Bohaterowie z Nowego Sącza wrócili z misji ratunkowej w Turcji. Uratowali życie 12 osób [FILM]
Minęło już półtora tygodnia od dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się w Turcji i Syrii. 6 lutego, nad ranem, w tych krajach zatrzęsła się ziemia. Wstrząsy o magnitudzie 7,8 trwały zaledwie minutę. Ich epicentrum znajdowało się w pobliżu tureckiego miasta Gaziantep na głębokości 18 km. Były odczuwalne również na Cyprze, w Iraku i Libanie.
Zaraz po tym, jak świat obiegła informacja o tragedii, która wydarzyła się w Turcji i Syrii, Polacy natychmiast odpowiedzi na apel tureckich władz, którzy zgłosili zapotrzebowanie na grupy poszukiwawcze i ratownicze. Jeszcze tego samego dnia do Turcji poleciała grupa poszukiwawczo – ratownicza Husar składająca się z 76 strażaków i 8 wyszkolonych psów. Wśród nich było aż 21 osób z Sądecczyzny.
Polscy ratownicy zostali przydzieleni do miejscowości Besni. Przez dzień i noc przeszukiwali gruzowiska w poszukiwaniu żywych osób.
- W tej miejscowości dwadzieścia dwa budynki były całkowicie zniszczone. Jak tylko dotarliśmy na miejsce, od razu zaczęliśmy działania ratownicze. Byliśmy pierwszą grupą ratowniczą w tej miejscowości. Dzięki sprawnej akcji, udało nam się wydobyć spod gruzów dwanaście żywych osób – mówi st. bryg. Sławomir Wojta, dowódca zespołu operacyjnego.
Zobacz też Zbiórka darów dla Turcji i Syrii. Na Sądecczyźnie rzeczy można oddawać do dwóch punktów [LISTA]
By dostać się do osób poszkodowanych, musieliśmy wchodzić w ciasne przestrzenie, stabilizować je, czołgać się, dlatego wydobycie osób czasem trwało nawet kilkanaście godzin. Akcji ratunkowej towarzyszyły wstrząsy wtórne, dlatego nasze działania ratownicze odbywały się w bardzo trudnych warunkach. Nieoceniona w tych działaniach była rola psów ratowniczych, które wskazywały nam miejsca, w których mogli przebywać ludzie. Wiele razy nasi ratownicy medyczni wchodzili w te gruzowiska, aby jeszcze przed wydobyciem udzielić pomocy medycznej poszkodowanym – dodaje.
- To była moja dziesiąta misja zagraniczna. Muszę przyznać, że była ona najtrudniejsza spośród tych, w których do tej pory brałem udział. W tej akcji skumulowało się wszystko to, co było podczas poprzednich misji. Stan osób, które wyciągaliśmy spod gruzów, był różny. Niektórzy nie wymagali pomocy medycznej, ale były i takie osoby, które wymagały działań medycznych polegających na podaniu środków przeciwbólowych, przetaczaniu płynów. Te osoby zaraz po wydobyciu trafiły do szpitala - mówił lekarz st. bryg. Mariusz Chomoncik.
Zobacz też Nowy Sącz: ratownicy wrócili do Turcji, by ratować ludzi. Trwa wyścig z czasem
Z trudnymi warunkami borykali się nie tylko strażacy, ale również psy poszukiwawcze. Wiele z nich doznało urazów. Głównie były to urazy kończyn.
- Wszystkie nasze psy były kontuzjowane. Niejednokrotnie brakowało nam rzeczy do opatrywania ran, bo już w pierwszych dniach zużyliśmy wszystko. Musieliśmy utrzymać psy w dobrej kondycji, aby mogły pracować i wskazywać miejsca, w których są ludzie - wyjaśnia przewodnik psa Bartłomiej Waligóra
Akcja ratunkowa była bardzo skomplikowana. Strażacy spali zaledwie trzy, czasem cztery godziny w ciągu dnia. Więcej znajdziecie w materiale filmowym. Zachęcamy do obejrzenia w całości. ([email protected] Fot. PSP Nowy Sącz)