Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 13 maja. Imieniny: Agnieszki, Magdaleny, Serwacego
03/09/2020 - 18:00

„Generał Sikorski nie żyje”

Front wschodni nieodparcie przesuwa się na zachód, a alianci piorunująco wylądowali na Sycylii. Ale ciesząc się po cichu, myślę – a Agrigento, Segesta, Selinunte, co się działo i dzieje, czy to już ma być koniec świata?

Roman opowiadał o ślubie u Świętego Aleksandra, na którym był i cudem uniknął aresztowania. Był to ślub jego znajomych. Cały kościół został wygarnięty,  młoda para, rodzice i wszyscy goście. Przyszła także wiadomość o aresztowaniu „Grota”. Jakie ciężkie bez ustanku wiadomości – teraz. Kiedy wychodziłam z księgarni i stałam na progu, ktoś powiedział, przechodząc, głośno i przed siebie: „Generał Sikorski nie żyje”. Ludzie dookoła stawali bez ruchu, a ten ktoś wszedł i powtarzał to raz za razem. Znów ta bezsilna rozpacz i złość przeciwko losowi, jak w 1939 roku, jak po upadku Francji, dlaczego ciągle w nas coś bije, przygniata i stara się osłabić? Na szczęście spoza naszych granic, w obrębie których aresztowania, rozstrzeliwania, wywożenie do obozów, egzekucje uliczne stają się jedynymi wiadomościami, które możemy sobie przekazać – te wiadomości, które przychodzą ze świata, są dobre, coraz lepsze, tylko ciągle tak daleko od nas. Front wschodni nieodparcie przesuwa się na zachód, a alianci piorunująco wylądowali na Sycylii. Ale ciesząc się po cichu, myślę –  a Agrigento, Segesta, Selinunte, co się działo i dzieje, czy to już ma być koniec świata? […].

Mieczyś nic mi prawie nie mówił o swoich tajemniczych sprawach, ale ostatnio opowiedział mi taką historię: przyszła wiadomość, że Niemcy wiedzą o pewnym dużym składzie broni. Trzeba było natychmiast tę broń przerzucić w inne, przewidziane na wszelki wypadek miejsce. Pod zagrożony skład sprowadzono wielki samochód ciężarowy, krytą budę z niemieckimi znakami. Trzeba było przenieść cały skład na łeb, na szyję do wozu i wiać. Część obsady siedziała wewnątrz, a kierowca i jego towarzysze zdążyli tylko włożyć mundurowe kurtki niemieckie i furażerki. Od pasa byli niewidoczni w szoferce, najzupełniej cywilni. Przejechali przez miasto niezaczepieni przez nikogo. Nowe miejsce na skład broni mieściło się w starej, dość zrujnowanej kamienicy, której zaplecze tworzyły oficyny, przybudówki, podwórka i szopy, gdzieś w okolicy Grójeckiej za placem Zawiszy. Wielka ciężarówka ustawiła się z trudem w poprzek ulicy, aby czym prędzej minąć bramę i zniknąć w głębi podwórza, kiedy stało się coś strasznego. Po obu stronach bramy od strony ulicy  siedziały dwa żeliwne karły, przykryte jakby pancerzami, brodate i w czapeczkach. W bardzo wielu domach warszawskich umieszczono w bramie te niby ozdoby, niby odboje. Przednie koła ciężarówki wparły się między figury i zablokowały na amen. Ludzie zaczęli przystawać i przyglądać się, nawet chcieli radzić i pomagać,  a czas naglił, trzeba było broń zabrać spod plandeki i ukryć. Wreszcie zbudowano na gwałt coś w rodzaju pomostu z desek i cegieł i nadludzkim wysiłkiem przepchnięta ciężarówka przetoczyła się przez bramę na podwórze. Cud boski, że żadna wacha nie przechodziła wtedy tamtędy, a trwało to dosyć długo.

Monika Żeromska, Wspomnień ciąg dalszy, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2007.







Dziękujemy za przesłanie błędu