Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 17 maja. Imieniny: Brunony, Sławomira, Wery
01/03/2015 - 08:00

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Mówi Stefan Kulig

Stefan Kulig, to jeden z ostatnich żyjących Żołnierzy Wyklętych na Sądecczyźnie. W ubiegłym tygodniu Zarząd Powiatu Nowosądeckiego uhonorował go Złotym Jabłkiem Sądeckim.
Stefan Kulig urodził się 20 czerwca 1926 r. w Obłazach Ryterskich. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej w Rytrze, tam wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego. Należał również do Orląt, Związku Walki Zbrojnej, a następnie wstąpił do Armii Krajowej, przyjmując pseudonim „Gorol”.

W czasie drugiej wojny światowej przeprowadzał na szlaku kurierskim oficerów polskich do punktów na Słowacji, pełnił funkcję kolportera prasy konspiracyjnej AK. W grudniu 1942 roku został aresztowany przez Gestapo, a następnie przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Przebywał też w obozach w Sachsenhausen i Ravensbrück oraz pracował w zakładach produkujących samoloty „Heinkel”.

Po powrocie z obozów hitlerowskich zastał w Polsce nową rzeczywistość, z którą nie mógł się pogodzić. Skontaktował się z Kazimierzem Mordarskim ps. Tarzan, Józefem Szyszką ps. Maryśka i innymi kolegami z AK, by zacząć organizować działalność konspiracyjną na terenie gmin Piwniczna, Stary Sącz, Łącko, Krościenko, wymierzoną przeciwko stalinowskiemu reżimowi.

To musiała być trudna decyzja. Po prawie 6 latach wojny ludzie chcieli już spokoju, stabilizacji. Mieliście poparcie miejscowej ludności?

- Sympatie do dawnej konspiracji antyniemieckiej były dość powszechne, ale musieliśmy zachowywać ogromną czujność i ostrożność. Władze starały się umieścić w terenie jak najwięcej wtyczek, kapusiów. Odświeżaliśmy kontakty z lat okupacyjnych, z ludźmi sprawdzonymi. To była gwarancja, że nie dojdzie do przypadkowej wpadki. Konspiracja z lat okupacji niemieckiej była tak dobrze zorganizowana, że ja na przykład nie wiedziałem, że mój starszy brat Józek, ojciec czwórki dzieci, również należał do AK, a moja matka była łączniczką. A przecież mieszkaliśmy w jednym domu, tylko że każde należało do innej grupy. UB znakomicie wiedziało, że tak będzie, dlatego chciało wiedzieć jak najwięcej o działalności konspiracyjnej w czasie okupacji hitlerowskiej, a zwłaszcza o ludziach, którzy w niej uczestniczyli. Dla nich każdy były partyzant AK, czy BCh był potencjalnym wrogiem nowej władzy. Byłem wzywany kilkakrotnie do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Sączu w charakterze podejrzanego o wrogą działalność. Powodem było to, że nie ujawniłem swojej działalności w AK. Miałem zakaz opuszczania miejsca zamieszkania bez zgody UB.

Jak doszło do pierwszego aresztowania?

- W Piwnicznej wójtem mianowano komunistę, który strasznie był zaangażowany w budowanie nowej władzy, gnębił ludzi, donosił na potęgę. Mieszkał w Rytrze. Wybraliśmy się kiedyś do niego we czterech, żeby mu przemówić do rozsądku. Nie biliśmy go, tylko ostrzegaliśmy, że jego działania mogą się dla niego źle skończyć. Niedługo później, o świcie któregoś dnia w maju 1946 roku, nasz dom w Obłazach Ryterskich został otoczony przez KBW i UB. Przeprowadzili rewizję, a mnie aresztowali. Głównym powodem było ostrzeżenie, jakie przekazaliśmy konfidentowi Wojciechowi Romanowskiemu. Ten Romanowski uczestniczył później w przesłuchaniach, stał za moimi plecami, kiedy mnie przesłuchiwali: Stefkowski, porucznik Bolek z taką ciemną plamą na karku i niejaki Siemieniec. To byli sadyści, bili mnie gdzie i czym popadło. Jak ich rozbolały pięści, czy nogi, to używali stylisk od łopat. Na przesłuchania byłem doprowadzany o różnych porach dnia i nocy. Kiedy traciłem przytomność, po schodach ściągał mnie do mokrego bunkra pod schodami klucznik Waligóra. On mi też dawał coś do jedzenia. Tak przetrwałem 4 miesiące, niczego się nie dowiedzieli. Do domu wróciłem w ciężkim stanie, z odbitymi nerkami, stopami, obrażeniami głowy i całego ciała. Po wyjściu cały czas byłem inwigilowany. We wrześniu 1946 roku podjąłem pracę w ZNTK w Nowym Sączu.

Jakie były wybory i losy innych działaczy podziemia na Sądecczyźnie z lat okupacji hitlerowskiej?

