Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
21/03/2020 - 14:25

Koronawirus dopadł sądeckie firmy transportowe. Biznes w czasach zarazy

Spadek produkcji przemysłowej w Europie, blokada granic, kordony sanitarne… koronawirus dopadł też gospodarkę, także tę naszą, lokalną. Skutki epidemii dotykają przede wszystkim branżę transportową. Sądecczyzna jest prawdziwym zagłębiem firm trudniących się przewozem towarowym. Teraz gwałtownie wyhamował popyt na usługi, ale – jak to w kryzysie - tam gdzie jedni tracą, inni zyskują.

Jagienka Michalik rozmawia z Dariuszem Krupą, dyrektorem generalnym firmy Zet Transport

Koronawirus dopadł gospodarkę, także tę lokalną.  Jego pierwszą ofiarą były biura turystyczne. Potem padło na firmy transportowe, których jest bardzo wiele na Sądecczyźnie. Mówi się nawet, że nasz region jest transportowym zagłębiem.
-
Gospodarka to system naczyń połączonych. Kiedy w tarapaty wpadła turystyka, to zaraz potem zaczęła cierpieć gastronomia, handel, można by wyliczać dalej, także  krajowy i międzynarodowy przewóz osób.

Teraz kłopoty ma również  transport towarowy. To dotyczy też firmy Zet Transport, która obsługuje nie tylko krajowe, ale i zagraniczne rynki.
-
Z powodu koronawirusa gospodarka spowolniła. Pierwszym tego objawem są pełne magazyny z powodu braku zbytu. Kiedy sklepy są nieczynne, ludzie nie kupują towaru, a firmy transportowe go nie przewożą. Wyjątek stanowi tylko branża spożywcza, farmaceutyczna czy też środków ochrony osobistej.  W niektórych działach gospodarki produkcja spada między innymi poprzez zakłóconą sieć międzynarodowej kooperacji i wymiany handlowej.

Wygląda to na czarny scenariusz. Będzie jeszcze gorzej?
-
Ta sytuacja dla naszej branży nie jest jednowymiarowa. Można też zyskać.

W jaki sposób? Przecież, gdzie nie spojrzeć, jest katastrofa.
-
Otóż nie. W naszej firmie zyskuje na znaczeniu dział air cargo, bo w większości krajów europejskich zostały wstrzymane loty pasażerskie. Zwykle jest tak, że samoloty wożą też przesyłki towarowe.  Teraz linie lotnicze na gwałt szukają przewoźników drogowych, którzy z lotniskowych magazynów mogliby przetransportować ładunek z jednego krańca Europy na drugi.

A takim firmom jak wasza nakręca to koniunkturę?
-
Na nasze szczęście mamy uprawnienia do wykonywania tego typu przewozów. Cała masa towarów jest dystrybuowana z dużych europejskich lotnisk po całej Europie. Robiliśmy to też do tej pory, ale teraz tych zleceń nam przybyło.

Kryzys ma różne oblicza. Tam, gdzie jedni tracą, inni zyskują.
-
Ale w przypadku naszej firmy nie wszędzie jest tak dobrze. Mówimy tu o jednym dziale, który zyskał, bo w innych rodzajach przewozów borykamy się z wieloma problemami.

Wracamy do pełnych magazynów?
-
No właśnie. Jesteśmy między innymi przewoźnikiem jednej z największych sieci meblowych, która musiała teraz zamknąć swoje sklepy. Skoro nic nie sprzedają, to i my mamy problem. Nie mamy gdzie rozładować towaru, bo magazyny są pełne.Inni zleceniodawcy z powodu zaburzeń w gospodarce wtrzymali lub ograniczyli produkcję. Towaru do przewiezienia jest po prostu mniej, a koszty rosną.

Do tego dochodzą jeszcze problemy na granicy. Czas to pieniądz. Tymczasem kierowcy tirów tkwią w kilkunastokilometrowych korkach. Wszystko przez pozamykane granice i kontrole sanitarne.
-Korek, który ma kilkanaście kilometrów dla niektórych oznacza kilka dni czekania, a to z kolei wiąże się nie tylko z opóźnieniem terminu dostarczenia towaru, ale też z rozliczaniem czasu pracy, który się wydłuża. Bywa, że nasi kierowcy są zawracani z granicy, bo nagle jakiś kraj zamyka wjazd dla transportu drogowego. Wtedy, jeśli się da, nasze samochody jadą alternartywną trasą okrężną. Powoduje to również znacznie wyższe koszty i niejednokrotnie brak rentowności danego transportu. 

Ilu waszych kierowców tkwi teraz na granicach różnych krajów europejskich?
-
Nasza firma zatrudnia ich blisko czterystu. To między innymi kierowcy z Ukrainy i z nimi mamy teraz poważny problem.

Przy wjeździe do Polski skazani są na dwa tygodnie kwarantanny.
-
Tak, ale mimo to niektórych ściągamy do kraju. Nasze samochody nie mogą stać. Muszą zarabiać.

Teraz to podwójnie trudne. Także ze względów bezpieczeństwa.
-
Robimy wszystko, żeby to zminimalizować. Nasi kierowcy mają maseczki, płyny do dezynfekcji. Do tego dochodzą procedury. Na miejscu załadunku i rozładunku, w czasie odpraw nie wychodzą z kabiny. Tylko podają dokumenty przez okienko. Przy wjeździe do kraju mają mierzoną temperaturę. Robimy to też na terenie naszej firmy.

Jest pan w stanie oszacować straty jakie Zet Transport poniósł przez epidemię koronawirusa?
-
Za wcześnie, żeby na ten temat mówić, ale okaże się to pewnie już niedługo.

Rząd szykuje tarczę antykryzysową dla firm. Czego potrzebuje branża transportowa?
-Dobre byłyby rozwiązania, które umożliwiłyby nam rozłożenie płatności ZUS, zmniejszenie oprocentowania kredytów, zawieszenie spłat rat kapitałowych kredytu i zawieszenie rat opłat leasingowych. Ważna jest też kwestia wynagrodzeń pracowników w okresie kwarantanny oraz bardziej liberalne rozliczanie czasu pracy kierowców.

Specustawa wam pomoże?
-
To trochę wróżenie z fusów. Trudno przewidzieć w jaką stronę to pójdzie.  Pozostaje mieć nadzieję, że skoro z epidemią poradzili sobie Chińczycy może i my sobie poradzimy. Pytanie, jakie straty poniesiemy zanim do tego dojdzie, bo dotychczasowe propozycje rządu uważamy za niewystarczające.

[email protected] fot. archiwum







Dziękujemy za przesłanie błędu