Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 30 kwietnia. Imieniny: Balladyny, Lilli, Mariana
18/05/2014 - 07:30

Marek H. już raz był podejrzany. Śmierć na stacji benzynowej

W grudniu 2005 roku na jednej ze stacji benzynowych w ogromnych cierpieniach umiera mężczyzna. Kiedy przyjechało pogotowie było za późno na pomoc. Diagnoza: pęknięcie tętniaka aorty brzusznej. Trzy godziny wcześniej mężczyzna miał odwiedzić w Nowym Sączu Marka H.
Trzy godziny u szamana?  

Chory wraz z kolegą miał pojechać przed śmiercią do sądeckiego szaman prosić o pomoc. Na te straszne bóle brzucha umiał bowiem zaradzić tylko Marek H. Z prokuratorskiego śledztwa wynika, że mężczyzna mógł spędzić u szamana nawet trzy godziny. Znachor miał odprawiać nad chorym modły i palić kadzidła. Chociaż ból nie ustąpił, znachor odesłał swojego pacjenta. Mężczyzna wsiadł do samochodu kolegi. Razem odjechali. Podróż nie trwała długo. Ból stał się nie do zniesienia. Samochód zatrzymał się na stacji benzynowej. Trzeba było wezwać pogotowie. Na ratunek było już za późno. Mężczyzna zmarł.

Marek H. usłyszał wtedy zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia oraz nieudzielenia pomocy. Prokurator zdecydował się także postawić mu zarzut wykonywania praktyki medycznej bez uprawnień. Sprawy zakończyły się umorzeniem. Córka zmarłego składała zażalenia. Sprawa była ponownie rozpatrywana, ale finał był taki jak za pierwszym razem.

Znachor zwykł mawiać: "Wiesz ile zarabiasz"... 

Rodzice Madzi mieli płacić za wizyty około 200 zł.

Być może już od 2005 roku matka Madzi korzystała z usług sądeckiego znachora. Uważała, że bardzo wiele mu zawdzięcza. Podobnie jak jej mąż. Oboje byli przekonani, że sądecki szaman pomógł im odzyskać zdrowie. To dzięki niemu 34-latka miała zajść w ciążę, a jej mąż wyzdrowieć. Przypisywali mu siłę uleczania i wierzyli jego słowom. Widzieli poprawę nawet po rozmowie telefonicznej. Wystarczyło, że po chwili ciszy usłyszeli w słuchawce: „Już zrobione”, co miało oznaczać, że problem zdrowotny się rozwiązał.

Jeździli do niego w zależności od potrzeb. Zaczęli częściej, kiedy Madzia przyszła na świat. Dziewczynka urodziła się zdrowa. Ale w trzecim miesiącu dostała skazy na skórze. Pomóc mógł tylko pan Marek. W czasie „badania” wykrył niestety, że dziewczyna jest ciężko chora. Zgodzili się, żeby zastosować cudowną dietę. Opierała się na krowim i kozim mleku, było też trochę ziół, czarodziejska różdżka i tajemnicze fiolki z pierwiastkami. Rodzice widzieli poprawę. Posłuchali więc, kiedy zabronił kontaktować się z lekarzami. Kiedy Madzia chudła wyjaśniał, że jest jedna zasada – trzeba dojść do dna, żeby się od niego odbić. Miał chwalić się, że żaden pacjent, który korzystał z jego rad, nie umarł… Rodzice, więc do końca jeździli z Madzią do Nowego Sącza. Nawet, kiedy była już bardzo słaba i – co wynika ze wstępnej sekcji zwłok – nie miała siły, żeby wykazywać czynności życiowe. Dziecko słabło i znikało w oczach, ale rodzice nie zdecydowali się na wizytę u lekarza. Marek H. zabronił im także kontaktu z rodziną. Madzia miała „zdrowieć” tylko w obecności rodziców. A matka i ojciec wierzyli i płacili. Znachor z Radzieckiej, nigdy nie podał kwoty. Zwykł jednak mawiać: „Wiesz ile zarabiasz” lub „Lekarz za pięć minut bierze 100 złotych”. Jego pomoc była bezcenna, więc płacili około 200 złotych za wizytę. Jeszcze w nocy, kiedy Madzi dogorywała, kontaktowali się ze znachorem. Wtedy pewnie już trudno było im uwierzyć w słowa: „Już zrobione”.

Dopiero w areszcie, do którego trafili na dwa miesiące, uświadomili sobie, że „pan Marek” nie pomógł. Matka na własne życzenie zdecydowała się uzupełnić zeznania, w których opowiedziała o wieloletnich kontaktach ze znachorem. Ojciec, który trzy razy odmawiał odpowiedzi na pytania w sprawie Marka H., w końcu zdecydował się mówić.

Znalazły się także inne osoby, które obciążyły swoimi zeznaniami sądeckiego znachora. 66-latek usłyszał już zarzuty wykonywania praktyki medycznej bez uprawnień i sprawstwa kierowniczego w narażeniu zdrowia lub życia, co skutkowało nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Sąd zdecydował także o trzymiesięcznym areszcie dla mężczyzny.

 

(MC)
Fot. JEC (na zdjęciu Marek H. czeka na wejście na salę rozpraw) 







Dziękujemy za przesłanie błędu