Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 25 maja. Imieniny: Borysa, Magdy, Marii-Magdaleny
07/11/2021 - 14:30

Będą podwyżki w sądeckich firmach? Ludzie chcą więcej zarabiać. Jest inflacja

Jak się zarabia w Nowym Sączu? Marnie. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto to niecałe 4,5 tysiąca złotych. Na rękę wychodzi ledwie 3,5 tys. złotych. Takie są statystyczne dane z ubiegłego roku. A przecież pensje zjada inflacja, jakiej w naszym kraju nie było od ponad dwudziestu lat. Czy ludzie przypuszczą szturm na lokalne firmy z żądaniem podwyżek?

Smutkiem wieje z sądeckich statystyk dotyczących zarobków. Nadal odstajemy od  małopolskiej średniej.  Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w Nowym Sączu wynosiło 4468,93 zł. Na rękę wychodzi 3 179,44 zł. Pomimo tendencji wzrostowej pensje  są nadal niższe od średniej zarówno dla województwa (5536,07 zł), jak i dla pozostałych dwóch miast na prawach powiatu czyli  Krakowa (6482,24 zł) i Tarnowa (5629,79 zł), a w porównaniu z poprzednim rokiem dystans do średnich dla województwa i miast jeszcze się zwiększył – wskazują autorzy dorocznej publikacji krakowskiego urzędu statystycznego, która zawiera dane dotyczące naszego miasta.

Te marne pensje zjada jeszcze inflacja, jakiej nie było w naszym kraju od ponad dwudziestu lat.  Ze wstępnego szacunku GUS wynika, że w październiku wzrosła do 6,8 procent licząc rok do roku.  Realnie więc, sądeckie pensje są więc coraz niższe. Czy ludzie  przypuszczą szturm na lokalne firmy z żądaniem podwyżek? Sądeccy przedsiębiorcy chyba muszą się na to szykować.

Czytaj też Podnieśli stopy procentowe. Wiadomo o ile pójdą w górę raty kredytów. Oj zaboli!

Z ogólnopolskiego badania opinii publicznej przeprowadzonego przez SYNO Poland wynika, że  26,4 proc. ankietowanych zamierza do końca tego roku zażądać do pracodawcy wyższej pensji.

– Na pewno inflacja wzmaga oczekiwania płacowe. A z nią jest jak z pogodą – inna jest podawana, a inna jest odczuwalna – komentuje dane komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. - Jeżeli ktoś np. nie korzysta z usług medycznych lub lekarstw, to go nie dotyczy wzrost cen w tym zakresie. Jeśli nie pali papierosów, to nie odczuwa, że one kosztują więcej. Każdy ma więc swoją inflację. Oczywiście poza nią istnieją inne czynniki kształtujące wynagrodzenia –dodaje Miączyńska. Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

Zdaniem Grzegorza Kulisia, eksperta do sprawa rynku pracy  Business Centre Club, jeśli ponad 26 proc. pracowników porozmawia o wyższym wynagrodzeniu, to będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem o dużej skali. A do tej grupy dojdą jeszcze ci,  którzy zaczną poszukiwać nowego zatrudnienia ze względu na chęć poprawienia swoich warunków płacowych. Można się tego spodziewać między innymi w branżach IT, budowlanej, metalowej czy inżynieryjnej. 

– 2021 to jest rok odbicia popandemicznego. Niemal codziennie w mediach pojawiają się informacje, że wiele przedsiębiorstw wykazuje ogromny skok zysków, zwłaszcza w branży informatycznej. W takiej sytuacji pracownicy dochodzą do logicznego wniosku, że skoro pracodawca zarabia więcej, to niech się z nimi podzieli. Ale te żądania dotyczą przede wszystkim ludzi dobrze zarabiających, wyżej wykwalifikowanych, ale też lepiej zorientowanych w rzeczywistości społeczno-gospodarczej – podkreśla prof. Mączyńska.

Czytaj też Postawili Romom nowe domy za 900 tysięcy. Czy będą płacić swoje rachunki?

Jak wynika z badań pierwsi w kolejce  po podwyżki ustawia się pracownicy w wieku 23-35 lat – 35,9 proc.  Dalej w zestawieniu są respondenci w wieku 36-55 lat – 27,8 proc., a także 18-22 lata– 22,3 proc. Najmniej skłonni do płacowych żądań okazali  ankietowani w wieku  mających 56-80 lat – 9,2 proc.

