8. Festiwal Podróży i Przygody Bonawentura – dzień drugi
Ludu, który przeżył wieloletnie wojny z caratem, barbarzyńskie akcje wysiedleńcze reżimu stalinowskiego, a także dwie wojny z Rosją. W obiektywie rodziny Tulej Czeczeni jawią się jako namacalny przykład „odtwarzanej” pokoleniowo woli walki o wolność, która ocaliła ich kraj i naród od wymazania z mapy świata.
Do wędrówki w poszukiwaniu siebie na szlaku Pacific Crest trash-hikerzy Grzegorz Ozimiński i Maciej Stromczyński przygotowywali się przeszło pięć miesięcy. Czy było do czego? Bo ja wiem? Przybliżona długość szlaku – zaledwie 4265 kilometrów. Suma wzniesień - 100 tys. metrów, do tego jadowite węże, tytaniczny trud, spiekota i pęcherze na stopach. A, i jeszcze jedna rzecz, o której zapomniałem wspomnieć: niespodziewane opady śniegu, mróz i błądzenie. Czyli wszystko to, co podróżnicy cenią sobie najbardziej...
Bonawentura 2018: dzień pierwszy
Pacific Crest Trail to nie tyle jeden z najdłuższych szlaków trekkingowych u Wuja Sama, co naszpikowana popkulturą wędrówka w głąb siebie. Do tego zjawiskowe zdjęcia i pierwsza z dwóch „migawek” z wyprawy z kawałkiem „Hopeless Wanderer” zespołu Mumford & Sons w tle, miażdżyła i wgniatała w fotel. Normalnie mistrzostwo dwóch Ameryk!
Jako trzeci w bloku B zameldował się Robert Tomalski i jego samotny kajak kontra mordercza Wołga: z jej ośmioma zaporami, pieszymi przeprawami, szalenie zmiennymi warunkami pogodowymi, ale zawsze i wszędzie – życzliwymi ludźmi napotkanymi na drodze-rzece.
Tak w telegraficznym skrócie wyglądały 53 dni wiosłowania największą i najdłuższą rzeką Europy i Rosji. Zapomniałem dodać. Taki drobiazg. Pan Tomalski dokonał tego jak w aforyzmie Zbigniewa Herberta – pod prąd! Przecież „z prądem płyną tylko śmieci”. Szacunek Panie Robercie!
Blok B drugiego dnia festiwalu zamknęła Olka Zagórska-Chabros Bałkanami według Rudej. Podróż, w którą podczas swojej prezentacji zabrała zgromadzoną w sali widowiskowej Starosądeckiego Sokoła publiczność, objęła aż pięć krajów bałkańskich: Albanię, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Kosowo i Macedonię.
Bonawentura 2018: dzień trzeci
Pokaz miał na celu przede wszystkim promocję aktywnej turystyki i odkrycie tych Bałkanów, których wcześniej nie miał okazji zobaczyć żaden mainstreamowy turysta odwiedzający ten region. Małżeństwo już od lat jest beznadziejnie zakochane w górach i dolinach Bałkanów, a na miasta stara się patrzeć z dystansu, a nawet... z góry. Podróżują, by inspirować innych do poznania mniej utartych i tuzinkowych miejsc tej części globu. I chwała im za to!
Przerwa obiadowa, fizjologia i wietrzenie sali i już wszyscy zwarci i gotowi, by stawić czoła kolejnym historiom, które równo o 17.30 – za sprawą Michała Worocha i jego wheelchairtrippingu z Ziemi Ognistej aż na Alaskę, wybrzmiały odpowiednio mocno, by poruszyć zgromadzoną publiczność. Problemy zdrowotne, żołądkowe, ale i te związane z trzytonowym Defenderem, do którego samodzielnie zaprojektowali szereg udogodnień, nie powstrzymały dwójki zapaleńców przed osiągnięciem założonego celu.
I choć celu faktycznego nie osiągnęli, gdyż po 262 dniach podróży, silnik ich wehikułu odmówił współpracy, to ten wewnętrzny, zbieżny z ideą wheelchairtrippingu, został osiągnięty. Czym? Determinacją, humorem, dystansem i straceńczą wiarą w sukces powodzenia. I z niewielką pomocą przyjaciół rzecz jasna...
Drugą pozycją bloku C 8. Festiwalu Podróży i Przygody Bonawentura okazała się jazda przez Mongolię i Kirgistan z Jakubem Czajkowskim. Żadnym tam „wybuchowym” Defenderem – ale konno. Konie w historii i kulturze Mongolii są obecne od wieków, pomimo tego, że coraz częściej ustępują pod naporem... tych mechanicznych. Podobnie jak jurty, które nie są tymi samymi jurtami sprzed lat. Obecnie są w pełni umeblowane, wyposażone w panele słoneczne, a nawet wi-fi.
Jednak to koń i jeszcze raz koń przewijający się wręcz do znudzenia w pokazie Czajkowskiego, jego zdjęciach i filmach, stanowi clou sprawy. Nie funkcjonuje jedynie jako forma transportu, ale przede wszystkim jako forma niezbywalna i klucz do poznania tej części świata, rozkładany na czynniki pierwsze i rozpatrywany w kontekście całej Mongolii i jej ludności. Piękne.
Z Mongolii już tylko rzut beretem do malowniczych Indii zamkniętych w bańce wyobrażeń na temat dwóch spektakularnych hinduskich świąt Kumbh Mela i Holi, o których ze swadą i humorem opowiedzieli Żaneta i Jacek Govenlock. Pierwsze z nich określane jest jako największe zgromadzenie religijne świata, milionowe pielgrzymowanie, którego spełnienie znajduje ujście w oczyszczającej kąpieli w świętym Gangesie.
Kumbh Mela obchodzone jest przez hinduistów raz na 12 lat. Święto Holi natomiast można przyrównać do naszego słowiańskiego śmigusa-dyngusa. Dla hinduistów jest to radosny czas powitania wiosny, a główny rytuał znajduje urzeczywistnienie we wzajemnym posypywaniu się kolorowym proszkiem i polewaniu wodą. Bardzo widowiskowe, bardzo szalone i... bardzo dziwne. Takie rzeczy tylko w Indiach. Zresztą zobaczcie sami.
Na koniec obfitującego w podróżnicze wrażenia drugiego dnia z Bonawenturą, Jacek Torbicz, geograf i dziennikarz, autor licznych programów radiowych i wieloletni redaktor naczelny magazynu „Globtroter”, opowiedział o mieszkańcach Trobriandów i ich wyspach z życia seksualnego. Podążając śladami Bronisława Malinowskiego, światowej sławy antropologa, który spędził tam aż dwa lata, Torbicz w swoim slajdowisku próbował ukazać jak zmieniło się życie rdzennych mieszkańców wysp równo wiek od pobytu naszego uczonego.
Konkluzje Torbicza nie niosą za sobą żadnych rewolucji. No, prawie żadnych. Każdy, kto dziś dotarłby na Trobirandy poczułby się jak w środku jednego z czarno-białych zdjęć Bronisława Malinowskiego. Zmieniło się wszystko, nie zmieniło się nic. No, prawie nic...
Tak w telegraficznym skrócie przedstawiał się drugi dzień 8. edycji Festiwalu Podróży i Przygody Bonawentura. Z niecierpliwością czekam na więcej. Do napisania!
Bartosz Szarek. Fot. autor