Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 12 maja. Imieniny: Dominika, Imeldy, Pankracego
24/10/2023 - 15:25

Wyzwania ordynacji wyborczej w Polsce. Wnioski po wyborach do parlamentu 2023 roku

Partie polityczne biorące udział w kampanii w polskich wyborach parlamentarnych stoją przed dylematami, które finalnie mogą decydować o zwycięstwie lub porażce na wyborczej mecie. Okazuje się, że decydujące znaczenie może mieć nie tylko znakomity, przekonujący wyborców program, ale także funkcjonowanie mechanizmów wyborcom najczęściej nieznanych, jak premia dla zwycięzcy, próg wyborczy, czy turystyka wyborcza.

Wszystko to sprawia, że tegoroczne wybory mogły być pierwszymi, o których wyniku decydował splot różnego typu okoliczności, co sprawia, że kolejne procesy wyborcze będą coraz trudniejsze do skutecznego zarządzania dla sztabów wyborczych startujących w nich partii. 

Metoda liczenia głosów jest jednym z ważniejszych czynników decydujących o wynikach procesu wyborczego. Ogromne znaczenie ma frekwencja, która potrafi diametralnie odmienić wyniki w poszczególnych regionach. Dodatkowo sytuację komplikuje podział Polski na okręgi wyborcze, który od dawna pozostaje nie zmieniany. Procesy takie, jak migracje, czy poziom umieralności w danych województwach, sprawiają, że okręgi wyborcze przestają realnie oddawać wagę głosów i możliwą liczbę mandatów do zdobycia w danym okręgu. 

D’Hondt kontra Saint-Laguë

Jak widzimy, z tej, jak i poprzednich kampanii wyborczych, czynniki takie potrafią odgrywać decydującą rolę w tym, czy strategie wyborcze poszczególnych partii odniosą sukces, bądź porażkę. Nieprzypadkowo obóz opozycyjny toczył w tym roku wielotygodniowe dyskusje nad sensownością powołania jednej listy wyborczej. Miała ona zapewnić mityczną premię dla zwycięzcy wyborów, którą gwarantuje metoda D’Hondta.

Czy gdyby powstała jedna lista opozycji, wybory do polskiego parlamentu w 2023 r. zakończyłyby się innym wynikiem? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie potrafią udzielić dzisiaj ani politycy, ani socjologowie. Z pewnością ta metoda preferuje komitety wyborcze z dużym poparciem. Dzięki temu możliwe jest wyłonienie w sejmie rządów ze stabilnym zapleczem.

Wadą metody D’Hondta jest to, że niweluje pełną proporcjonalność przeliczania głosów. Może się zatem okazać, że mniejszość głosujących otrzyma finalnie większość głosów w wyłonionym parlamencie.

System wyborczy w Polsce jest zgodnie z Konstytucją RP proporcjonalny. Oznacza to, że okręgi wyborcze są wielomandatowe i swój głos możemy oddać na listę kandydatów preferowanej przez siebie opcji partyjnej, a nie na poszczególne osoby. Następnie mandaty poselskie przyznawane są proporcjonalnie do liczby głosów zdobytych przez poszczególne listy. Metoda D’Hondta,w  której przelicza się głosy na mandaty według tego, jak rozkładają się one na wszystkie komitety w danym okręgu, jest obowiązującym obecnie systemem przeliczania głosów, stosowanym w Polsce zarówno w okresie II Rzeczpospolitej (do 1935 r.), jak i po przełomie demokratycznym 1989 r. (z dwoma wyjątkami w 1991 r. i 2001 r.).

Głównym wnioskiem na temat wpływu na wynik wyborczy jej zastosowania jest, że faworyzuje duże ugrupowania w większym stopniu niż inne metody stosowane do przeliczania głosów na mandaty. Metodę tę wybrano mając w pamięci doświadczenia pierwszego sejmu w III RP, wybranego w 1991 r., kiedy, przede wszystkim ze względu na brak jakiegokolwiek progu wyborczego, do sejmu weszło 29 komitetów, z których aż 11 miało tylko jednego posła.

