Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
23/06/2012 - 07:11

Dialog między religiami. Dziedziniec Pogan w Krakowie

Na dziedzińcu Collegium Maius w Krakowie odbył się pierwszy w Polsce Dziedziniec Pogan. Spotkanie poprowadził bp Grzegorz Ryś, a wśród panelistów znaleźli się: Ryszard Bugaj, Ryszard Terlecki, Aleksander Hall, Paweł Kowal, Mieczysław Gil, Henryk Woźniakowski oraz Jerzy Federowicz (w zastępstwie Jarosława Gowina). Obecny był metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz.
Idea Dziedzińca Pogan została zaproponowana przez Benedykta XVI, który w 2009 r. zaapelował o tworzenie we współczesnym świecie miejsc spotkań ludzi, którzy się różnią, ale których łączy katalog wspólnych duchowych wartości.
- Kościół powinien również dzisiaj otworzyć swego rodzaju „dziedziniec pogan”, gdzie będą mogli w jakiś sposób „uczepić” się Boga ludzie, którzy Go nie znają, zanim znajdą drogę do Jego tajemnicy, której służy życie wewnętrzne Kościoła. Do dialogu z innymi religiami powinien dziś dołączyć przede wszystkim dialog z tymi, którym religia jest obca, którzy nie znają Boga, a jednak nie chcą pozostać po prostu bez Boga, lecz pragną przynajmniej zbliżyć się do Niego jako do Nieznanego – powiedział Papież.
Do tej pory spotkania tego typu odbyły się w kilku miastach Europy, m.in. w Paryżu, Tiranie, Sztokholmie. Nazwa inicjatywy nawiązuje do świątyni jerozolimskiej, którą odbudował Herod Wielki, a która zburzyli Rzymianie w r. 70. Składał się na nią system dziedzińców, z których największym, najbardziej zewnętrznym – był dziedziniec zwany dziedzińcem pogan albo ludów. Był miejscem spotkania, w którym przebywać mogli zarówno Żydzi i nie-Żydzi, którzy na co dzień nie żyli ze sobą w przyjaźni i różnili się pod wieloma względami.
Tematem krakowskiej odsłony Dziedzińca Pogan było pytanie o dobro wspólne. Organizatorzy debaty postanowili skorzystać z typowo polskiego doświadczenia, kiedy to w latach 70. i 80. dialog Kościoła z ludźmi kultury, mimo trwania w zależności od obcego państwa, był bardzo żywy. Do współpracy zaproszono zatem tych, którzy wówczas kształtowali naszą rzeczywistość oraz tych, którzy tamtych ludzi – nazywają swoimi mistrzami.
- Czy możliwa jest jeszcze wspólna troska o dobro wspólne? – pytał prowadzący debatę bp Ryś. - Czy to, co było wtedy jest możliwe także dzisiaj? Jeśli tak, to w jakim zakresie, jeśli nie, to dlaczego? Ta troska, czyli polityka, gdyż tak ją najprościej można zdefiniować, wszystkich nas interesuje, wnosimy ją wszędzie, ale – niestety, bardziej nas dzieli niż łączy. Czy wtedy, 20, 30 lat temu było Wam ze sobą dobrze? Jaki był katalog wartości, który Was naprawdę wtedy spajał?
Ryszard Bugaj mówił, że poza wspólnym wrogiem, tym czynnikiem był etos działania w słusznej sprawie bez nadmiaru politykowania. Wspominał bardzo dobrą atmosferę w środowisku, które nie było sformalizowane. Problem wyniknął jednak wówczas, kiedy skończyła się misja KOR-u jako opozycji, kiedy trzeba było określić czym jest to dobro wspólne. - Dzieliła nas sprawa tego jaki kształt powinna przybrać transformacja w Polsce. Nie to, czy należy ją robić czy nie, ale pomysły dotyczące rozwiązań społecznych, gospodarczych, może także niektóre kwestie polityczne – przyznał.
