Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 2 maja. Imieniny: Longiny, Toli, Zygmunta
20/01/2024 - 13:35

Taki był świat Markusa z ulicy Pijarskiej. Ostatni świadek likwidacji getta w Nowym Sączu

Niedawni minęła pierwsza rocznica śmierci Markusa Lustiga, ostatniego świadka likwidacji getta w Nowym Sączu. Jego życiorys jest barwny i wielowątkowy. Zaczyna się w II RP, prowadzi przez okres wojny i Holokaustu, wojny o niepodległość Izraela, bogatej kariery filmowej. Można nim obdzielić kilka innych biografii i wszystkie byłyby ciekawe. W markusowym życiu były momenty tragiczne, ale też pełne radości i uśmiechu. Bo taki był nasz „mały Lustig”, jak go nazywano. Na lamach miesięcznika „Sądeczanin” Łukasz Połomski zaprasza czytelników w podróż do przedwojennego Sącza.

Markus urodził się w 1925 r., w samym centrum dzielnicy żydowskiej, przy ulicy Pijarskiej. Tam dorastał i spędzał dzieciństwo. Wokół istniał nienaruszony od kilku pokoleń świat pobożnych chasydów, których życie zaczynało się i kończyło na modlitwie. Taka też była rodzina Markusa - uwikłana w tradycję, pobożna, skromna. Ta sielanka trwała aż do wojny, a konkretnie do 29 kwietnia 1942 roku kiedy jednej nocy bohater tego tekstu został na świecie sam. Niemcy wpadli do mieszkania na Pijarskiej i brutalnie zniszczyli świat dzieciństwa małego chłopca. Zastrzelili na jego oczach mamę, tatę, brata i siostrę. Pozostało tylko czerwone pierze, które z zakrwawionych poduszek latało po okolicznych uliczkach. Markus patrząc na nie płakał, ale też przypominał sobie idylliczną krainę dzieciństwa. Jaki był to świat?

Dom na szczycie góry

W 2016 roku ukazała się książka-wspomnienia Markusa, które rozeszły się błyskawicznie po Nowym Sączu. Choć autor malarzem nie był, to jednak doskonale odmalował atmosferę miasta przed 1939 roku. Życie upływało beztrosko, na zabawach i na przyjemnościach. W wakacje Lustigowie jeździli do Głębokiego. Tak Markus wspominał te wypady. Dostaliśmy dom na szczycie góry. Żeby się tam dostać, trzeba było przebyć łódką rzekę Poprad. U podnóża góry wypływało źródełko wody mineralnej, dobrej do kąpieli. Niedaleko od nas było też inne źródełko wody mineralnej - dobrej do picia, gazowanej, o szczególnym smaku. Co pewien czas piliśmy tę wodę i kąpaliśmy się w wannach. Woda do wanien zbierana była w ogromnych beczkach. Pewnego dnia wyciągnąłem zatyczkę z jednej z beczek i woda wypłynęła na zewnątrz. Osoba odpowiedzialna widziała mój postępek i chciała mnie złapać i zbić, ale popędziłem niczym rakieta do domu.

Dwadzieścia groszy, na tabliczkę czekolady

Zawsze wielkim wydarzeniem dla dziecka były odwiedziny krewnych, szczególnie tych z zagranicy. W tym kontekście we wspomnieniach Markusa można wyczytać wiele o biedzie, która panowała w międzywojennej Polsce. Na towary luksusowe nie było stać wielu. Małe dzieci od czasu do czasu spotykały jednak małe cuda: Obok naszego domu na górze stała huśtawka, obok niej robiliśmy zdjęcia aparatem wuja Chaima, gdy przyjechał z wizytą do nas a nawet oglądaliśmy widoki przez lornetkę. Gdy wuj Chaim odwiedzał nas w Nowym Sączu, chodziłem z nim na spacer a on dawał mi dwadzieścia groszy, na tabliczkę czekolady lub inne słodycze. Była to spora kwota wówczas. Nikt z wujów czy ciotek nie dawał mi tak wiele pieniędzy, w święto byli gotowi dać może pięć groszy.

Na całe szczęście czasy te przeminęły. Oby bieda, której doświadczyły minione pokolenia nigdy się nie powtórzyła. Rodzina Lustigów nie była zamożna, prowadziła mały sklep z ubraniami w dzielnicy żydowskiej. Podobnych interesów było sporo, ciężko było wiązać koniec z końcem. Rodzice kilka razy bankrutowali, a każdy kryzys odbijał się nawet na takich małych zakładach i sklepikach.

Czy dziś ktoś kupuje chleb na kawałki?

