Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 28 kwietnia. Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa
07/10/2023 - 12:40

Prof. Ryszard Terlecki: potrzebujemy stabilizacji po okresie wzajemnej agresji i napięcia

O temperaturze kampanii wyborczej, wsparciu dla lokalnych przedsiębiorców i sądeckiej branży turystycznej oraz o możliwości przyspieszenia budowy sądeczanki – o tym wszystkim z wicemarszałkiem Sejmu, profesorem Ryszardem Terleckim, numerem jeden na liście Prawa i Sprawiedliwości w okręgu 14 w tegorocznych wyborach parlamentarnych, rozmawiają Jagienka Michalik i Tomasz Kowalski.

Do wyborów zostało nam ledwie kilka dni. Jak ocenia pan przebieg dotychczasowej kampanii wyborczej?
-
Każda kampania jest intensywna, ale tym razem wydaje się, że stawka tych wyborów jest szczególna  i dlatego kampania jest może bardziej nerwowa i bardziej też intensywna. Oczywiście niedziela 1 października była elementem kulminacyjnym tego ostatniego etapu.  Z jednej strony była nasza konwencja w Katowicach, na której przedstawiliby już ostatecznie nasze propozycje i jeszcze raz nasz program wyborczy. Jeszcze raz w gruncie rzeczy. A z drugiej strony marsz w Warszawie, który zorganizowała opozycja. Nie cała, bo część opozycji się wykręciła z imprezy.  Teraz jest czas ostatecznej rozgrywki, gdzie i my, i opozycja będziemy przekonywać tych, którzy są jeszcze nieprzekonani, bo wydaje mi się, że większość wyborców, przynajmniej tych świadomych swoich politycznych decyzji, już zdecydowała, kogo wybrać.

Na ostatnim etapie Zjednoczona Prawica, postawiła kampanię na opartą na negatywnych emocjach. Wcześniej tego manewru nie stosowaliście.
- Muszę przyznać, że narzuciła nam to opozycja.  Niezwykle agresywna i chwilami wręcz chamska kampania Tuska i Platformy zmusza nas do reakcji. Nie możemy na kłamstwa czy inwektywy reagować wyłącznie uprzejmością. Trzeba więc było trochę zaostrzyć  nasz przekaz. Ale myślę, że tę pewną nerwowość, agresywność kampanii narzuca też trochę stawka. To są bardzo trudne wybory. Nikomu się jeszcze nie udało trzeci raz wygrać. Już nie mówiąc o tym, że nikomu wcześniej się nie udało samodzielnie rządzić.

To pewien fenomen, jeśli chodzi o wybory w Polsce,  ale też coś niezwykłego w Europie. Rzadko się zdarza, żeby jakaś partia rządziła samodzielnie i to dwie kadencje. A my staramy się o trzecią, więc to jest rzeczywiście pewnego rodzaju rekord. Jeżeli się to uda, a my wierzymy, że tak będzie, to nastąpi pewnego rodzaju stabilizacja po okresie wzajemnej agresji i napięcia, które obserwujemy.

Jakie są kwestie, które mogą łączyć tak skonfliktowane strony kampanii? Wobec czego będzie potrzebny konsensus? Ważny będzie zapewne stosunek do Ukrainy. 
-
My zawsze mówiliśmy, że polityka zagraniczna powinna być wyłączona ze sporu politycznego. No oczywiście możemy się różnić w rozmaitych kwestiach szczegółowych. Ale uważamy, że racja stanu jest nadrzędna.  Zresztą tak dzieje się w wielu krajach, w których trwają kampanie wyborcze. W tej kwestii zachowuje się pewną jedność. To samo powinno dotyczyć bezpieczeństwa Polski i sytuacji, do której się trochę przyzwyczailiśmy, ale która jest wciąż bardzo nerwowa.

