Na trasie spędzi prawie pół tysiąca kilometrów! Sądecki biegacz przełamuje bariery [WIDEO]
Panie Krzysztofie, powodem pana wizyty w naszym studiu jest kolejny bieg, w którym zamierza pan wziąć udział.
Tak, odbędzie się we Włoszech na dystansie 450 km. Jego nazwa to "Tor Des Glaciers". Jest to bieg po lodowcach.
Skąd pomysł na wystartowanie w takim biegu?
Zrodził się, kiedy byliśmy z rodziną we Włoszech. Zobaczyliśmy wtedy, że jest bieg na 330 km stanowiący kwalifikację do dystansu 450 km. Pierwszy z nich już ukończyłem, dotarłem wówczas na metę, jako pierwszy z Polaków.
Teraz poprzeczka idzie do góry…
Tak, chcę udowodnić samemu sobie, że niemożliwe nie istnieje i tak naprawdę ograniczenia stawiamy sobie sami w naszych głowach.
Jak się zatem Pan przygotowuje do takiego wyzwania?
Przygotowania odbywają się cały czas. Wszystkie wcześniejsze starty nimi były. Swoją przygodę z biegami ultra zacząłem od Biegu Wierchami w Rytrze. Pięć lat temu było pierwsze 100 km na Festiwalu Biegowym. Narodziła się wtedy fascynacja tego typu dystansami. Potem sięgałem coraz dalej. Chcę zobaczyć dokąd tak naprawdę organizm jest w stanie dotrzeć.
Co w przypadku biegu na 450 km będzie najtrudniejsze?
Po pierwsze dziewięć razy będziemy na wysokości powyżej 3 tysięcy metrów. Po drugie, duża część trasy biegnie szlakami, które od dawna nie są oznakowane, nikt po nich nie chodzi i trzeba się samemu nawigować. W nocy nie widać przepaści, skał. Pamiętajmy, że z czasem dochodzi też zmęczenie. Podpisuje się nawet specjalną klauzulę, że można stracić życie
Cała rozmowa znajduje się w materiale filmowym. ([email protected], wideo: GN)