Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 1 lipca. Imieniny: Bogusza, Haliny, Mariana
23/05/2013 - 07:40

Pożegnanie Bolesława Gieńca - rzeźbiarza z Mystkowa

Mieszkańcy Mystkowa tłumnie odprowadzili w ostatnią drogę Bolesława Gieńca, twórcę oryginalnych rzeźb w kamieniu. Żegnała go rodzina, przyjaciele, a także Orkiestra Dęta z Mystkowa, założona niegdyś przez jego ojca i brata.

20 maja 2013 roku zmarł Bolesław Gieniec z Mystkowa, twórca oryginalnych rzeźb w kamieniu. Miał 91 lat. Jego dziełem jest m.in. kamienny drogowskaz na rozstaju dróg Mszalnicy i Mystkowa, przedstawiający króla Władysława Łokietka, założyciela Mystkowa. Odszedł nietuzinkowy artysta, człowiek wielkiej pobożności, patriota, ludowiec w przedwojennym znaczeniu tego słowa.

Bolesław Gieniec. Wyjątkowy, pełen życia człowiek, zawsze skory do pomocy, otwarty i szczery. Najbardziej znany mystkowski gazda, ludowiec z krwi i kości, aż do samego końca. Zmarł dokładnie w Zielone Świątki. Może wcale nie tak przypadkowo – w końcu było to jedno z najważniejszych, ludowych świąt.

Ludowiec i muzykant

Nigdy nie wynosił się nad bliźnich, szczerze szanował drugiego człowieka i żył wedle boskich przykazań, a wiara dawała mu siłę na przetrwanie nawet najcięższych chwil. Ziemia Sądecka była zawsze jego małą ojczyzną. Od młodości zaangażowany był w działalność polityczną na rzecz wsi. To w starej chałupie jego ojca Franciszka, tworzyły się zręby chłopskiego stronnictwa, na długo przed powołaniem partii w Rdziostowie czy Rzeszowie.

W młodości tworzył organizację „wiciowską” i mikołajczykowski PSL. Walczył podczas wojny w szeregach Batalionów Chłopskich. Podczas wojny w jego rodzinnym domu przechowywany był sztandar ludowy – mówi Kazimierz Ogorzałek z Gminnego Ośrodka Kultury w Kamionce Wielkiej, z którym Bolesław Gieniec długo współpracował. Działalność kulturalna była bowiem największą pasją rodziny Gieńców. Dzięki Franciszkowi i najstarszemu z jego synów - Janowi, w 1910 roku powstała w Mystkowie Orkiestra Dęta. Bolesław grał w niej również na czynelach, był też jej prezesem.

Orkiestra Dęta zawsze działała blisko parafii, przyszedł więc taki czas, że niektórym przestało się to podobać. – W czasach komunistycznych była źle widziana przez władzę, groziło nawet, że zostanie zlikwidowana – opowiada Rafał Gieniec, syn Bolesława. – Ojciec wtedy zaproponował, żeby próby odbywały się u nas w domu, po porannej niedzielnej mszy. Przez trzydzieści lat orkiestra spotykała się u państwa Gieńców, nie tylko na niedzielnych próbach. Nieduże instrumenty każdy nosił ze sobą, ale większe przechowywane były u Gieńców. Po każdym wyjeździe trzeba było instrumenty odwieźć. Przy gościnności gospodarzy trwało to nieraz trochę dłużej. – Dobrze to pamiętam z dzieciństwa. Chłopów sporo, próby z reguły odbywały się w maju, albo w lecie, więc było duszno, okna w domu pootwierane… A oni grali… Nie da się tego zapomnieć.

Od kamieniołomu do dłuta

To przez działalność polityczną, między innymi za protesty przeciwko fałszowaniu wyborów przez funkcjonariuszy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, władza ludowa zesłała go na roboty do obozu w Melęcinie. Tam przez wiele miesięcy obrabiał w kamieniołomie skalne bloki. I właśnie tam narodziła się jego miłość do kamieniarstwa i rzeźby.

