Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 26 kwietnia. Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda
21/11/2021 - 01:20

Nie widać końca konfliktu Armenii z Azerbejdżanem

Po ubiegłorocznej porażce Armenii w konflikcie z Azerbejdżanem (9 listopada minął rok od podpisania rozejmu będącego w istocie kapitulacją Armenii), wydawało się, że intensywność najstarszej i najbardziej krwawej wojny na Południowym Kaukazie osłabnie. Azerbejdżan zdobył historyczne centrum Górskiego Karabachu, miasto Szusza, a w tej części spornego regionu, która pozostała w rękach nieuznawanego rządu Karabachu w istocie rządzić zaczęli Rosjanie, którzy rozmieścili tam swoje tzw. „siły pokojowe” - około 2 tysięcy żołnierzy z ciężkim sprzętem.

Co więcej, porozumienie rozejmowe zakładało, że zostaną odblokowane korytarze transportowe. Zarówno te, które łączą Azerbejdżan z jego eksklawą w Nachiczewanie jak te, które pozwalają na tranzyt z Rosji do Armenii. I co najważniejsze – usunięta została formalna przeszkoda  powstrzymująca Turcję od odnowienia relacji dyplomatycznych z Armenią. A w konsekwencji granica pomiędzy Armenią a Turcją powinna być otwarta stwarzając szansę na zmniejszenie uzależnienia Armenii od Rosji.

Nic takiego się nie stało. Przeciwnie. Baku zaczęło eskalować żądania i wykorzystując przewagę militarną zwiększać nacisk na Erywań. Z kolei sama Armenia pogrążyła się w kryzysie politycznym, który tylko częściowo rozwiązały wybory parlamentarne 20 czerwca 2021 r. Zwycięstwo bloku „Kontrakt Obywatelski” dotychczasowego premiera Nikola Paszyniana było sygnałem tego, że Ormianie chcą pokoju i spokoju. Ale zamiast tego sąsiedzi z Azerbejdżanu wykorzystując słabość Armenii i strach przed nową wojną  zaczęli stosować taktykę przypominającą nieco działania Rosji na granicy Gruzji i Osetii Południowej. Wojska azerskie posuwały się po kilkadziesiąt czy kilkaset metrów w głąb terytorium Armenii wykorzystując fakt, że stare sowieckie mapy wytyczające granicę pomiędzy obu państwami  były mocno nieprecyzyjne. A warto pamiętać, że mówimy o terenach wysokogórskich, gdzie opanowanie jednej przełęczy czy jednego wzgórza daje często klucz do kontroli całego terenu.

W efekcie posterunki azerskie, przy braku aktywnego przeciwdziałania ze strony Ormian, stanęły tuż przy lotnisku w stolicy południowej prowincji Armenii – Syuniku , mieście Kapan. Co więcej Azerowie przejęli kontrolę nad główną drogą prowadzącą z Erywania do południowej granicy łączącej Armenię z jedynym sąsiadem wspierającym ją w konflikcie z Azerbejdżanem czyli Iranem. Co prawda istnieje obejście tego odcinka drogi ale prowadzi ono przez bardzo trudny wysokogórski teren, a sama droga jest fatalnej jakości. Tymczasem trasa na południe jechało codziennie setki ciężarówek. A Irańczycy (i ich chińscy sojusznicy) zabiegali o to,  by trasa ta, po modernizacji, stała się jedną z odnóg „Nowego Jedwabnego Szlaku” łączących Iran z czarnomorskimi portami Gruzji. Co więcej przez obszar konfliktowy przebiega też gazociąg z Iranu i linie elektroenergetyczne łączące Armenię (i Gruzję) z Iranem. Nietrudno zauważyć, że zagrożenie militarne i niepewność co do dalszych losów tych terenów nie skłania inwestorów do wykładania wielomiliardowych sum na rozbudowę i konserwację infrastruktury. Szczególnie, że Azerowie na drodze łączącej miasta Goris i Kapan ustawili posterunki sprawdzające przejeżdżające tamtędy pojazdy od czasu do czasy żądając na przykład wykupienia wizy azerskiej. Z kolei prezydent Azerbejdżanu zażądał wytyczenia eksterytorialnej autostrady wzdłuż południowej granicy Armenii łączącej Azerbejdżan z Nachiczewanem. Przeprowadzenie takiej drogi i linii kolejowej (dokładnie po linii granicznej wyznaczanej przez rzekę Araks) w istocie odcięłoby Armenię od Iranu. Ale też Prezydent Azerbejdżanu w kolejnych przemówieniach zaczął głosić, że prowincja Syunik w istocie jest częścią historycznego Azerbejdżanu i powinna zmienić przynależność państwową.