Za naszą granicą wciąż toczy się wojna. Mnożą się rozmaite incydenty. Na szczęście nie ma ich zbyt dużo, ale zdarzają się i każdy z nich może przerodzić się w coś nieprzewidywalnego. Ta zgoda, która powinna nastąpić po wyborach, moim zdaniem, musi też dotyczyć kwestii uzbrojenia Polski, wydatków na zbrojenia, ćwiczenia armii, wzmocnienia ochrony granic i tak dalej. Tu niestety też nie ma, przynajmniej na razie, widoków na zgodę.

Punktem spornym jest granica z Białorusią, a także kwestia przymusowej relokacji imigrantów. Zobaczymy, jak będzie po wyborach i czy uda się te nastroje opozycji, bardzo bojowe, takie na zasadzie „nie, bo nie” w każdej sprawie, jakoś opanować.

Wojna na Ukrainie w końcu musi się skończyć. A wtedy zniszczony kraj trzeba odbudować. Będzie długa kolejka zagranicznych firm, chętnych do tego, żeby na tym zarobić szczególnie z krajów zachodnich, które w przeciwieństwie do Polski, wcale nie garnęły się do pomocy. Jaka będzie nasza siła przebicia po zakończeniu wojny. To pytanie jest ważne dla firm dla naszego regionu, który jest prawdziwym zagłębiem stolarki okienno-drzwiowej. Co należy zrobić, że nasi przedsiębiorcy mieli szansę na intratne kontrakty? 
-
To jest bardzo ważne, istotne pytanie najbliższą przyszłość. Bo choć wojna się nie skończyła, prace nad odbudową zniszczonych miast przecież trwają cały czas, nabiorą rozpędu po wojnie. Między nami a Ukrainą doszło do pewnego napięcia związanego z sytuacją w rolnictwie, ale mam nadzieję, że rozsądek zwycięży i Ukraina wróci do tego przekonania, że bez Polski bardzo trudno będzie jej po pierwsze zmierzać do Europy i do Unii Europejskiej,  a po drugie liczyć na istotne wsparcie w odbudowie kraju.

Tu oczywiście najważniejszym graczem będą Amerykanie, ale i Niemcy bardzo się do odbudowy szykują. W tej chwili trwa kampania i różne siły, także zewnętrzne, stawiają u nas na swoich ulubieńców.  Trudno to w tej chwili oceniać, ale wydaje mi się, że po wygranych wyborach, wielu polityków i wiele instytucji politycznych, przyjdzie po rozum do głowy. Że  skoro, mam nadzieję,  uda nam się wygrać trzeci raz, to trzeba to zaakceptować i pogodzić się z faktem, że w Polsce rządzi ugrupowanie, które domaga się i  wymaga większej podmiotowości Polski. To dotyczy przede wszystkim Unii Europejskiej. To jest zasadnicza kwestia. A jak będzie, to oczywiście zobaczymy.

Wcześniej startował pan do Sejmu z Krakowa. Teraz z Sądecczyzny. Jaka jest dla pana ta kampania wyborcza. Jest coś, co sprawiło panu trudność? A może wręcz przeciwnie, tu w bastionie prawicy jest łatwiej?
- Ja zawsze kandydowałem z Małopolski. Tym razem z jej południowej części. Różnica jest znacząca. Tutaj skala poparcia dla nas jest nieporównanie większa niż w dużych miastach, w tym w Krakowie. Dlatego jest łatwiej, oczywiście i przede wszystkim przyjemniej, bo spotyka się życzliwych, sympatycznych ludzi. No i jest bardzo mocna lista: na Sądecczyźnie, na Limanowszczyźnie, na Podhalu i w całym okręgu czternastym. Tu są bardzo mocni, lokalni posłowie.

Sama kampania wymaga większej aktywności. Moje rozmaite, warszawskie obowiązki sprawiały, że w poprzednich kampaniach brałem udział, ale trochę z doskoku. Teraz musiałem te obowiązki zawiesić i jeździć dużo po tym okręgu. Ale to jest przyjemne przede wszystkim ze względu na sympatycznych ludzi a po drugie to tak piękny teren. Tu się  chętnie przyjeżdża.

