Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 30 kwietnia. Imieniny: Balladyny, Lilli, Mariana
24/06/2020 - 16:30

Wspomnienia A. Sejmeja Górszczyka: W Nowym Sączu role się zmieniły

Wspomnienia obejmują okres dzieciństwa Górszczyka, jego edukację w Nowym i Starym Sączu, pracę zawodową nauczyciela oraz społeczną w powiecie limanowskim, życie codzienne na wsi i miastach na południu Małopolski.

Rozdział: Szkoła w Nowym Sączu

W szkole w P[isarzowej] byłem znany, miałem wyrobioną opinię, byłem z Belonówki, przynosiłem sporo chleba, który wymieniałem za rozmaite pukawki, sikawki lub dawałem jako stuligębne za brojenie. W Nowym Sączu role się zmieniły. Ubranie uszyte przez starego Kizmarę było marne i na wyrost, buty takiegoż pokroju. Kłapciaty kapelusz, który w P[isarzowej] budził zazdrość u kolegów, tu był celem pośmiewisk. Gwara i brak zasadniczych form konwenansu miastowego ośmieszały mnie na każdym kroku. Najgorzej było, gdy chciałem zastosować konwenans wsi, którego w domu bardzo przestrzegano. Szczęściem było nas kilku takich „Jasiów”, posadzono nas w ostatniej ławce.

Pierwsze ławki zajmowali chłopcy ładnie uczesani, z długimi lokami i kokardami pod szyją lub białymi kołnierzami. Ci się z nami nie zadawali. Z zakresu znajomości wsi, pracy, przyrody miałem znacznie więcej wiadomości od swych paniczykowatych kolegów, wykazywałem jednak rażący brak znajomości życia miejskiego, a podręczniki szkolne były inne na wsi, inne w mieście. Zostałem słabym uczniem. Ponieważ wyśmiewano się ze mnie, kilkakrotnie pobiłem się, popłynęły skargi, adwersarze moi byli wymowni, podczas gdy mnie oburzało każde kłamstwo i mówiłem [tylko]: „Oni cyganią – to nieprawda”. Kiwano nade mną głową i mówiono: „ze wsi”.

Nie lepiej było na stancji, na którą mnie oddano. Byłem najmłodszy, uczęszczałem do szkoły powszechnej, podczas gdy wszyscy [chodzili] do gimnazjum. Nie miałem łóżka, bo go jeszcze stolarz nie zrobił, sypiałem z tym szóstoklasistą, który mnie przygotowywał do zdawki. Matka, gdy mnie żegnała, rozpłakała się rzewnie, [zaś] chrzestny ojciec dał mi w woreczku 5 koron, rozmienione po 10 halerzy. Ojciec dał mi również jakąś kwotę, pogłaskał po głowie, splunął w bok, co czynił, gdy był markotny, i cmoknął na konia. Dopóki widziałem siwka, nie zszedłem z ulicy, gdy mi zniknął z oczu, poszedłem na podwórze i gdzieś w kącie bezradnie płakałem. Po jakimś czasie przyszła „Pani”, u której mieszkałem. Zacna, starsza wdowa, utrzymywała się z trzymania na stancji studentów. Jakoś mnie uspokoiła. Przyszedł obiad: nóż i widelec, nowe upokorzenie. W domu jadało się do syta, a nawet może i dostatnio, ale tylko łyżką.

Najbardziej dokuczał mi syn jakiegoś podurzędnika kolejowego, matoł, który gruntował prawie każdą klasę, ale pobierał lekcje języka francuskiego. On był dobrze wychowany, siedzących na szarym końcu stołu nie widział, rozmawiał tylko z tymi, którzy mieli złote paski na kołnierzu.(…)

Na stancji były dwie kategorie studentów. Synowie urzędników i mieszczan płacili pełną taksę i mieli pełne utrzymanie, tj. śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację – cztery razy w tygodniu mięso. Synowie chłopów, którzy otrzymywali obiad (dwa razy tyg[odniowo] mięso), na śniadanie kawę i na kolację herbatę. Chleb miała ta druga kategoria swój. Nic dziwnego, że panie utrzymujące studentów na stancji szukały przede wszystkiem takich z pełnym utrzymaniem.

Za mnie płacili rodzice miesięcznie 8 koron, [kilogram] masła, ew[entualnie] 1,5 kilograma słoniny, a nadto pewną ilość mąki i korzec ziemniaków rocznie. Co tydzień my ze wsi otrzymywaliśmy po dużym bochenku chleba, garnuszku masła, czasem serek, jesienią owoce.

O miłości Ojczyzny nie deklamowaliśmy…Wspomnienia Antoniego Sejmeja Górszczyka, opracowanie: Sylwester Rękas, wydawca: Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Archiwum Narodowe w Krakowie, 2019

W cytowanych fragmentach nie uwzględniono przypisów







Dziękujemy za przesłanie błędu