Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 28 kwietnia. Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa
14/09/2023 - 13:25

Przed rowerzystami takimi, jak Mirosław Piotrowski, świat stoi otworem

Sądeczanin Mirosław Piotrowski hobbystycznie uprawia kolarstwo górskie i chyba żadna ścieżka i trasa rowerowa w okolicy nie ma dla niego tajemnic. Dlatego pana Mirosława i jego rodziny nie mogło zabraknąć na pierwszym rodzinnym rajdzie rowerowym organizowanym w ramach projektu „Rowerem po wypoczynek na sądeckiej wsi”. Starszy syn jechał na własnym rowerze a najmłodszy w przyczepce z tatą a my przy okazji zagadnęliśmy rowerzystę o wrażenia z trasy i rowerową pasję.

- Trasę rajdu (Nowy Sącz – Nakło w Piwnicznej-Zdroju – dop. red.) znam praktycznie na pamięć. Przemierzam ją czasem chociaż zdecydowanie wolę teren górzysty i leśny. Natomiast z rodziną, rekreacyjnie przemieszczamy się ścieżkami. Jest to na pewno bardzo malownicza trasa – komentuje mężczyzna zaznaczając, że na przejazd z Nowego do Starego Sącza trzeba liczyć 40 minut, ze Starego Sącza do Barcic – kolejne 20, z Barcic do Piwnicznej – z przystankami – trzeba sobie zarezerwować kolejną godzinę. W sumie więc taki rekreacyjny przejazd zajmuje około 2 godzin do 2 i pół godziny.

- Przeszkód wiele nie ma – zaznacza a pytany, dlaczego zamiast na przykład biegać, wybrał rower odpowiada: - Wywodzę się z rodziny sportowców. Moja mama zawsze była ze sportem związana jako nauczycielka w-f. Ja próbowałem wielu różnych dyscyplin. W każdej gdzieś coś ugryzłem. Natomiast rower zawsze był przy mnie od dziecka. I tak zostało i to mi się najbardziej spodobało. Próbowałem biegania, ale to mi kompletnie nie odpowiada. Mam na myśli bieganie szosowe chociaż ze starszym synem biorę udział w biegach, zawodach przeprawowych czyli typu runmageddon. 

Czy Sądecczyzna to dobre miejsce do jeżdżenia na rowerze? – O tak. Tutaj mamy prawdziwe rowerowe zagłębie. Wiele miejsc rowerowych zwiedziłem, w wielu miejscach byłem, ale Nowy Sącz położony jest tak, że wszędzie mamy dookoła góry. W którą stronę się nie ruszyć, to zawsze na jakąś górkę wjedziemy. No i mamy bardzo dużo lasów, dlatego naprawdę jest gdzie jeździć. Wytyczonych szlaków rowerowych jest mnóstwo i one wszystkie w większości są przejezdne rowerem górskim. Naprawdę Beskid Sądecki, cały Beskid, jest do tego idealnym miejscem. 

Są to tak przepiękne strony, że chciałoby się na takie wycieczki jeździć co drugi dzień [FILM]

- I tych ścieżek rzeczywiście ciągle w okolicy przybywa. Rzut beretem od Nowego Sącza jest odchodząca od VeloDunajec, trasa VeloCzorsztyn wokół jeziora czorsztyńskiego, która - i wiem to z wielu źródeł – ogłoszona jest już jedną z najpiękniejszych tras rowerowych w Polsce. Przejechałem ją już ze trzy razy, w każdym kierunku, z dziećmi i żoną i naprawdę warto tam wracać, bo jest przepięknie.

Trochę dalej warto zobaczyć też Górki Krakowskie oraz Dolinę Prądnika. Jest tylko jedno „ale”. Nadal wszędzie tam, gdzie trzeba jechać szosą, musimy uważać na samochody. – Ja osobiście asfaltu totalnie unikam. Wolę jechać chodnikiem, wolę jechać poboczem. Boję się jeździć ulicą, bo rowerzysta na drodze nadal jest uważany jako nieprzyjaciel. Moi znajomi, którzy jeżdżą szosówkami też wolą unikać głównych dróg – podkreśla.

– Próbowałem też swoich sił troszkę dalej i przejechałem GSB, czyli Główny Szlak Beskidzki z Wołosatego w Bieszczadach aż do Ustronia w Beskidzie Śląskim w sumie 520 kilometrów. Jest to szlak typowo pieszy, ale ja go zrobiłem rowerowo. Ale największym moim osiągnięciem jest przejechanie Alp z północy na południe przez dziesięć przełęczy alpejskich, przez Włochy, Szwajcarię i Austrię. Wyszło w sumie 340 kilometrów górami w sześć dni z przewyższeniami na całej trasie. Nie była to wyprawa jakoś specjalnie zaplanowana, po prostu puściłem się na wielką wodę. Wyprawę zaproponował mi kolega a ja sobie powiedziałem: trzeba spróbować – opowiada.

- Pojechaliśmy tam w sześciu, którzy jechali na rowerach plus kolega, który prowadził samochód i wiózł nam bagaże. Dzięki temu, że mieliśmy transport bagaży, jechaliśmy na pusto, tyle tylko co mieliśmy ze sobą plecaki z prowiantem i wodą. Było przepięknie. Naprawdę wspominam to świetnie choć troszeczkę się obawiałem, czy dam radę kondycyjnie, czy nie będę miał jakiegoś załamania. Okazało się, że nie. To była po prostu bajka – relacjonuje Piotrowski zastrzegając jednak, że tamtejsze przewyższenia są zdecydowanie bardziej wymagające i wyczerpujące. – W Beskidzie Sądeckim jest krótki dystans i duże przewyższenie. Tam te przewyższenia są rozciągnięte na dużym dystansie. Jedzie się trzydzieści, czterdzieści kilometrów niby łagodnie, ale cały czas pod górę, ale widoki są niesamowite, Alpy to Alpy. Przy ładnej pogodzie, jaką my trafiliśmy, to było epickie przeżycie – wspomina.

Teraz pan Mirosław planuje zrobić tzw. tour de Mont Blanc, czyli ponad 400 kilometrów wokół Mont Blanc. – Mamy już cały szlak wyrysowany i tego się chcemy trzymać. Musimy tylko jeszcze wszystko zaplanować logistycznie, przede wszystkim noclegi. Planujemy tę trasę zrobić w przyszłym roku z tą samą ekipą, z którą byliśmy w Alpach. ([email protected] Fot.: archiwum Mirosława Piotrowskiego) © Materiał chroniony prawem autorskim

REGULAMIN PROJEKTU „Rowerem po wypoczynek na sądeckiej wsi” do pobrania TUTAJ.

Zadanie "Rowerem po wypoczynek na sądeckiej wsi" współfinansowane ze środków otrzymanych od Ministra Sportu i Turystyki







Dziękujemy za przesłanie błędu