kelnerzy są ubrani w łemkowskie stroje – opowiada Irena Sulicz, właścicielka „Gościnnej chaty”. - Przepisy pochodzą z rodzinnego domu mojego męża i od ludzi, którzy mieszkają w pobliskich wioskach. Kuchnia łemkowska opiera się na ziemniakach, kapuście, grzybach, żeby nie było monotonnie trochę musiliśmy pozmieniać w tych daniach. I tak war w oryginale podawany jest z komperami, czyli gotowanymi ziemniakami, u nas podawany jest ze zlepieńcami, czyli pierogami z mięsem mielonym, z dodatkiem baraniny.

W menu figuruje kiesiełycia, żur z kiszonej mąki owsianej, mastiło – danie z jajka, mleka i maki, w formie budyniu na słono, podawane z masłem, czy homiłka, kulka serowa z miętą i ziołami w oliwie.

-”Gościnna chata” sprawdziła się i funkcjonuje nie tylko dlatego, że specjalizuje się w kuchni łemkowskiej, ale dlatego, że mamy rzetelne przepisy, dania przygotuwujemy z ekologicznych produktów. Sami kisimy kapustę, sami robimy ogórki kiszone, panie z okolicznych wiosek przywoża nam sery, mamy swojską śmietanę, sami wytwarzamy wędliny, sami robimy powidła – mówi dumna właścicielka.

Rynkiem, który ma się dopiero rozwinąc jest hodowla dziczyzny. Twórcy raportu na temat dobrze rokujących branż w biznesie cytują dane resortu rolnictwa mówiące o rosnącym z roku na rok o 6-8 procent spożyciu dziczyzny w Polsce. Z drugiej strony zauważają, że Lasy Państwowe ostrzegają o spadającym pogłowiu dziko żyjących zwierząt - dzików, saren, zajęcy, jeleni, co w przyszłości może skutkować obostrzeniami w limitach odłowów. Eksperci branży rolnej uważają, że najszybciej rosnącą niszą w segmencie mięsa z dziczyzny w najbliższych latach będzie hodowla danieli, zwierząt z rodziny jeleniowatych, których mięso ma wyjątkowe walory smakowe. Punkty skupu dziczyzny za 6-miesięcznego cielaka daniela płacą po 700–800 złotych. Maksymalna inwestycja - zakup zwierząt, przystosowanie do terenu - może wynieść w przypadku samej hodowli ok. 100 tys. złotych. Możliwe jest uzyskanie wsparcia finansowania ze środków Unii Europejskiej i resortu rolnictwa nawet do 60 proc. kosztów.

Skazany na sukces ma także być mariaż rolnictwa i sektora IT. Obecnie w Unii Europejskiej jest 13,7 mln rolników, a wartość produkcji rolnej w 2012 roku sięgnie 350 mld euro. Nasi rolnicy nie wykorzystują jednak wsparcia IT w produkcji rolnej na taką skalę jak ich koledzy z Europy. W efekcie rynek jest w stanie wchłonąć każdą liczbę aplikacji wspomagających produkcję rolną.

- Zgadza się, ale dobrze by było najpierw wprowadzić gruntowne podstawy – mówi Stanisław Pasoń, rolnik z Moszczenicy Niżnej, którego gospodarstwo, przepisane na syna zbiera liczne branżowe nagrody. - Obsługa komputera i różnych programów jest ważną rzeczą, w dużych gospoadarstwach specjalistyczne oprogramowanie by się przydało, ale w dużych. W małych gospodarstwach na naszym terenie za wiele nie wejdzie.

-Ewidentnie nisza jest. Pytanie na ile jest okna duża i na ile jest dostępna dla małych przedsiębiorstw – mówi krzysztof Wnęk, prezes MMC Brainville, miasteczka multimedialnego mającego pod jednym dachem zgromadzić na sądeckim Zabełczu firmy z sektora IT. - Zakładam, że jeżeli mówimy o oprogramowianiu rolniczym, to idziemy w kierunku obsługi bardzo wyspecjalizowanych przedsiębiorstw rolniczych. Nie zastanawiałem się na tym, nie nigdy nie miałem okazji spotkać się z kimś, kto by mówił, że tam jest jego rynek zbytu, jeśli chodzi o firmy informatyczne. Chociaż trzeba wziąć pod uwagę specyfikę rolnictwa w naszym regione, gdzie występuje bardzo duże rozdrobnienie gospodarstw. Patrząc na przykłady firm, które obsługują wiodących producentów maszyn rolnizych trzeba przyznać, że to jest rynek, tylko to nie jest rynek Polski południowej.