Mieczysław Gil zapytany w imię czego siadał do Okrągłego Stołu z ludźmi, którzy odpowiadali za jego pobicie i więzienie odpowiedział, że był wtedy bardzo poruszony, że jego pierwsze przywitanie się z Kiszczakiem w Magdalence nie było łatwe. Ale rozmawiali. - To nie Magdalenka i Okrągły Stół zdeformował rzeczywistość polską, zdeformowały ja pierwsze obrady, decyzje i zgody w parlamencie na pewne rozwiązania, które nie padały nawet przy Okrągłym Stole i w Magdalence. Wybory stały się sukcesem części społeczeństwa. Część społeczeństwa została wówczas jak gdyby odepchnięta od aktywnego uczestniczenia w rzeczywistości politycznej.
Ryszard Terlecki w czasach Solidarności prowadził wykłady dla robotników. - Czy pan profesor miał wówczas wrażenie, że ci ludzie tego potrzebują? Że jest zapotrzebowanie? – pytał prowadzący. - Polityki wtedy nie było. Trwała swego rodzaju wojna i wątpliwości, co do tego kto jest po której stronie nie było ani przez chwilę. – odparł historyk. - Ci, którzy przychodzili, przychodzili z potrzeby poczucia się razem, poczucia wspólnoty, poczucia bycia w Ojczyźnie. Kościół był naszą Ojczyzną: tych którzy wykładali i tych, którzy słuchali.
Mówił o tym, że towarzyszyło im poczucie, że coś się zbliża, że jest nadzieja, i że tą przestrzeń trzeba zabudować właśnie wspólnotą. - Tamte czasy były chyba czasami, kiedy miałem najwięcej przyjaciół, najbliższych przyjaciół; związki między ludźmi były jakoś najbardziej naturalne i bliższe. Ale to nie była polityka, to było coś naturalnego. Mówiliśmy o różnych rzeczach, także o polityce, ale nie po to, by kogoś do czegoś przekonywać czy jakoś się dzielić. To się zmieniło wtedy, kiedy wydawało się nam, że odzyskujemy wspólnotę narodową, własne państwo, wolność, suwerenność. Byliśmy szczęśliwi z tego powodu i trochę lekceważyliśmy tamte spory i tamte różnice. Wydawało się nam, że to się ułoży, bo najważniejsze już mamy. I potem odkryliśmy, że znowu potrzebujemy tej wspólnoty, że znowu szukamy jakiejś przestrzeni, w której poczujemy się razem. Widzę, że ta potrzeba się odradza, widzę to na różnych polach i upatruję w tym nadziei.
Aleksander Hall wspominał strajk w Stoczni Gdańskiej i powstanie Solidarności: - To było dla mnie bardzo silne przeżycie, jedno z najsilniejszych życiowych przeżyć, które pozostanie w mojej pamięci. Mówił o pierwszych dniach strajku, o nastroju powagi i nadziei, o poczuciu wspólnoty, także religijnej. - Były napięcia, był spór, to było normalne na polu bitwy. Ale to były detale, coś trzeciorzędnego. To był moment wielkiej wspólnoty, wielkiej jedności. I moment, który zmienił historię Polski.
Henryk Woźniakowski opowiadał o pytaniach jakie się rodziły w stosunku do komunistów. Mówił, że dyskusje z tzw. czerwonymi, pozwalały zobaczyć ludzi, którzy mieli też swoją ludzką twarz, mieli swoje interesy, zrozumiałe dla nas, i którzy mieli też pewne ambicje polskie. - Mazowiecki, potrafił właśnie tak patrzeć na ludzi, a to ułatwiło mu stworzenie rządu, nawet z takimi ludźmi jak Kiszczak. I ten rząd okazał się rządem możliwym – konkludował.
Paweł Kowal, najmłodszy spośród panelistów i jedyny, który nie mógł jeszcze wówczas uczestniczyć czynnie w działalności opozycyjnej powiedział, że z jednej strony czuje się zaszczycony, ale też jest mu nieco niezręcznie, bo siedzi wśród bohaterów, wśród tych, którzy wtedy walczyli o sprawę. - Myślę, że rozmowa dotyczy jednej rzeczy: doświadczenia z jednością. To jest problem każdego jednego pokolenia, to jest problem Polaków po 1918. r. Polacy tęsknią do tego, żeby być razem i żeby to nie było naiwne, ale jakieś takie świeże, nowe. Wspominał, że jako dziecko zapamiętał takie dwa szczególne momenty: zamach na Jana Pawła II i śmierć Kard. Wyszyńskiego. Ludzie byli przerażeni tym, że stało się coś, co sprawi, że będzie dużo gorzej, że utraciliśmy jedność – mówił.
