Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
17/02/2016 - 14:00

Czy da się wyżyć z agroturystyki? Na granicy opłacalności

Brak turystów, brak atrakcji turystycznych w gminach, brak perspektyw na ich utworzenie w najbliższym czasie to główny powód dla którego części gospodarstw agroturystycznych działa na granicy opłacalności. Coraz częściej takie gospodarstwa traktowane są jako nie główne, a jedynie dodatkowe źródło dochodów.

- A co mi z takiego turysty, który zanocuje tylko jedną noc? Niewiele na nim zarobię. Dlatego od dłuższego czasu ogłaszam się przed wakacjami i feriami, ale nie u nas tylko na portalach na wybrzeżu czy w Poznaniu albo w Warszawie. Ci ludzie, którzy przyjeżdżają jako para albo całymi rodzinami rzeczywiście zostawiają u mnie spore pieniądze. Są kilka dni, zamawiają albo całe wyżywienie albo śniadania i obiadokolacje. Kilka razy miałem klientów biznesowych, ot finalizowali jakieś umowy i z tej okazji przyjechali właśnie do mnie, ale taki klient to rarytas. Ja im upiekłem świniaczka no i git. No i mam kilka rodzin, które do mnie od lat wracają. Kiedyś jako dzieci z rodzicami a teraz ze swoimi dziećmi. I jak ja bym miał ich na sto procent liczyć?  –wyjaśniono nam bez owijania w bawełnę w jednym z gospodarstw agroturystycznych na terenie gminy Muszyna.

- Beznadziejnie. U nas nie ma czym zachęcić ludzi do przyjazdu. W ogóle nie ma turystów. Jak się trafią, to tylko tacy przejazdem na jedną noc. Gdybym mogła podjąć decyzję jeszcze raz, nigdy w życiu nie zdecydowałabym się na ten biznes. Jak ja czasem zazdroszczę tym z innych gmin na przykład z Białki, gdzie mają termy i gdzie się ludzie o sobie ocierają, bo tylu ich jest  - komentuje z kolei właściciela Agroturystyki „U Gazdy” w Kamionce Wielkiej.

- Ja w tym roku z głodu bym umarł jakbym liczył na gości – usłyszeliśmy w okolicach Tylicza, gdzie dodatkowo nam wyjaśniono, że na zimie bez zimy, a taka była tegoroczna, to może tylko Krynica rzeczywiście zarobiła. Na szczęście nasz rozmówca pracuje na saksach a tylko żona „ogarnia” gospodarstwo. Zaznacza też, że między nami a innymi częściami Europy jest taka przepaść jeśli chodzi o infrastrukturę turystyczną, że by dojść do tego pułapu potrzebujemy minimum pokolenia. – Bo od kiedy u nas ruszyło? Od wejścia do Unii? I teraz wszyscy chcą wszystko na raz robić a tak się nie da.

Warto dodać, że w lipcu 2015 roku ówczesny Minister Pracy i polityki Społecznej podpisał rekomendację dla projektu „Programu rozwoju popradzkich gmin w oparciu o rozwój infrastruktury sportowej i turystyki”. I od tego czasu na temat inicjatywy cicho sza.

Nie tak dawno w rozmowie z naszym portalem wójt Łabowej Marek Janczak podpytywany o turystykę w swojej gminie a co za tym idzie biznes agroturystyczny nie krył sceptycyzmu. Podkreślał, że Hala Łabowska, największa atrakcja tych okolic nie jest aż tak wielką, by zatrzymać się tu na kilka dni. Ktoś wchodzi na Halę, nocuje w schronisku albo i nie i jedzie, idzie dalej. To dramat dla gminy, w której jakość ziemi jest tak niska, że nie ma jak marzyć o utrzymaniu się z rolnictwa a obostrzeń wynikających z ochrony, w tym z systemu Natura 2000, jest tak dużo, że o przemyśle nawet w skali mikro można na dobre zapomnieć. Potwierdzają to miejscowi. – Ja to mam na szczęście jako dodatkowy dochód – mówi właścicielka Domku Łabowa, który choć położony jest w bardzo atrakcyjnym miejscu już przy samym szlaku na Halę, to gości ma jedynie wiosną i latem. Zimą wszyscy wolą być gdzieś bliżej stoków. Jak Domek pozyskuje klientów? Przez stronę internetową podczepioną pod portale turystyczne. A wspomniana Hala, to żaden magnes, bo ci co goszczą w Domku traktują go zazwyczaj jako bazę noclegową do wycieczek pod całych Beskidach a czasem nawet Pieninach.

Ewa Stachura [email protected]

Fot.: KS







Dziękujemy za przesłanie błędu