Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 10 lipca. Imieniny: Filipa, Sylwany, Witalisa
31/01/2015 - 13:00

„Ww”. Kierownik Sandecji: Przyzwyczajam się do stresu

Co tydzień w sobotę cykl "weekendowy wywiad" w skrócie "Ww". Rozmowa ze sportowcem i "człowiekiem sportu" Sądecczyzny i okolic. Piłka nożna, koszykówka, siatkówka i inne. Dzisiaj rozmawiamy z Marcinem Janikowskim kierownikiem piłkarskiej Sandecji Nowy Sącz.
Jaka jest różnica między byciem masażystą, a kierownikiem?
- (śmiech) Jeśli chodzi o czas pracy, różnica jest ogromna. Obecnie, nieraz brakuje mi nawet chwili na zastanowienie się (śmiech). Dawniej pracowałem na miejscu, teraz często działam w terenie. No i dochodzi spora dawka stresu. Ale, przyzwyczaiłem się i ciągle się wdrażam.

Skoro jest stres, to pewnie na koncie pojawia się większa suma?
- (chwila zastanowienia) Na pewno nie jest to lepiej płatna praca niż poprzednia.

W sierpniu ub. roku został Pan rzucony na bardzo głęboką wodę i co widać dzisiaj, potrafi Pan dobrze pływać. W dalszym ciągu jest Pan kierownikiem.

- Skoro jeszcze pracuję na tym stanowisku to znaczy, że nie jest ze mną aż tak źle. Początki były trudne i nie ukrywam, że bardzo dużo pomógł mi Darek (Peciak, poprzedni kierownik – przyp. red.). Dobrych kilka dni zajęło mi przyswojenie sobie podstawowych informacji, dopiero wówczas wiedziałem tak naprawdę z jaką funkcją mam do czynienia.

W Lechu kierownikiem jest Dariusz Motała, były dziennikarz stacji Canal Plus. W jednym z wywiadów przyznał, że nie jest typowym „kiero” i nie nosi skarpetek za piłkarzami. Bardziej skupia się na planowaniu piłkarzom czasu, dbaniu o ich współpracę z mediami, organizacji obozów czy załatwianiu mieszkań dla stranieri. A jak jest z Panem?

- Jeszcze inaczej. Gdybym miał Panu wymienić wszystkie moje funkcje, to pewnie brakło by czasu (śmiech). Zajmuję się zróżnicowanymi sprawami. Zdarza się, że załatwiam kwestie płatności, badania lekarskie, sprawy z sędziami ale i noszę te wspomniane skarpety. Mieszkania to działka rzecznika (Michał Śmierciak – przyp. red.).

Co jest najtrudniejsze w tej pracy?

- Ciężko tak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli tylko wystarcza mi czasu, nie mam na co narzekać choć nieraz brakuje tej doby.

Bywają dni, gdy tęskni Pan za byciem masażystą?
- (śmiech) Czy tęsknię? Nie potrafię porównać ze sobą tych dwóch funkcji. W zawodzie masażysty, tak jak w byciu kierownikiem, są plusy i minusy. Masując, miałem więcej czasu ale teraz też jest ciekawie, nawet bardziej. Obecnie przebywamy na zgrupowaniu. Może opowiem w skrócie jak wygląda mój dzień?

Jedziemy.
- Wstaję na spokojnie o szóstej rano, a czasem przed…

Na spokojnie?
- (śmiech) Co zrobić ktoś musi pracować, by ktoś mógł spać.

Rozumiem. I co dalej?
- Jadę na Sandecję po wyprane stroje dla piłkarzy i obieram kierunek na motel, gdzie przebywa drużyna. Jestem trochę jak kit man. Koło godziny ósmej jemy śniadanie. Później jest czas na trening i zdarza się, że jedziemy np. do Szalowej. Tam są dobre warunki do przeprowadzania zajęć. Po powrocie, zwykle koło godziny 12-12:30 zasiadamy do obiadu. Po tym posiłku zabieram brudne ciuchy i jadę na Sandecję. Wracam na zgrupowanie. Załatwiamy z trenerem sprawy logistyczne. Planujemy co będziemy robić, czasami muszę jechać coś komuś załatwić. Następnie znowu pakiet Szalowa plus trening. Powrót i kolacja koło 18:30-19:45. Wówczas kończy się mój dzień. Czasami zdarzy się jeszcze odprawa i mogę wrócić do siebie do domu. Tak to się kreci.

Odnośnie kręcenia. Rodzina nie kręci nosem?
- Jest wyrozumiała.

Jak Pan wytrzymuje to tempo?
- Sztab szkoleniowy, pracownicy klubu i chłopaki z drużyny często oferują mi swoją pomoc. To właśnie dzięki nim daję sobie radę.

Rozmawiał Remigiusz Szurek
Fot. arch. Sandecja

Wcześniejsze rozmowy:

Sebastian Leszczak
Paulina Masna
Łukasz Grzeszczyk
Paweł Cieślicki
Marek Wójtowicz
Łukasz Mężyk
Michał Śmierciak
Jerzy Galara
Bolesław Dywan
Bogdan Serwiński







Dziękujemy za przesłanie błędu