Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 12 maja. Imieniny: Dominika, Imeldy, Pankracego
28/03/2016 - 06:25

Śmiguśnioki zawładnęły Dobrą. Dzięki nim tradycja nie ginie

Mieszkańców Dobrej na Limanowszczyźnie budzi co roku w lany poniedziałek charakterystyczne pohukiwanie, turkotanie wydawane przez Śmiguśnioków. Słomioki, bo też są tak nazywani, harcują dzisiaj w tej niezwykle urokliwej miejscowości od wczesnych godzin porannych lejąc wodą mieszkańców, uczestników mszy w parafialnym kościele - zwłaszcza zaś młode dziewczęta. Tradycji Śmigusa-Dyngusa musiało stać się zadość.

Piękna, lokalna tradycja, związana ze świętami Wielkiej Nocy, jest głęboko zakorzeniona w historii i kulturze tego regionu. To zwyczaj unikatowy. Śmiguśnioki od wczesnych godzin porannych nie żałują wody, polewając nią mieszkańców Dobrej idących i wracających z kościoła. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że ten obyczaj całkiem zaniknie. Na szczęście, tak się nie stało za sprawą m.in. konkursu na Śmiguśnioka Roku, który jest organizowany przez miejscowy Gminny Ośrodek Kultury. Inicjatorem tego konkursu i współorganizatorem jest Towarzystwo Miłośników Regionu Dobrzańskiego. 

W tym roku będzie to już dziewiąta jego edycja. Na szczęście nie brakuje chętnych, którzy przebrani w słomiane stroje stają w konkursowe szranki. Specjalna komisja ocenia to, czy strój „Smiguśnioka” został wykonany zgodnie z tradycją, czy jest kompletny, a także, czy ma on przedmioty tworzące całość tego wielkanocnego przebrania, a więc, czy posiada np. trąbkę, koszyk, sikawkę wykonaną z miękkiego drewna oraz sieczkę. 

Dzisiaj oceniająca komisja pracuje w budynku biblioteki w Dobrej.

śmiguśnioki w Dobrej

- Komisja ocenia nie tylko stroje, w jakie ubrani są Śmiguśnioki, ale także to, jak prezentuje się dana grupa – mówi Urszula Palka-Ranosz, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Dobrej. – Dawniej w każdej takiej grupie jeden z harcowników przebrany był za babkę, która pchała przed sobą kołyskę na taczkach. Ten obrzęd się odradza. Komisja zwraca również uwagę na to, jak taka grupa zachowuje się.

Dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury przyznaje, że ten obrzęd ma dzisiaj tylko symboliczne znaczenie.

- Obecnie Śmiguśnioki oblewają wodą naprawdę symbolicznie – dodaje szefowa GOK-u - Jest to fajny spektakl, który większość mieszkańców ogląda zza szyb samochodów. Takie mamy czasy, że wierni jadą do kościoła na msze samochodami. Kiedy Śmiguśniok ubrany w słomiany strój, mający na twarzy skórzaną maskę pomoczy szybę auta wodą jest to nie lada atrakcja, zwłaszcza dla dzieci. Każdy samochód przejeżdżający w tym czasie przez centrum Dobrej musi być polany wodą. Śmiguśnioki dla zabawy wkładają za wycieraczki słomę, a przed ludźmi odgrywają spontanicznie teatralne scenki. Harcujące Śmiguśnioki wyglądają naprawdę baśniowo. Są oni także ogromną atrakcją dla turystów, którzy pierwszy raz oglądają ten obrzęd. Robi on na nich ogromne wrażenie.   
śmiguśnioki w Dobrej

”Śmiguśnioki” biorą teraz we władanie Dobrą, ale kiedyś harcowali również w Porąbce, Jurkowie i sporadycznie w Szczyrzycu na Limanowszczyźnie. Jak dawniej, oblewają z sikaw zrobionych domowymi sposobami oraz z wiader, i to wszystkich napotkanych przechodniów. Tak każe tradycja kultywowana w tym regionie z dziada pradziada. Dzięki niej nie spotykany gdzie indziej w Małopolsce, a najprawdopodobniej też w kraju ludowy obrzęd, związany ze świętowaniem Wielkiej Nocy, przetrwał do dzisiaj.
Dawniej, w tych stronach, „lany” poniedziałek nazywany był „śmiguśnym”. Kilku, a nawet kilkuosobowe grupy Słomioków, zaczynały swój obchód z nastaniem świtu i biada było temu, kogo spotkali na swojej drodze. Przebierańców w charakterystycznych słomianych czapach trzeba było omijać z daleka. Zbliżenie się do nich, chociażby na niewielką odległość powodowało, że w suchym ubraniu do domu się nie wracało. Wiedzieli jednak o tym doskonale wierni, idący w tym dniu na msze m.in. do kościoła parafialnego w Dobrej. Gdy strumienie wody dosięgały przechodniów, rzeczywiście, czy też pozornie, ze strony  Śmiguśnioków dawało się słyszeć okrzyki u-ha, u-ha i donośne salwy śmiechu. Bywało jednak też, choć rzadko się to zdarza, że pod adresem Śmiguśnioków ktoś niezadowolony z zimnego prysznica rzucił jedno czy dwa słowa dezaprobaty. W najgorszym położeniu były zwłaszcza młode dziewczyny, zazwyczaj oblewane obficiej, które na widok przebierańców, młodych kawalerów, starajły się salwować ucieczką, ale jej skutek bywał zazwyczaj mizerny. Wystarczyło dosłownie kilka sekund i musiały one wracać do domu, by przebrać się w coś suchego. 
 