– Ogólnie ludzie w wieku 20-50 lat są najbardziej aktywni na rynku pracy, co też przekłada się na chęć rozmawiania o wyższej płacy. Z kolei osoby 50 plus ze względu na swój wiek mają niższą skłonność do podejmowania ryzyka, zarówno w obszarze psychologicznym, jak i zawodowym. Rzadziej też negocjują wynagrodzenie - analizuje Grzegorz Kuliś. Natomiast osiemnasto-dwudziestolatkowie zazwyczaj nie mają żadnego doświadczenia zawodowego, więc ich wartość rynkowa nie jest wysoka. Dlatego przy nadmiernych oczekiwaniach finansowych, firmy będą rezygnowały z ich usług albo poszukają alternatywnego rozwiązania.

Z badania wynika też, że im większe są dochody miesięczne netto, tym wyższy jest odsetek osób planujących rozmowę o podwyżce. Wśród uzyskujących ponad 9 tys. zł wynosi on 51,7 proc. a w przypadku zarabiających 7000-8999 zł – 48,8%. Na drugim końcu mamy respondentów z dochodami poniżej 1 tys. zł – 11,5 proc.  dalej są badani z zarobkami 1000-2999 zł – 18,6 proc.

– Mamy ustawową płacę minimalną, która jest podwyższana praktycznie co roku. Ona stanowi taki jakby amortyzator osłabiający motywację do ubiegania się o wzrost wynagrodzenia. To dotyczy przede wszystkim osób niżej zarabiających. Jednocześnie płaca minimalna stanowi trochę mechanizm równania w górę, więc inne grupy płacowe też oczekują wyższej pensji – podkreśla  z kolei Elżbieta Mączyńska.

Uwzględniając wielkość miejsca zamieszkania respondentów, rozmowy o podwyżkach planują przede wszystkim osoby z miast powyżej 500 tys. mieszkańców – 32,8 proc.. Natomiast na drugim końcu mamy wsie i miejscowości do 5 tys. mieszkańców – 15,2 proc.

– Te wyniki musimy łączyć z sytuacją na lokalnych rynkach pracy. Zdecydowana większość osób definiuje swoje centrum życiowe w miejscu zamieszkania i wokół niego szuka zatrudnienia. U nas skłonność do mobilności w obrębie kraju jest niewielka. Możliwości w największych miastach są zgoła inne niż w małych i średnich miasteczkach. W związku z tym ten inny poziom alternatywy powoduje to, że też jest zróżnicowana skłonność do rozmów o płacach – wskazuje  ekspert BCC.

Osoby, które zamierzają porozmawiać z pracodawcą o wyższym wynagrodzeniu, wskazały, o ile procent chciałyby więcej zarabiać, licząc od podstawowego wynagrodzenia. 34,2 proc. respondentów wybiera odpowiedź – 10-15 proc.  Z kolei 30,1 proc.  badanych mówi o podwyżce od 5 do 10 proc..– Moim zdaniem, ci respondenci wskazują bardzo rozsądne przedziały do negocjacji. One są delikatnie powyżej wskaźnika inflacji. Jednak wzrosły stopy procentowe, więc za chwilkę koszty kredytów, które mają młodzi ludzie, też będą wyższe. Pracownicy nie chcą, żeby spadł ich standard życia w kontekście możliwości konsumpcyjnych. A jeśli ktoś oczekuje płacy wyższej np. o 30%, to już jest taka fantasmagoria pracownicza – analizuje Grzegorz Kuliś.

Najrzadziej wskazywanym przedziałem jest ten do 5 proc.  – wybiera go 3,7 proc.  badanych deklarujących chęć ubiegania się o podwyżkę. Z kolei 3 proc.  respondentów jeszcze nie wie, o ile więcej chciałoby zarabiać. Natomiast 2,2 proc.  odpowiadających oczekuje propozycji od samego pracodawcy.

– GUS ostatnio podał, że wynagrodzenia zwiększyły się o 9,5 proc. w skali rocznej. To spora zmiana, nawet ponad oczekiwania analityków i ekspertów. Natomiast wzrost zatrudnienia był niższy niż zakładano. To pokazuje trudności na rynku pracy, bo nawet duży skok płac nie daje dostatecznie szybkiego zatrudnienia. Uważam też, że w 2022 roku nastąpi zmiana tego wysokiego tempa wzrostu wynagrodzeń – podsumowuje prof. Mączyńska. ([email protected]) for.jm







Dziękujemy za przesłanie błędu