Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 27 kwietnia. Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty
16/06/2017 - 12:20

Dramat w Barcicach: jak ukarano kobietę, która naraziła życie 4-letniej córeczki i dlaczego maszynista wiedział o wypadku tylko od świadków?

Maszynista nie wiedział o aucie, które utknęło na torach? Gdy świadkowie wczorajszego wypadku na przejeździe kolejowym w Barcicach wzywali pomoc dzwoniąc na 112 alarmowali ratowników, by zawiadomić też kolej. Podkreślali to kilka razy. Wiedzieli, że może nadjeżdżać pociąg. I tak się stało – skład nadjechał, ale maszynista wiedział o wypadku jedynie od ludzi , którzy wołali do niego na stacji poprzedzającej Barcice. Sprawczyni wypadku została ukarana mandatem, ale długu, jaki ma wobec losu i świadków spłacić w gotówce się nie da.

Potem na miejscu pojawiła się lokalna OSP z Barcic. Strażacy nie poradzili sobie z usunięciem samochodu z torów, bo nie mieli wyciągarki. Pojazd zholował dopiero drugi zastęp, który przyjechał z pełnym wyposażeniem. Pan Krzysztof podkreśla, że bez wyciagarki na torach by się nie obeszło, bo on sam z trzema kolegami usiłowali w czwórkę bez skutku ściągnąć auto w bezpieczne miejsce.

Zobacz też: Dziecko potrafi: 2-latek zamknął mamę na balkonie. Pomogli strażacy

Ale na tym nie koniec spostrzeżeń świadka, który ma spore zastrzeżenia do komunikacji między służbami. O co chodzi? O wymianę informacji między ratownikami a koleją.

Pan Krzysztof podkreśla, że gdy ze szwagrem dzwonili na numer 112 to mocno podkreślali, żeby jak najszybciej powiadomić o zdarzeniu kolej. Jednak okazało się, że maszynista do czasu zatrzymania składu nic o wypadku nie wiedział. Mówił, że już na poprzedniej stacji inni świadkowie go ostrzegali, że coś złego dzieje się na torach.

- Mówił, że nie dostał żadnej informacji, że to ludzie go informowali na jednym przejeździe wcześniej. Tak, na przejeździe wcześniej, bo tam niedaleko mieszka ojciec jednego ze strażaków z OSP, który właśnie dostał wezwanie na tę akcję i syn ojcu dał znać żeby ten zaczął zatrzymywać pociąg – podkreśla nasz rozmówca i zastrzega, że to nie był mały skład, tylko ciężarowy z około 20 wagonami. Łatwo sobie wyobrazić, ile taki kolos potrzebuje miejsca i czasu, żeby wyhamować.

Krzysztof Jucha podkreśla też, że w feralnym miejscu przejeżdżają też Impulsy Newagu, które rozwijają zdecydowanie większą prędkość. Czy takiemu pojazdowi udałoby się wyhamować dwieście metrów przed wypadkiem?

Zobacz też: Cud, że nie doszło do tragedii. Auto zderzyło się z drezyną na niestrzeżonym przejeździe kolejowym (ZDJĘCIA!)

Dlaczego to takie istotne? Ano dlatego, że w tym wypadku los dla kierowcy i jej 4-letniej córeczki był łaskawy. Obie mogły bez problemu opuścić pojazd – skład nawet jeśli by uderzył, to w pusty pojazd. Może uszkodzone byłby tory, niewykluczone, że ucierpiałby ktoś ze świadków, ale osoby z samego samochodu były bezpieczne. A co gdyby utknęły w aucie? Gdyby pociąg był bliżej a pojazd z wyciagarką nadjechał później?

Szczegółowe pytania na ten temat przesłaliśmy do rzecznika Polskich Linii Kolejowych Doroty Szalachy. I po uzyskaniu odpowiedzi również od policji do sprawy wrócimy.

Jak ta straszna historia skończyła się dla matki i dziecka? - Wczoraj ok. godz. 19.45 w miejscowości Barcice, kierująca toyotą nie dostosowała prędkości do warunków panujących na drodze, straciła panowanie nad pojazdem i wjechała do przydrożnego rowu zatrzymując się na torowisku. Kobieta była trzeźwa i została przewieziona na obserwację do sądeckiego szpitala – informuje mł. asp. Iwona Grzebyk Dulak, oficer prasowy KMP w Nowym Sączu.

- Dziecko, które przebywało z nią w samochodzie nie poniosło żadnych obrażeń. Za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym (art. 86 par. 1 kodeksu wykroczeń) kierująca została ukarana mandatem karnym, który przyjęła – podsumowuje policjantka.

ES [email protected] Fot.: Facebook OSP Barcice







Dziękujemy za przesłanie błędu