Punktem wyjścia do drugiej części dyskusji była preambuła do Konstytucji Rzeczypospolitej. - Dzisiaj w Polsce słychać głosy, że Polacy nie są społeczeństwem. Pomyślałem sobie, że jeśli mówimy o wspólnocie, która jest przedpolityczna, to być może wypowiedzią tej wspólnoty, tych wartości, które pokazują jakim jesteśmy społeczeństwem jest preambuła
– powiedział bp Ryś, po czym przeczytał jej tekst.
Jerzy Fedorowicz obiecał, że – nauczy się tego tekstu na pamięć i będzie go sobie stale przypominał. - Te wartości są dla mnie podstawowymi, ponieważ odebrałem je w domu. Moi rodzice byli żołnierzami AK – oświadczył i powiedział, że odkąd zajął się polityką na poważnie, widzi, że każdy musi robić swoje i rozliczać się przed samym sobą. Toczymy spór, który jest sporem publicznym, ale jeśli zapytać każdego z nas, to powie, że przestrzega dokładnie tych samych wartości! (…) Gdybyśmy się tylko wsłuchiwali w to, co jest nasze, wspólne, to ten świat byłby piękniejszy – zakończył.
Ryszard Bugaj wspominał moment prezentacji preambuły w Komisji Konstytucyjnej: - Istniał spór, także w sprawie preambuły, ale kiedy Tadeusz Mazowiecki ogłosił swój tekst – to nikt się nie ośmielił zgłaszać żadnych poprawek. Tekst był piękny i mądry i obezwładniał krytyków. W tej preambule są wszystkie ważne rzeczy dotyczące dobra wspólnego: jest potwierdzenie, że jest wspólnota, czyli naród i to naród określony jako obywatelski, czyli naród w sensie zbiorowości złączonej pewnymi wspólnymi sprawami, wspólną historią, kulturą, a niekoniecznie pochodzeniem etnicznym.
Podkreślił też, że trzeba pamiętać, że dobro wspólne nie jest dane raz na zawsze, że wymaga, w miarę upływu czasu, ciągłego odczytywania. Powiedział, że ważny jest konsensus co do tego, że między tymi wspólnymi wartościami jest dialog i jest zgoda co do procedury jaką powinno się podążać. - Ta preambuła - jestem pewien - że ona zostanie w tej konstytucji dopóki ta konstytucja będzie istnieć – mówił. Problem w tym, żebyśmy tą preambułą byli przejęci, żeby z tej preambuły wynikały niektóre inne rzeczy, które by jak gdyby potwierdzały działania i zachowania w jej duchu. Czy tak jest? Myślę, że można mieć trochę wątpliwości.
Paweł Kowal odwołał się w swojej wypowiedzi do historii hodowli żubrów w Polsce. - Żubry przetrwały, ale nie można powiedzieć kto je uratował, bo trochę wszyscy się przyłożyli. Te żubry są ciekawe: to jest bardzo dobra proporcja dobra wspólnego, sprawy i chwalenia się – mówił.
