Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 12 lipca. Imieniny: Brunona, Jana, Wery
30/09/2015 - 07:55

Samorząd broni drożdżówek. Uczniowie dilują zakazaną żywność

Walka ze śmieciowym jedzeniem w szkolnych sklepikach osiągnęła granice absurdu. Jej ofiarą padły zwykłe drożdżówki i małopolskie obwarzanki. Są niezdrowe, orzekło ministerstwo zdrowia i wrzuciło jedzone od niepamiętnych czasów przez szkolną dziatwę produkty do „toksycznego” worka, razem z chipsami, batonami, cukierkami, hot dogami i słodkimi gazowanymi napojami. Doszło do tego, że poczciwe obwarzanki i drożdżówki własną piersią muszą bronić sejmikowi radni. W tej sprawie wystosowali…rezolucję.

Czy można w sprawie obwarzanka i drożdżówki wystosować rezolucję? Brzmi to nieco absurdalnie, ale dokonali tego małopolscy radni. W obronie zdrowego rozsądku samorządowcy kontestują decyzję rządowych urzędników, którzy w katalogu niezdrowych produktów, usuniętych ustawą ze szkolnych sklepików, umieścili poczciwego obwarzanka i drożdżówkę. A to wszystko z troski premier Ewy Kopacz

- Zadbałam o to, żebyście nie były grubaskami - mówiła szefowa rządu podczas rozpoczęciu roku szkolnego w jednej z gdańskich szkół.

Tej rozszerzonej o drożdżówki i obwarzanki troski nie zdzierżył nawet rządzony przez koalicję PO-PSL sejmik Małopolski, który rzucił w rządową ustawę samorządową rezolucją.  

Pogodzeni zwyczajnym zdrowym rozsądkiem, nie bacząc na polityczne podziały, radni jednogłośnie podpisali się pod wnioskiem by do szkolnych sklepików znów wróciły obwarzanki i drożdżówki wycofane na mocy rozporządzenia ministra zdrowia pod koniec. Przemowę w obronie zakazanych rządowym dokumentem mącznych przekąsek wygłosił wicemarszałek Małopolski Wojciech Kozak.
 

– Produkty te są wprawdzie wypiekane na bazie białej mąki pszennej i z dodatkiem cukru, ale nie można ich klasyfikować jako tzw. jedzenia śmieciowego. Obwarzanki czy drożdżówki są głęboko zakorzenione w polskiej tradycji kulinarnej i z zasady zawierają naturalne surowce wysokiej jakości, bez dodatku konserwantów i polepszaczy smaku –  mówił wicemarszałek Kozak.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Polak, jak wiadomo, jest mistrzem przetrwania. Im bardziej komplikuje mu się życie, tym jest bardziej zaradny. Niezdrowe jedzenie zeszło w szkole do podziemia.  Drożdżówki, obwarzanki, chipsy, batony i gazowane napoje w uczniowskich „tornistrach” przemycane są do szkoły. Dilerka kwitnie na całego. 

Jeden z nauczycieli sądeckiej szkoły średniej, wygnany pzez żonę na sobotnie zakupy,  spotkał w supermarkecie swoich uczniów, którzy pchali do kasy wózek wypełniony z  chipsami i coca coli.

- Co chłopaki, szykujecie jakąś imprezę ? - spytał

- Nie, panie psorze, to do szkoły, no bo przecież właściciel zamknął sklepik. Co miał sprzedawać, marchewki?  - usłyszał w odpowiedzi.

Czy spotkani przez nauczyciela przezorni uczniowie wszystko sami zjedli,  czy też może przehandlowali na szkolnym, czarnym rynku, nie wiadomo. Ponoć taki proceder kwitnie na całego. Ale i z tego jest jakiś pożytek. W końcu to praktyczna nauka  przedsiębiorczości, która  przymusowo serwowana w szkole bywa nudna.  Co innego pierwsze biznesowe doświadczenia: tanio kupić, drogo sprzedać. Kto wie, może  niejeden szkolny diler zakazanej żywności wyrośnie z czasem na kolejnego sądeckiego milionera? 

Agnieszka Michalik

fot. sxc.hu







Dziękujemy za przesłanie błędu