Zwyczaj „dziadów śmiguśnych” jest tak oryginalny, że kierownictwo i pracownicy Gminnego Ośrodka Kultury zaczęli starać się o wpisanie tej tradycji na listę światowego, niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. 

- Bardzo zależy nam na tym, aby ten unikalny zwyczaj przetrwał i nadal był kultywowany – dodaje dyrektorka GOK – u w Dobrej. - Mam nadzieję, że ta tradycja będzie przekazywana z pokolenia na pokolenie. Obecnie za Śmiguśnioków przebierają się kawalerowie. Są to młodzi ludzie w wieku od 18 do dwudziestukilku lat. Ale mamy tez Śmiguśnioka, który bierze udział w tym obrzędzie wraz ze swoim kilkuletnim synem, który też przebrany jest za Słomioka. Smiguśniok ten pochodzi z rodziny, w której ta tradycja przekazywana jest z ojca na syna. W ubiegłym roku mieliśmy dwóch kilkuletnich Śmiguśnioków. A więc młode pokolenie rośnie.

Śmiguśnioki mają bardzo oryginalne stroje zrobione ze słomy. Musi być to jednak słoma wymłócona cepami. Dzisiaj nie łatwo jest taką znaleźć.

śmiguśnioki w Dobrej

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, dobrzański zwyczaj miał nieco inną formę. Śmiguśnioki chodzili od domu do domu, w nocy z niedzieli na poniedziałek, obwieszczając gospodarzowi swoje przybycie charakterystycznym „turkaniem”. I podobnie, jak teraz, zawsze znajdywali drogę do gospodarstwa, gdzie była posażna panna na wydaniu. Istniał nawet przesąd, że te, które nie zostaną polane wodą, nie będą miały powodzenia u kawalerów. Swoje przybycie „śmiguśne dziady” obwieszczały dmąc w wołowy róg, a taka pobudka stawiała na równe nogi wszystkich domowników. Głowa rodziny w podzięce za przybycie musiała się wykupić jajkami, kawałkiem wędzonki, buchty lub kołacza, które wkładała do koszy wymoszczonych sianem. Słomioki nie pogardziły też czymś mocniejszym. Biada gospodarzowi, który próbował wyłgać się od poczęstunku. Śmiguśnioki-psotniki solidnie mu zazwyczaj w gospodarstwie nabałaganili. Niejednokrotnie brony, czy wiadro, albo widły gospodarz znajdował na dachu budynku, czy stodoły, lub w zupełnie innym miejscu - bywało, że w obejściu sąsiada. Z nastaniem świtu kończyli swoją wędrówkę po okolicy i rozchodzili się do domów. 

śmiguśnioki w DobrejNikt nie wie, kiedy w Dobrej i okolicznych miejscowościach narodził się ten, charakterystyczny dla tego regionu zwyczaj. Według miejscowych, powołujących się na podanie przekazywane z ust do ust, początków tego obyczaju należałoby szukać w zamierzchłych czasach, sięgających najazdów tatarskich. Hordy Czyngis Chana, które wówczas przetoczyły się przez Kraków i wiele małopolskich osad, dotarły do szczyrzyckiego klasztoru. Tatarzy posuwając się naprzód pędzili przed sobą wielu jeńców wziętych w jasyr. Zbliżając się do Szczerzyca, część jeńców, którzy nie mogli już iść, powiesili na okolicznych drzewach. Do dzisiaj miejsce, w którym ludzie ci stracili życie, nazywane jest „Wisielnice”. Jeńcy, których Tatarzy pozostawili przy życiu, odarli z odzieży i odjęli im języki, aby nie mogli nikomu nic powiedzieć. Tak okaleczonych puścili wolno. Ocaleni, chroniąc się przed zimnem, robili sobie ubrania ze słomy, znalezionej na polach i okręcali się wyplatanymi z niej powrósłami. Nieszczęśnikami zaopiekowali się okoliczni mieszkańcy. Stad też ponoć zrodziła się nazwa Dobra. 

Nikt nie rozstrzygnie dzisiaj czy ten przekaz – to tylko legenda, czy jest w nim deko prawdy. Faktem jest, że co roku w gminie Dobra można zobaczyć grupy harcujących przebierańców w słomianych czapach ozdobionych kolorowymi wstążkami, skrywających twarze pod maskami zrobionymi z pończoch lub baraniej skóry, z wyciętymi na oczy i usta otworami. I, jak każe tradycja, nic nie mówiącymi. Znawcy tematu, szukając wytłumaczenia takiego stanu rzeczy, odwołują się do podania-legendy o obciętych językach u tatarskich jeńców. W „lany” poniedziałek słychać w Dobrej ich „turkanie’, czy też okrzyki – u-ha, u-ha. I jak dawniej koszyki „słomioków” zapełniają się m.in. podarowanymi im jajkami i innymi smakołykami-symbolami wielkanocnego stołu.

(MACH)

Fot. – zdjęcia archiwalne użyczone przez Gminny Ośrodek Kultury w Dobrej.

Dobra, Śmiguśnioki harcują w lany poniedziałek










Dziękujemy za przesłanie błędu