Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 27 kwietnia. Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty
15/02/2024 - 08:05

„Co wam strzeliło do głowy!" Jak Ewa z Januszem zrobili biznes z miłości w Nowym Sączu

Kiedy powiedzieli rodzinie, że mają zamiar założyć własny biznes, usłyszeli: „Co wam strzeliło do głowy?!. Oboje macie przecież stabilną pracę na etatach…” Ale Ewa i Janusz są marzycielami. Jak mówią, szukają czegoś więcej i potrzebują życia w zgodzie z samym sobą. Z tych marzeń powstał biznes, ale wcześniej pomógł w tym… randkowy portal.

Chciała się wyrwać z Warszawy

Pochodzi z Białegostoku, ale to Beskid Wyspowy i Sądecki siedemnaście lat temu stał się jej miejscem na ziemi. To tu w życiu Ewy Sikorskiej - Trzcińskiej dokonała się prawdziwa rewolucja.

Zanim jednak osiadła w górach, rodzinne miasto na kilka lat zamieniła na stolicę. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, ale zawsze ciągnęło ją gdzieś dalej. Kiedy tylko mogła, ruszała na południe kraju, najczęściej była to Kotlina Kłodzka. W pewnym momencie nabrała przekonania, że jeśli nie wyrwie się z Warszawy, duże miasto wciągnie ją na całe życie, czego po prostu nie chciała.

- Zamarzył mi się mały domek w górach. Myślę, że to było jakieś zrządzenie losu, bo w intrenecie znalazłam starą chałupkę z drewnianych bali, w stronach, gdzie nigdy nie byłam, w Męcinie, w Beskidzie  Wyspowym – opowiada Ewa Sikorska-Trzcińska. – Kiedy tu przyjechałam w roku 2007, zauroczyło mnie to miejsce. Zachwycił mnie też Beskid Sądecki. Nie mogłam się nadziwić, jak pięknym miastem jest Nowy Sącz i jego okolice. Uświadomiłam sobie, że tak niewiele o tych stronach wiem.   

To było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Długo się nie zastanawiała i dom kupiła. Na początku nie było jak z bajki. „Rezydencja” pochodziła z 1938 roku i wymagała gruntownego remontu. Trzeba było zakasać rękawy i dom marzeń urządzić.

- To było kilka długich lat i wymagało wydatków oraz ciężkiej pracy. Jeździłam po okolicy i szukałam potrzebnych materiałów budowlanych. Panowie w okolicznych sklepach widocznie byli nieprzyzwyczajeni do tego, że mają do czynienia „z fachowcem w spódnicy” i zwracali się do mnie… w rodzaju męskim. Było to nawet zabawne – wspomina.  

Czytaj też Wielki romans w filmie. Nie uwierzycie kogo oszołomiła nasza Joanna Kulig z Muszynki [ZDJĘCIA]

Strzała Amora z inernetu

W końcu uwiła sobie swoje gniazdko z pięknym ogrodem. Zrządzenie losu, które przygnało ją w Beskidy, miało dla niej jeszcze jedną niespodziankę. To tu, w sześć lat po przeprowadzce, szczęśliwie ugodziła ją strzała Amora.

- Najpierw wyszukałam przez internet dom, potem męża – śmieje się pani Ewa. – Nigdy nie pomyślałam, że mogę skorzystać z randkowego portalu. Wydawało mi się to nawet absurdalne, ale moja koleżanka, po której nigdy bym się tego nie spodziewała, powiedziała, że to naprawdę dobry sposób na to, żeby kogoś poznać. Pomyślałam, że spróbuję dla żartu i zobaczę, co z tego wyjdzie.

Wyszła z tego miłość życia, a konkretnie Janusz Trzciński, który zaprowadził Ewę do ołtarza. To było jedenaście lat temu. Wtedy nie przyszłoby jej nawet do głowy, że będą tworzyć nie tylko udany duet małżeński, ale także duet biznesowy.