Opowiedział też o rozmowie z pewnym księdzem, który niedługo po katastrofie smoleńskiej mówił mu, że to oni, politycy, mają problem z dobrem wspólnym: "nie szanujecie tego swojego państwa, bo wy bez nas nie jesteście w stanie stworzyć wspólnoty. Bo zawsze jest ktoś drugi, inny, z poza tej grupy, z poza tej sprawy. Jakbyście wzięli konstytucję i umieli ją z szacunkiem przeczytać i wspólnie się nad nią zastanowić, to by znaczyło, że bez nas jako duchownych jesteście sobie w stanie poradzić i zbudować jakiś swój zwyczaj jedności, w którym się czujecie razem". - I jak ksiądz biskup dzisiaj czytał ten tekst, to pomyślałem, że po raz kolejny jest taka sytuacja, że na dziedzińcu pogan ludzie Kościoła dali nam poczucie jedności. Tak może jeszcze raz potrzebujemy jakiegoś impulsu jedności. Paradoks polega na tym, że to biskup na dziedzińcu pogan czyta w sumie świecki tekst, tak jakby czytał kawałek Pisma Świętego, z szacunkiem. To jest dla nas do pomyślenia. Ale tekst bardzo dobrze pokazuje, że jesteśmy wspólnotą, taką niepłaską – historia, kawał historii, ci, którzy byli przed nami, ci którzy przyjdą, ci którzy żyją z dala, ale czują się Polakami. Myślę, że dzisiaj jest taki etap bardzo niedobry, kiedy trzeba przypomnieć potrzebę takiej politycznej wspólnoty, ktoś to musi zrobić. Może kolejny raz w naszej historii musi to zrobić biskup, chociaż to nie jego rola. Bo pogodziliśmy się, że nie to, że się różnimy, tylko że jesteśmy różni i nie mamy wspólnego celu.
Ryszard Terlecki zapytał, czy rzeczywiście jest dzisiaj tak jak myśleli twórcy dokumentu, czy istnieje jeszcze ta wspólnota. - Wydaje mi się, że są takie obszary, co do których nie powinniśmy mieć wątpliwości, że są wspólne. Ale okazuje się, że bardzo się w tych sprawach dzielimy, że jest problem – edukacja, ochrona zdrowia, życia – są dzisiaj kwestionowane. Mówi nam się, że powinniśmy się dzisiaj wstydzić naszego zakorzenienia. Bardzo wiele nas podzieliło, ale to historycy za 50 lat będą to oceniać. Jesteśmy bardzo podzieleni. Tych ludzi, którzy się wtedy spotykali łączyło pragnienie prawdy! – mówił
Aleksander Hall przyznał, że w referendum głosował przeciwko obecnej konstytucji. - Szanowaliśmy preambułę, nigdy jej nie krytykowaliśmy, ale wtedy, z przyczyn politycznych, byliśmy przeciwko konstytucji. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że dobrze, że wtedy ta konstytucja została przyjęta, że w kolejnych latach trudno byłoby znaleźć moment konsensusu. Zresztą czekaliśmy na nią 8 lat!
Henryk Woźniakowski zwrócił uwagę, że wartości o tyle istnieją w świecie o ile się konkretyzują. - W treści tej preambuły brzmi taka żywa pamięć historycznych momentów, w których te wartości się skonkretyzowały: niepodległości, wolności, godności. Te konkretyzacje były czynnikiem niesłychanie jednoczącym. Sztuką, do której jesteśmy teraz wezwani jest wierność tym wartościom w sytuacji, kiedy brak nam dwóch rzeczy: brak nam wielkiej wizji i brak wielkich liderów. Sztuką jest konkretyzować wartości w realizacji sporów stosunkowo niewielkich, cząstkowych. To jest to do czego ta preambuła nas dzisiaj wzywa. Żebyśmy nie oceniali pochopnie w konfliktach politycznych, tylko patrzyli na konkrety i potem oceniali z punktu widzenia tych wartości. Pan dał nam wielkie rzeczy, konkretyzujmy wartości w tych celach, jakie teraz przed nami stoją.
Podsumowując prawie dwugodzinną dyskusję, bp Ryś zwrócił uwagę na powtarzające się wątki, na to, że potrzebujemy budowania wspólnoty, która jest przedpolityczna, że prawda, o której mowa w preambule, jest wartością, w której się spotykamy i nawet ludzie sobie przeciwni muszą uznać prawdę. - Bo nie jest tak ważne kto te żubry uratował – potrzebna jest asceza w przypisywaniu sobie zasług w ratowaniu żubrów – zakończył.

Kolejne spotkania z cyklu: Dziedziniec Pogan będą się odbywały co kilka miesięcy. Najbliższe, dotyczące etyki dziennikarskiej, będzie miało miejsce w listopadzie.

Anna Wojna
fot. aw







Dziękujemy za przesłanie błędu