15 listopada nastąpiła kolejna eskalacja konfliktu. Wojska Azerbejdżanu zaatakowały pozycje ormiańskie w okolicy miasta Sisian. Zginęło kilkunastu żołnierzy ormiańskich (najprawdopodobniej 15) kilkudziesięciu dostało się do niewoli. A Azerowie opanowali dwa posterunki kontrolujące drogę łączącą centrum Armenii z południem a także prowadzące do kontrolowanego przez wojska rosyjskie korytarza transportowego pozwalającego na komunikacje pomiędzy Armenią a pozostałą pod rosyjską kontrolą enklawą Górskiego Karabachu. Nietrudno zauważyć spoglądając na mapę, że uderzenie nastąpiło w miejscu, gdzie granice Azerbejdżanu i jego nachiczewańskiej eksklawy dzieli niespełna 30 kilometrów. Co prawda Azerbejdżan oznajmił, że była to odpowiedź na rzekome prowokacje ze strony ormiańskiej, ale biorąc pod uwagę, że Ormianie unikali jakichkolwiek strać z Azerami ustępując  w razie jakiegokolwiek sporu, to można sadzić, że był to wyłącznie pretekst do akcji militarnej mającej na celu siłowe połączenie dwóch części Azerbejdżanu.

Po kilkunastu godzinach walk nastąpiło zawieszenie broni wymuszone na Azerbejdżanie przez rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu. Ale gdy Armenia zwróciła się do „rosyjskiego NATO” czyli organizacji OUBZ, której jest członkiem i która ma gwarantować integralność terytorialną państw członkowskich, to usłyszała że konflikt trzeba rozwiązać środkami dyplomatycznymi. A Władimir Putin w rozmowie telefonicznej z premierem Armenii poradzi, żeby Ormianie nie zwracali się formalnie (w formie pisemnej) o pomoc. Jak można się domyślić odpowiedź byłaby negatywna.

Podobnie jak przed rokiem, gdy Azerbejdżan rozpoczął krwawą wojną o Górski Karabach wydarzenia na Południowym Kaukazie zbiegły się w czasie z zaostrzeniem kryzysu na Białorusi. Nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia Moskwy kierunek białoruski jest priorytetowy i rozpraszanie sił przez angażowanie się na granicy ormiańsko-azerskiej nie wydaje się uzasadnione. Nie jest także tajemnicą, iż Łukaszenkę i Alijewa łączą bardzo bliskie relacje. Może więc być to działanie wspólne maksymalizujące korzyści dla obu partnerów. Ale w istocie konflikt ten jest także na rękę Rosji. Armenia dramatycznie osłabiona musi zabiegać o jakiekolwiek wsparcie rosyjskie. Po ubiegłorocznej wojnie stała się w istocie stuprocentowym satelitą Moskwy. Wobec bierności Zachodu jedyną alternatywą dla Erywania pozostawał Iran. Teraz Armenia jest w istocie odcięta od swojego sojusznika, a równocześnie nie widać szans na odmrożenie relacji z Turcją. Stawianie na Moskwę przez ekipę Paszyniana skończyło się tym, że ormiańscy politycy muszą błagać Rosję o to, by ochroniła resztki Armenii. (Jerzy Marek Nowakowski Fot. Pixabay)







Dziękujemy za przesłanie błędu