Księgowa Monika w lutym stanęła na szczycie Kilimandżaro, teraz sko-czy-ła…[ZDJĘCIA]
Czytaj także: Co jest w przebadanej wodzie z przydomowych studni? Włos się na głowie jeży!
Na tę chwilę moja koleżanka z pracy trochę czekała, by móc zrealizować swoje marzenie. Sprawa nie była ani prosta, ani łatwa.
Warunkiem niezbędnym do tego, by to marzenie mogło się ziścić była przede wszystkim pogoda. Piękna i bezchmurne niebo. Takie idealne wręcz warunki zaistniały właśnie wczoraj.
Sobota upłynęła pod znakiem złotej polskiej jesieni. Pod znakiem bezchmurnego nieba i temperatury, jaką można sobie wymarzyć. I to, na co Monika Gizowska czekała cierpliwie od dawna, nareszcie spełniło się w Szkole Spadochronowej działającej przy Aeroklubie w Nowym Targu.
- To, by skoczyć w tandemie na spadochronie chodziło za mną od dawna – opowiada Monika. – Pomyślałam sobie, a dlaczego nie. Czekałam tylko na odpowiedni czas – pogodowy i taki właśnie nadszedł. Lubię adrenalinę, lubię nowe wyzwania, czasami nawet wydawałoby się niepoważne. Lubię robić coś, co sprawia, że z życia czerpię pełnymi garściami.
A skok w tandemie z instruktorem na spadochronie, jak mówi nasza rozmówczyni, był taką wisienką na torcie różnych tegorocznych postanowień, które zrealizowała.
Samolot Cessna wzbił się w sobotę w powietrze z lotniska nowotarskiego Aeroklubu i szybko osiągnął pułap czterech tysięcy metrów, konieczny do tego, by można było wykonać skok.
- Czy się bałam? Gdzieś obawa czy wszystko pójdzie, jak należy była z tyłu głowy, ale gdy wsiadłam do samolotu i gdy wystartowaliśmy stało się coś, czego nie brałam pod uwagę. Nie wiem, może właśnie adrenalina gdzieś wzięła górę. Mój umysł, jakby się wyłączył. Byłam spokojna i starałam się skupić na samym skoku.
Gdy siedzi się razem z instruktorem na progu otwartych drzwi samolotu, gdy patrzy się w dół i ogląda się obrazek - wypisz wymaluj jak mapa Google - z wysokości czterech tysięcy metrów to, jak mówi nasza rozmówczyni, na każdej osobie coś takiego robi piorunujące wrażenie.
- Nie ukrywam, że, będąc na takiej wysokości życie człowieka zaczyna przemykać przed oczami w ekspresowym tempie. Usłyszałam tylko „goo” i byliśmy poza samolotem. Rozpoczął się etap swobodnego spadania. Spada się w dół mniej więcej pięćdziesiąt sekund z prędkością 200 km/h. To ta faza lotu, gdy czeka się na otwarcie spadochronu. Czułam, jak skóra na policzkach mi faluje. Przeżycie niesamowite. Te pierwsze pięćdziesiąt sekund były chyba najdłuższymi sekundami w moim życiu. Kiedy usłyszałam odgłos otwierającej się czaszy spadochronu przyszłą ulga.
Potem jeszcze przed księgową Fundacji Sądeckiej było około osiem minut zbliżania się na spadochronie do ziemi i wreszcie pod nogami ziemia – stabilny grunt i ogromna frajda.
- Już teraz wiem, co czują ptaki – dodaje Monika. – Ja poczułam się jak orzeł. Wrażenia niesamowite. Każdemu polecam.
Księgowa Fundacji Sądeckiej odebrała certyfikat wykonania skoku, a niedzielę spędzi równie aktywnie. Monika nie byłaby sobą. Weźmie udział w Biegu Kurierów na Przehybę w Rytrze. Impreza rozpoczyna się o godz. 10, a zaprasza na nią Stowarzyszenie Visegrad Maraton Rytro. Monika Gizowska jest również Ambasadorem Festiwalu Biegowego. ([email protected]), fot, arch. prywatne Moniki Gizowskiej.