Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 3 maja. Imieniny: Jaropełka, Marii, Niny
28/01/2017 - 23:25

Poeci Sądecczyzny: Małgorzata Lebda

Najmłodsza autorka wśród prezentowanych w tym cyklu sądeckich poetów. Przypadek zrządził, że byłem świadkiem narodzin jej talentu.

ubijać masy mgieł

zwyciężyć wiatr na pięści

przejść ile się da

głębiej

szybować motylem

na trzecie jabłko

w konstelacji konara

ponad podparty o kij czas

mierzyć życie w ilości oddechów na krokochwile

wietrznie spóźniać się na czas

Przechyba, 24 X 05

erotyki

I

Jej nagie udo

w jego zaciśniętej myśli

II

Jego zaciśnięta myśl

w jej gołej wyobraźni

III

Jej goła wyobraźnia

w jego erotycznej pościeli

elegia o sobie

samej do przodków

zdarzyłam się

jestem

49 kilo z

powtarzającym motywem

mrugania

30.08.2005

halny wiatr

ma coraz chudsze dłonie zapala papierosa wciąga

dym spoglądamy z werandy na styczniowe ciało wsi poorane

miedzami pod opuszkami palców gwóźdź wszystko tutaj pachnie

woskiem milczymy czuję się jakbym była jego pierworodnym

synem od starego sącza pełzną ciemne chmury halny modeluje

linię lasu zostawia po sobie wiatrołomy złe samopoczucie reumatyzm

wplata zimne dłonie w moje włosy wytrąca papierosa wsysa dym a nocą

podchodzi do okien zlizuje chłód drąży

stary sącz

wchodzimy w szpary ulic okna są tak nisko

że boimy się nie podglądać miasto przyjęło w siebie śnieg

pod którym dogasają liście tutaj można zaczynać wszystko

od początku dlatego zaczynamy od środka masz zimne dłonie

opowiadasz o runach miałem

o tobie sen po tym milkniesz dotykasz kamieni tak jak chciałabym

być dotykana na placu kobiety pulchne jak bochny chleba

sprzedają jaja ser kryste ponie jag ślizgo mówi jedna z nich

o czerwonych od mrozu dłoniach w klasztorze wybijają południe

z ust do ust przechodzą słowa anioł poński zwiastowoł ponnie

maryi i poceł wrzucamy po monecie do studni bo żyją w nas

zabobony a my je karminy miejscami sobą pytaniem co dalej?

studnia

wkładaliśmy w usta jesień a jej cierpki smak krzywił nasze gładkie

twarze był to czas palenia naci pieczenia dojrzałych warzyw w rozgrzanej

brandrurze grzmoty odeszły a z nimi niepokój nastała cisza przed zimą

winogrona oplotły drzewa i dach stodoły a ich ciemne grona dochodziły

w szklanych dymionach dlaczego właśnie wtedy przyciągała nas otwarta

studnia ta czarna tafla do której ojciec kilka lat wcześniej wrzucił

tajemniczą rybę a z której wszystkie nasze tłuste zwierzęta piły

krystaliczny chłód?

to właśnie do niej wiosną wpadła stara rogowska podobno czasem

słychać tam świsty cały jej strach

biały chleb

siostro przyzywamy noc nasze dłonie mają skłonność obwieszczania nasze

ruchy są skupione i powolne skierowane w stronę lasu ale czy słyszysz?

za drzwiami słychać ciężkie kroki ojca który układa na stole świeże mięso

świni rankiem rozpali ogień w palenisku wędzarni chłopi będą odwiedzać

nasz dom z flaszkami samogonów będą po nich przychodzić postawne

baby w długich fartuchach i dzieci o szklanych oczach będziemy do nich

podchodzić jak do dzikich zwierząt będziemy je obwąchiwać podobni

do dzikich zwierząt i rozpoznawać tak będzie a matka poda nam na

zimnym talerzu ciepłe podgardle i biały chleb

ziarna cieciorki

chodziło o śmierć o jej ciemne włosy przechodzące w noc a noce

w beskidzie sądeckim są szczególnie gęste tak tato daliśmy się uwieść

i oswoiliśmy utratę aż zaczęła być nam bliska miejscowi przynosili na

ustach alkohol i zabobony należy wkładać po ziarenku cieciorki pod skórę

to pomaga nic nie pomaga rośliny słabną a zwierzęta opuszczają dom

więc znosimy do zimnego pokoju jedlinę niech przypomina las

znosimy do zimnego pokoju kamienie niech przypominają dno rzeki

znosimy do zimnego pokoju kłosy zbóż niech przypominają sierpień

znosimy do zimnego pokoju strącone z gniazda pisklęta są wilgotne

ciepłe

wielkanocne święcenie pól: dzielenie

idziemy z ojcem w pola w dłoniach trzymamy krzyżyki

z leszczyny i bibuły i święconą wodę (w plastikowych

butelkach po piwniczance) towarzyszą nam psy

tłuste ze lśniącą sierścią płoszą z brzeziny lisy

ojciec wbija krzyż w kamienistą ziemię przeklęty flisz mówi

a mi przychodzi na myśl że za kilka miesięcy w sierpniowym

upale będziemy tu kosić pszenicę (to tu ojciec po raz pierwszy

opowie nam o śmierci nałoży jej maskę lasu)

w dole wsi biją dzwony kościoła

schodzimy z ostatniego pola

każda z nas próbuje zatrzymać

na sobie uwagę ojca

już przy domu w świetle wysokiego ogniska myślę

w jaki sposób dzielimy go pomiędzy siebie: nierówno

niesprawiedliwie

lipiec: miodobranie

wyparzamy butelki po wódce ojciec donosi do kuchni

wypełnione miodem bańki czekamy aż zelżeje upał i nocą

nalewamy do nich ciemny miód od starego sącza nadciąga

burza na jej dźwięk kuba uderza łapami w wejściowe drzwi

po nieodległych grzmotach wyżeł zbliża się do szyby werandy

na wzgórzu pod lasem płonie stodoła deszcz podsyca płomień

wieś już tam zmierza pies wyrównuje oddech tak ogień

zawsze go uspokajał

Małgorzata Lebda







Dziękujemy za przesłanie błędu