Kiedy pytałem pana ostatnio, o czym pan rozmawia z mieszkańcami podczas spotkań, to pojawiały się takie kwestie jak „sądeczanka”, wojsko, Jezioro Rożnowskie, ale jednym z nowych tematów, o których teraz coraz głośniej się mówi, jest sądecka kolej gondolowa. Co pan o tym sądzi?
- To jest bardzo dobry pomysł. Przykład  Polańczyka dowodzi, że warto o tym pomyśleć. Jednak podstawą tej inwestycji są dobre drogi, sprawna kolej,  no i baza hotelowa dla turystów.  Taka atrakcja na przykład by się tutaj przydała. Z pewnością będziemy działać intensywnie i pilnie, żeby to uruchomić.

Jeśli już jesteśmy przy lokalnych inwestycjach. Ciągle realizacji nie doczekała się projekt Siedmiu Dolin czyli połączenia wszystkich wyciągów narciarskich na Sądecczyźnie.  Należy pan do wpływowych polityków. Czy będzie można liczyć na pana wsparcie.  To także wpłynęłoby na rozwój turystyki w naszym regionie.
-
Daj Boże, żeby to się udało. Wielokrotnie, na różnych spotkaniach, rozmawialiśmy o tym, jak jeszcze poprawić atrakcyjność turystyczną. Są enklawy, które dobrze  na turystyce zarabiają a są takie, które zostały trochę w tyle. Są osoby, które są tym zainteresowane i są takie, które mówią, że jak my tu zrobimy drugie Zakopane, to region straci specyfikę pewnego spokoju, możliwości wypoczynku.

Mamy tutaj ciągle cichy Beskid Sądecki. I to jest pytanie, na które muszą odpowiedzieć mieszkańcy: czy są za tym, żeby rozszerzać  przypływ turystów czy go ograniczyć do kwalifikowanej turystyki. Życie jest brutalne. Myślę, że dziś nie ma już możliwości zahamowania rozwoju turystycznego i to jest naturalne że będzie przybywać zwolenników tego rozwiązania.

Każdego polityka pytamy o „sądeczankę”. Jest decyzja środowiskowa dla inwestycji, ale  już przeciwnicy budowy  nowej drogi do Brzeska zapowiadają, że będą się odwoływać. To może trwać w nieskończoność. Czy może to wreszcie ukrócić specustawa?
-
Tak i to nie jest pierwsza kampania, w której wciąż się o tym mówi i to bez skutku. Specustawa to jest już pewnego rodzaju ostateczność, bo tu już się narzuca lokalnym społecznościom decyzje centralne. Wiemy, jak to wygląda przy centralnym porcie komunikacyjnym. Są protesty w małych miejscowościach, ale ludzie są tam uparci.To jest pytanie o reprezentację lokalną w parlamencie, czy posłowie stąd będą w stanie odpowiednio przekonać opinię publiczną tu na miejscu, że to jest niezbędne i że trzeba to w końcu zrobić.

Jeszcze jedno pytanie o kampanię. Czy zauważa pan, że zaczynamy trochę inaczej podchodzić, może trochę względu na wojnę na Ukrainie, do wielkich słów, których często używamy w kampanii, takich jak: ojczyzna, niepodległość, bezpieczeństwo, patriotyzm?
- Tak. Te pojęcia i wartości były oczywiście używane w kampaniach i trochę wydawały się nadużywane. A teraz sytuacja sprawiła, że stają się jakby naturalne i na swoim miejscu.

Tę zmianę nastawienia odczuwa pan także podczas spotkań z wyborcami?
-
Tak. Nie ma już takich reakcji… że ględzicie o patriotyzmie,  bzdury opowiadacie, a nas tu interesuje konkretna droga czy konkretny wodociąg.  To się zmieniło. To widać w święto narodowe, widać na ilu domach wiszą flagi. Albo kiedy w małej miejscowości turystycznej 1 sierpnia nagle ludzie wstają od stolików i stoją przez minutę. To bardzo wzruszające reakcje. Widać, że to poczucie naszej tożsamości narodowej buduje się na nowo, trochę jakby odradza. ([email protected], [email protected]) Fot. MUWwK, Facebook







Dziękujemy za przesłanie błędu