Ale dopiero po sześćdziesiątce pozwolił uzewnętrznić się swojej drugiej naturze. – Prowadził specjalistyczne gospodarstwo rolne, później przekazał je synowi – opowiada Kazimierz Ogorzałek. – I wtedy właśnie wziął się za rzeźbienie w kamieniu. Dopiero wtedy zaczęła grać w nim artystyczna dusza.

Pierwszą rzeźbą była figura św. Floriana, która uzupełniła fronton kościoła p.w. świętych FIlipa i Jakuba w Mystkowie. Potem była postać króla Władysława Łokietka, pełniącą funkcję drogowskazu w centrum Mystkowa, i rzeźba historycznego wójta Nowego Sącza, stojąca przy trakcie mszalnickim. Klasztor Jezuitów w Nowym Sączu otrzymał postać Piotra Skargi, a miasto popiersie marszałka Małachowskiego. O pasji i talencie Bolesława Gieńca świadczy nawet jego dom, niemal cały z wyrzeźbionych kamieni. Najwięcej artystycznego kunsztu i uczucia włożył jednak w kamienną postać polskiego papieża, którego wyrzeźbił dla Sądeckiego Centrum Pielgrzymowania w Starym Sączu. Papież nie w sutannie, tylko jako turysta, na szlaku górskim – mówi Kazimierz Ogorzałek. – Taki, jakiego najlepiej pamiętamy – dodaje Zbigniew Wolanin z Sądeckiego Parku Etnograficznego. Dla Bolesława, było to ponoć najważniejsze jego dzieło.

Senior wśród artystycznej braci

- Był człowiekiem otwartym, zawsze miał dowcip na końcu języka – wspomina Bolesława Gieńca Kazimierz Ogorzałek. – Wiódł prym nie tylko w orkiestrze. Nigdy nie był osobą, która siedzi cicho w kącie.

- Człowiek-żywioł, zawsze pełen energii, szczery, otwarty i gościnny. Miał sporo do zrobienia, chciał pozostawić po sobie trwałe rzeczy, stąd pewnie te rzeźby – tak o ojcu mówi Rafał Gieniec. – Był jak do rany przyłóż, no chyba, że ktoś go mocno zdenerwował. Twardy był, zawzięty czasem.

Za całokształt swojej twórczości, za społeczną i artystyczną działalność Rada Powiatu Nowosądeckiego przyznała mu tytuł zasłużonego dla Ziemi Sądeckiej. W 2008 roku na zaproszenie dyrekcji Sądeckiego Parku Etnograficznego wziął udział w II edycji Konkursu Współczesna Rzeźba Ludowa Karpat w Kamieniu.Zrobił tam furorę – mówi Zbigniew Wolanin. – Górale z Beskidu Śląskiego nawet specjalnie później przyjeżdżali, żeby go odwiedzić. Był seniorem wśród artystycznej braci, za szczególny wkład w zachowanie tradycji kultury Karpat został uhonorowany nagrodą specjalną.

Bolesław Gieniec nieraz mówił, że nie zamierza umierać, dopóki sobie nagrobka na własną mogiłę nie wyrzeźbi. Nie zdążył, choć może w gruncie rzeczy nawet nie planował. Do rodzinnego grobowca na cmentarzu mystkowskim, przy marszu granym przez Orkiestrę Dętą z Mystkowa, odprowadzała go rodzina, tłum przyjaciół, znajomych i wszystkich tych, którzy cenili go za to, kim był i jaki był.

- A był to rzeczywiście „człowiek-legenda” Mystkowa i okolicy, bardzo zasłużony dla kultury ludowej - tak o Bolesławie Gieńcu mówi Zbigniew Wolanin. - Odszedł wspaniały człowiek i wspaniały artysta ludowy. To naprawdę wielki smutek...

 

Inez Dunikowska-Krupa

Korzystałam z art. „Zasłużony Gazda”  autorstwa Tomasza Binka z miesięcznika „Sądeczanin” z czerwca 2008 roku.

Zdjęcia: KID, JEC, Tomasz Binek







Dziękujemy za przesłanie błędu