Tajemniczy wypadek w Mszalnicy
Oplem jechała matka z dwójką synów. Starszy ma 9 lat, młodszy 8. Być może na łyżwy, sądząc z porozrzucanych wokół samochodu elementów sportowego wyposażenia. Jak mówili obecni na miejscu strażacy, wszyscy wyszli ze zniszczonego samochodu o własnych siłach, jednak uskarżali się na ból i trafili do szpitala. Kierująca astrą kobieta miała tłumaczyć, że zjechała w rów bo przestraszyła się jadącego z przeciwka auta - ponoć kierowało się wprost na nią. Tej wersji nie potwierdzali ponoć - jak usłyszeliśmy na miejscu - kierowcy aut jadących - tak jak Opel - w stronę Nowego Sącza.
Jednak policjanci, którzy przyjechali do Mszalnicy i długo oglądali miejsce wypadku, orzekli, że kierująca Oplem kobieta miała rację. W oficjalnym protokole stwierdzili, że zjechała w rów, bo nie miała wyjścia - z przeciwka, prosto na nią jechał kierowca (bliżej nieokreślonego auta), który wyprzedzał kilka samochodów na raz.
Jeszcze przed godziną 11 ruch na trasie nr 28 w Mszalnicy był mocno ograniczony. Policjanci badali oglądali miejsce wypadku, strażacy, czekając na moment gdy będzie już można wyciągnąć auto, sprawnie kierowali ruchem, jednym pasem przepuszczając wahadłowo samochody jadące w obie strony. [email protected] Fot. TK