W miastach i bogatych podmiejskich miejsowościach jest zapotrzebowanie na dziecięce szkółki językowe. Dwujęzyczne prywatne przedszkola pobierają o 20–30 proc. wyższe czesne niż konkurencyjne placówki. Rodzice traktują naukę języka jako inwestycję w przyszłość dzieci.

Koszt własnej szkółki językowej (lokal, wyposażenie, program) wynosi do 100 tys. złotych. Roczny kurs językowy dziecka kosztuje rodziców około 1 tys. złotych. Dziecko to inwestycja. Tysiąc złotych rodcznie, by mówiło po angielsku

Dwa zawody – guwernantka i majordomus, wydają się wracać z przeszłości, w nowym wydaniu, i rządając niezłych, jak zapewniają twórcy zestawienia, uposażeń.

Konsultanci ds. zatrudnienia twierdzą, że już teraz istnieje ogromne zapotrzebowanie na osoby opiekujące się dziećmi w wieku przedszkolnym i szkolnym, choć na razie zgłaszają je rodziny bardzo zamożne. Niewykluczone, że w przyszłości o guwernantkę dla swoich pociech zabiegać będą rodziny z klasy średniej, same skoncentrowane na pracy zawodowej. To szansa nie tylko dla wykwalifikowanych nauczycielek czy absolwentek pedagogiki, ale też osób z wszechstronnym wykształceniem pracujących do tej pory w międzynarodowych firmach. Uniwersytet Wrocławski prowadzi rekrutację na podyplomowe studia dla guwernantek. Przez trzy semestry słuchaczki będą poznawać m.in. literaturę na temat wychowania dziecka, zdobywać wiedzę z dziedziny edukacji plastycznej, muzycznej i technicznej, metodyki nauczania dziecka języka obcego, podstaw żywienia. Odbędą też kurs pierwszej pomocy przedmedycznej. W dużym mieście pensje guwernantek mogą sięgać 8-10 tys. zł. Średnia pensja w dużym mieście to 2–3 tys. miesięcznie, w mniejszym nie spadają poniżej 1,2 tys. złotych. Majordomus to zawód, w którym mogą odnaleźć się osoby mające doskonałe umiejętności organizacyjne, prawo jazdy, siłę perswazji i zdolności przekonywania. Praca polega na wyręczaniu zatrudniającej go rodziny, począwszy od odwożenia dzieci do szkoły, przez organizowanie codziennego życia, zakupy, sprzątanie, wizyty w warsztacie samochodowym, po pilnowanie opłacania rachunków, wizyt u lekarza itp. z pensją nawet do 10 tys. zł.

A jak przyjdzie do rozwodu, przyda się mediator rodzinny. Z analiz GUS wynika, że liczba rozwodów w ciągu ostatnich 40 lat cały czas wzrasta, choć wśród państw europejskich Polska i tak ma jeden z najniższych współczynników rozwodów. W 2010 roku rozwiodło się ponad 64 tys. par, a dane za rok 2011 będą podobne. Rolą mediatora jest próba pogodzenia zwaśnionych małżonków u progu decyzji o rozwodzie, a jeśli to jest niemożliwe, pomoc w bezstresowym przebrnięciu przez procedurę rozwodową, następnie pełnienie funkcji arbitra przy – często występującym – podziale majątku. Roczny kurs mediatora rodzinnego kosztuje od 2 tys. złotych. Tylko czy rozstająca się para, kosztownie procesująca się w sądach, walcząca o każdą złotówkę zdecyduje się na kolejny wydatek w postaci pensji mediatora rodzinnego?

Anna Pawłowska na podstawie „Pierwszego Miliona”

 fot. mat. Hotelu SPA Dr Ireny Eris i "Gościnnej chaty"  







Dziękujemy za przesłanie błędu