Praktycznie uniemożliwiało to racjonalne ułożenie trwałej większości rządowej. By tego uniknąć w przyszłości, zdecydowano o wprowadzeniu metody D’Hondta, która ograniczyła liczbę partii wchodzących do polskiego parlamentu. Co ciekawe odstępstwo od jej stosowania, które miało miejsce w 2001 r. było spowodowane rywalizacją wyborczą i chęcią wyeliminowania zalet tej metody w liczeniu głosów zwycięskiej partii.

W tamtym czasie partie, które kończyły swój okres rządów (AWS, UW), przewidując zdecydowane zwycięstwo w zbliżających się wyborach swoich przeciwników (SLD, UP), wprowadziły zmiany w prawie wyborczym, określając nową metodę liczenia głosów – tzw. metodę Sainte-Laguëa, wierniej oddającą rozkład głosów wyborców i bardziej sprzyjającą równomiernemu rozłożeniu głosów w parlamencie. Zabieg ten okazał się skuteczny, zwycięska koalicja SLD-UP otrzymała wymiernie mniej mandatów, niż gdyby liczone były one zgodnie z metodą D’Hondta (do której powrócono w kolejnych latach).

Jak klęska SLD PiSowi dodała skrzydeł

Uzyskując duże - w domyśle stabilne - reprezentacje, kluby sejmowe, tracimy jednak jeden walor - reprezentatywność. Głosy, które głosujący oddaje na komitet wyborczy, którego wynik nie znajdzie się nad wymaganym progiem 5%, zostaną przekazane na największe ugrupowania, które weszły do parlamentu. Powoduje to, że część głosów wyborców zostaje przeniesiona na partie, z których programem wyborca może się całkowicie nie zgadzać.

Czy taką cenę wyborcy w Polsce są w stanie zapłacić? Wydaje się, że tak. Reguła D’Hondta preferuje większe ugrupowania i integrację. Najprawdopodobniej nie byłoby w tym roku sukcesu komitetu „Trzecia Droga”, gdyby obydwa tworzące go ugrupowania startowały w wyborach osobno. Sukces i niespodziewanie wysoka liczba mandatów tego komitetu, to właśnie wynik działania metody D’Hondta.  Startując osobno, i nawet przekraczając próg 5%, obydwie partie uzyskałyby znacząco mniej głosów.

Nagrodzenie dużych komitetów premią za najwyższych wynik wyborczy wydaje się odpowiadać naszemu społeczeństwu. Nie słychać głosów, które powszechnie podważałyby sensowność takiego rozwiązania. Dzieje się tak pomimo lekcji płynącej z sukcesu wyborczego „Prawa i Sprawiedliwości/Zjednoczonej prawicy” w wyborach w 2015 r., kiedy startująca w formule koalicji „Zjednoczona Lewica” nie przekroczyła podwyższonego progu 8%, co zgodnie z metodą D’Hondta, spowodowało przyznanie nieoczekiwanej, i przesądzającej o samodzielnej większości parlamentarnej, premii mandatowej dla „Prawa i Sprawiedliwości”.

Po kolejnych emocjonujących kampaniach wyborczych wydaje się, że Polacy rozumieją zasady takiego systemu i są skłonni przystać na premię dla zwycięzcy, jeżeli przestrzegane są reguły gry wyborczej. Nagradzane jest bowiem tutaj wspólne i zgodne działanie, które szanujemy i doceniamy, jako społeczeństwo. (Rafał Niczypor/ISW)

Źródła:

  1. https://www.prawo.pl/samorzad/metoda-dhondta-na-czym-polega,523036.html
  2. https://www.senat.gov.pl/gfx/senat/pl/senatopracowania/90/plik/ot-578-2.pdf
  3. https://www.wnp.pl/parlamentarny/wydarzenia/historia-wyborow-parlamentarnych-w-polsce-od-1989-roku,743272.html






Dziękujemy za przesłanie błędu