Trzcińscy mieli swoje ustabilizowane życie zawodowe. Ona uczyła języka polskiego i angielskiego w miejscowej podstawówce. On pracował w firmie transportowej. Jak to się stało, że zajęli się produkcją naturalnych kosmetyków?

- Z prozy życia, a dokładnie z problemów skórnych mojego męża – opowiada Ewa Sikorska-Trzcińska. - W aptekach i sklepach zielarskich szukaliśmy produktów, które łagodziłyby stany zapalne. Pomagały, ale na krótko i doraźnie. Któregoś dnia Janusz powiedział: „Zróbmy coś sami.” To był ten moment, kiedy zaczęłam buszować po internecie w poszukiwaniu informacji i składników.

Jak mówi, od dziecka lubiła tworzyć różne rzeczy sama. Jeszcze w czasie studiów zajmowała się rękodziełem. Robiła biżuterię z koralików, malowała szkło i porcelanę. Pomysł męża wcale nie wydawał jej się niedorzeczny, tym bardziej, że od zawsze miała duszę eksperymentatora.

- Wtedy wiele informacji na temat naturalnych kosmetyków było dostępnych tylko w języku angielskim. Bardzo byłam wdzięczna mojej mamie, że zmotywowała mnie do nauki języka, bo zrobiłam z angielskiego licencjat – opowiada.  

Czytaj też Wójt Sękowej Małgorzata Małuch opowiedziała o tym wszystkim tylko jej  

Pierwsze, kuchenne eksperymenty

Pierwsze eksperymenty pojawiły się dość szybko, bo też szybko Trzcińscy chcieli sprawdzić, czy to, co zrobią, będzie działało.

- Zaczęliśmy w 2015 roku od mydełek robionych rzemieślniczą metodą na zimno, które potrzebują co najmniej czterech tygodni tak zwanego leżakowania, żeby kostka była twarda i dobrze się pieniła. Ten pierwszy eksperyment niesamowicie nas wciągnął. Nasz drewniany domek wyglądał trochę jak chata zielarki. Mieliśmy tam dużą kuchnię i składniki do pierwszych mydeł mieszaliśmy w garnkach. To były cztery tłuszcze i naturalne olejki eteryczne. Pamiętam, że postanowiliśmy zrobić dwie wersje: jedna o zapachu leśnym, z dodatkiem zielonego jęczmienia, który posłużył jako barwnik, druga o zapachu pomarańczy z grejpfrutem. Datę, kiedy zakończyło się dojrzewanie mydełek, zaznaczyliśmy w kalendarzu. Pamiętam, że tego dnia mąż nieustannie biegał do łazienki, żeby myć ręce i testować mydełko. Był zachwycony tym, że nic go nie szczypie, nie piecze i że skóra robi się miękka i nie ma czerwonych plam z podrażnienia.

Na początku Trzcińscy swoje mydełka rozdawali rodzinie i znajomym. Wszyscy im mówili, że rewelacyjnie działają na skórę i przede wszystkim jej nie wysuszają. Z czasem otrzymywali coraz więcej telefonów. Znajomi znajomych też chcieli mieć ich mydełka. To sprawiło, że w swoich eksperymentach poszli dalej. Zabrali się za inne amatorskie produkty, takie jak kremy, maści, pomadki do ust, próbowali zrobić nawet tusz do rzęs.

Po jakimś czasie pojawił się jednak poważny dylemat. – Zadaliśmy sobie pytanie, co dalej.  To było oczywiste, że nie stać nas na rozdawanie coraz większej ilości kosmetyków. Z drugiej strony mieliśmy świadomość tego, że nie możemy sprzedawać czegoś, co nie zostało wyprodukowane w odpowiednich warunkach, co nie zostało przebadane i nie ma odpowiednich certyfikatów – opowiadają Trzcińscy. - Musieliśmy podjąć decyzję, czy pozostajemy przy weekendowo-wieczornej pasji, bo tylko wtedy mieliśmy na to czas, robimy to tylko dla nas albo w prezencie dla rodziny, czy też decydujemy się na profesjonalną produkcję.