Sąsiedzi również imali się wielu zajęć, dziś niemal niezrozumiałych. Na podwórzu domu mieszkał i pracował Zunderling, cmentarny kamieniarz. Stawałem obok niego, przypatrując się jak rysował i rzeźbił litery, a potem malował je na złoty kolor. Jedna kobieta sprzedawała w domu chleb na dowolne kawałki: połowę lub ćwierć a nawet całą pajdę. W innym mieszkaniu mieszkał sąsiad, który przewoził paczki do innych miast, zamiast wysyłać je pocztą.

Czy dziś ktoś kupuje chleb na kawałki? Markus długo wspominał zapach, który w czwartkowe, przedszabatowe popołudnia biegał pomiędzy murami starych kamienic. Bułki, chałki, bajgle... Tego nie dało się opisać, ani odmalować.

Lustigowie musieli się wyżywić oraz płacić czynsz właścicielowi kamienicy. Dziś na jej miejscu stoi nowa, ale bardzo podobna. - Znajduje się na rogu ulicy Pijarskiej i Tymowskiego. Mieliśmy w tym mieszkaniu wszystko. Dwa lata wcześniej, w 1937 r. zainstalowaliśmy w naszym domu prąd oraz kran z wodą. Umywalki ani zlewu nie było i dlatego kranu używaliśmy w następujący sposób: w rogu pokoju stało krzesło z dziurą w środku. Na tym krześle postawiliśmy miednicę, która służyła jako naczynie do mycia. Pod miednicą stało wiadro. Brudną wodę z miednicy wylewaliśmy do wiadra. Ale to i tak już uważano za wielką wygodę, ponieważ nie trzeba było ciągnąć wody ze studni. Dom był wielorodzinny a ubikacje znajdowały się na zewnątrz. Nocą używaliśmy nocnika, aby nie musieć biec na dwór do wspólnych ubikacji, szczególnie gdy było zimno. Pranie suszyliśmy zimą na poddaszu. Takie było życie - opowiadał Markus.

Solidarne dzielenie się biedą

Dziś ciężko młodemu pokoleniu wyjaśnić, że „mieć wszystko” to dostęp do wody, miednicy, wiadra i wspólnej ubikacji. Podobne wspomnienia miało wielu sądeczan - bez względu na wyznanie - którzy solidarnie dzielili biedę w różnych częściach miasta. Oczywiście nie było lodówek. Sądeczanie radzili sobie inaczej. Markus wspominał: W domach wielorodzinnych każdy mieszkaniec dostawał małą piwnicę, z małym okienkiem, do której cała rodzina zanosiła różne swoje rzeczy. Latem piwnica służyła jako lodówka dla przetworów mlecznych, zimą było w niej ciepło z powodu różnic temperatury. Każda rzecz zachowywała swoją świeżość, jak na przykład  jabłka, ziemniaki, mięso i beczki z kiszoną kapustą kupioną latem. Wszystko to przechowywało się tam w mroźne dni zimy.

W pamięci dziecka zapadło kilka ważnych wydarzeń.

Cały artykuł sadeckiego historyka Łukasza Połomskiego można przeczytać w internetowym wydaniu miesięcznika „Sądeczanin” KLIKNIJ  TUTAJ  oraz w  tradycyjnym, papierowym wydaniu periodyku. ([email protected])

O czym jeszcze można przeczytać w styczniowym numerze miesięcznika? 

Gdzie można kupić  miesięcznik "Sądeczanin"?

Nowy Sącz

  • Księgarnia-Antykwariat BESTSELLER, Nowy Sącz, ul. Sobieskiego 1
  • Firma Handlowa DANEK, Nowy Sącz, ul. Barbackiego 45
  • MUSICBAN, Nowy Sącz, ul. Barbackiego 15
  • Kiosk wielobranżowy, Nowy Sącz, ul. Jagiellońska 23
  • Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiego, Nowy Sącz, ul. Chopina 10
  • Sklep Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej, Nowy Sącz, ul. Sobieskiego 22
  • ADeeM – Dariusz Migacz, ul. Lwowska 66A, Nowy Sącz

Poza miastem

  • Kamianna: Pasieka Barć Kamianna, Kamianna 17 (gmina Łabowa)
  • Brzezna: Sklep spożywczo-przemysłowy BEATRICZE, Brzezna (gmina Podegrodzie)
  • Łącko: Firma Handlowa PASOŃ, Łącko 214
  • Grybów: SHP SKŁADNICA GRYBÓW, ul, Rynek 1, Grybów
  • Stary Sącz: Kiosk TRAFIKA, ul. Rynek 12, Stary Sącz
  • Łacko: QSi Sport Leszek Pasoń

Przypominamy o ofercie prenumeraty naszego miesięcznika, którą można rozpocząć w dowolnym momencie. Po wykupieniu prenumeraty "Sądeczanina" co miesiąc na wskazany adres będziemy wysyłać za pośrednictwem poczty najnowsze wydanie periodyku. Więcej informacji: Bogusława Berdychowska - tel. 18 475 16 26, mail: [email protected]







Dziękujemy za przesłanie błędu