Czytaj też Nadzwyczajne sądeckie siostry Chapko. Najpiękniejsze dwie pary polskich bliźniaczek [ZDJĘCIA] [WIDEO]

„Co wam strzeliło do głowy?!”

Dość szybko postanowili, że spróbują, choć dużo czasu zajęło sprawdzenie tego, jakie trzeba spełnić wymogi, żeby założyć taką firmę. Okazało się, że należy mieć odpowiedni lokal do produkcji, przy czym nawet w przypadku malutkiej manufaktury, wymagania są takie same jak dla dużej, profesjonalnej firmy kosmetycznej.

- Kiedy szukaliśmy w Nowym Sączu odpowiedniego lokalu, bo właśnie tam postanowiliśmy wystartować z naszym biznesem, dostaliśmy kontakt do Sądeckiej Izby Gospodarczej, gdzie można było skorzystać z programu oferującego dotacje na założenie mikrofirmy.

Małżonkowie zastanawiali się, które z nich ma wejść na tę biznesową drogę. To było oczywiste, że to rzucenie się na głęboką wodę i że nie da się tego pogodzić z ich zawodowym życiem. Któreś z nich musiało się pożegnać z dotychczasową pracą.

- Kiedy powiedzieliśmy o naszych zamiarach rodzinie, usłyszeliśmy: „Co wam strzeliło do głowy?!. Oboje macie przecież stabilne zajęcie na etatach…” Ale ja i mój mąż jesteśmy typami marzycieli, którzy szukają czegoś więcej i potrzebują życia w zgodzie z samym sobą – wspominają.  

Co wyszło z marzeń, które zamieniły się w czyny? ([email protected]) fot.jm

Cały artykuł można przeczytać  w internetowym, lutowym  wydaniu miesięcznika „Sądeczanin” KLIKNIJ  TUTAJ  oraz w  tradycyjnym, papierowym wydaniu periodyku.

 O czym jeszcze piszemy w najnowszym miesięczniku? Skrót artykułów prezentujemy  w tekście Kołcz jest tylko jeden i tylko jeden jest miesięcznik „Sądeczanin”  

Gdzie można kupić  miesięcznik "Sądeczanin"?

Nowy Sącz

  • Księgarnia-Antykwariat BESTSELLER, Nowy Sącz, ul. Sobieskiego 1
  • Firma Handlowa DANEK, Nowy Sącz, ul. Barbackiego 45
  • MUSICBAN, Nowy Sącz, ul. Barbackiego 15
  • Kiosk wielobranżowy, Nowy Sącz, ul. Jagiellońska 23
  • Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiego, Nowy Sącz, ul. Chopina 10
  • Sklep Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej, Nowy Sącz, ul. Sobieskiego 22
  • ADeeM – Dariusz Migacz, ul. Lwowska 66A, Nowy Sącz

Poza miastem

  • Kamianna: Pasieka Barć Kamianna, Kamianna 17 (gmina Łabowa)
  • Brzezna: Sklep spożywczo-przemysłowy BEATRICZE, Brzezna (gmina Podegrodzie)
  • Łącko: Firma Handlowa PASOŃ, Łącko 214
  • Grybów: SHP SKŁADNICA GRYBÓW, ul, Rynek 1, Grybów
  • Stary Sącz: Kiosk TRAFIKA, ul. Rynek 12, Stary Sącz
  • Łacko: QSi Sport Leszek Pasoń

Przypominamy o ofercie prenumeraty naszego miesięcznika, którą można rozpocząć w dowolnym momencie. Po wykupieniu prenumeraty "Sądeczanina" co miesiąc na wskazany adres będziemy wysyłać za pośrednictwem poczty najnowsze wydanie periodyku. Więcej informacji: Bogusława Berdychowska - tel. 18 475 16 26, mail: [email protected]

Przypominamy o ofercie prenumeraty naszego miesięcznika, którą można rozpocząć w dowolnym momencie. Po wykupieniu prenumeraty "Sądeczanina" co miesiąc na wskazany adres będziemy wysyłać za pośrednictwem poczty najnowsze wydanie periodyku. Więcej informacji:







Dziękujemy za przesłanie błędu