- Bardzo różne. Jedni, tak jak ja, odnowili dawne kontakty i budowali struktury oporu przeciw stalinowskiej władzy. Część zerwała kontakty, ujawnili się i myśleli, że ułożą sobie jakoś życie w nowej rzeczywistości. Ale mimo iż nie podejmowali żadnych działań wrogich nowemu systemowi, też często przechodzili gehennę ubeckich przesłuchań i ciągle byli dla nowej władzy podejrzani. Byli też tacy, którzy zaangażowali się w nowe struktury. Specyficznym przypadkiem jest „Ogień” – Józef Kuraś. Wstąpił do milicji, został nawet komendantem PUBP w Nowym Targu. Szybko się jednak zorientował, że to państwo nie będzie wyglądało tak, jak sobie wyobrażał, że nie będzie niepodległe, ani suwerenne, że będzie przybudówką sowietów. Zrzucił więc milicyjny mundur, wrócił do lasu, zebrał dawnych podkomendnych i wielu nowych i zaczął walczyć zbrojnie przeciwko władzy, która go oszukała.

Pan wstąpił do Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej.

- Mój dom rodzinny w Obłazach był punktem kontaktowym PPAN. Tam moją przysięgę odebrali ks. Gurgacz, ps. Sem i Szajna, ps. Orzeł, Wicher. Z każdym miesiącem, z każdym rokiem było coraz trudniej działać. Władze za wszelką cenę starały się spenetrować podziemie antykomunistyczne. Rozsyłały wszędzie kapusiów i prowokatorów. Przychodził na przykład do mnie jeden, czy drugi i mówił, że jest od „Ognia” i szuka kontaktu z oddziałami z naszego terenu. To cuchnęło prowokacją z daleka. Ja znałem tutejszych ludzi, którzy mieli kontakt z „Ogniem”, więc nie dałem się nabrać.

A jednak UB dopadło pana znowu.

- W sierpniu 1948 r. zostałem aresztowany za przynależność do PPAN. Znowu przeszedłem katorgę w siedzibie UB w Nowym Sączu. 19 listopada 1948 roku, z uszkodzoną wątrobą, nerkami, wybitymi zębami, w gorączce, zostałem przewieziony do więzienia Montelupich w Krakowie. 23 grudnia tego roku Sąd Wojskowy skazał mnie na 5 lat więzienia. 12 lutego 1949 roku przewieźli mnie do więzienia w Rawiczu, gdzie musiałem pracować po 12 godzin dziennie. Kiedy zasłabłem, przewieźli mnie na Izbę Chorych i tam się dowiedziałem, że mam żółtaczkę. W ciężkim stanie leżałem kilka tygodni w izolatce. 28 września 1951 roku zostałem wywieziony do Karnego Obozu Pracy w Potulicach, gdzie przymusowo pracowałem w warsztatach. Tam znowu dostałem silnego ataku wątroby, więc przewieziono mnie do Szpitala Wojskowego w Grudziądzu, a po podleczeniu do Centralnego Więzienia w Strzelcach Opolskich. Tu trzeba było pracować w kamieniołomach po 12 godzin dziennie. Warunki były nieludzkie, prymitywne nieogrzewane baraki bez wody, jedna latryna. Buty, bielizna i odzież pochodziły z czasów okupacji, chodzili w nich więźniowie niemieccy. Wszędzie pluskwy i wszy. W ciągu 10 miesięcy mojego pobytu w tym obozie ani razu nie było łaźni, czy odwszenia. W lutym 1952 roku uległem wypadkowi, trafiłem do Izby Chorych i wkrótce, 12 lutego, zostałem zwolniony warunkowo. Wróciłem w rodzinne strony, musiałem się regularnie meldować na UB i MO, byłem pod stałą obserwacją. Dom rodzinny w Obłazach został spalony. Podjąłem pracę w składnicy drewna, w której pracowałem do emerytury w 1983 roku.

Warto było tyle cierpieć? Inni się podporządkowali nowej władzy, ustawili się.

- Nie mogłem inaczej. Takie wychowanie wyniosłem z domu, ze szkoły, z harcerstwa, z kościoła. Walczyliśmy przecież o wolną Polskę, a okazało się, że jedna okupacja się skończyła, a zaczęła się nowa – sowiecka. Niczego nie żałuję. Minęło wiele lat, Polska wreszcie stała się naprawdę wolna i teraz tym bardziej jestem przekonany, że warto było to wszystko przeżyć. A my – żołnierze niegdyś wyklęci, doczekaliśmy satysfakcji i uznania dla naszego poświęcenia. Wielu niestety nie doczekało. I jeszcze taka refleksja mi się nasuwa. W budynku przy ulicy Czarnieckiego w Nowym Sączu mieściła się siedziba Gestapo, byłem tam przesłuchiwany i torturowany przez Niemców. Po wojnie w tym samym budynku osiadł Urząd Bezpieczeństwa, który mnie tam traktował tak samo, jak gestapowcy. Niedawno w tym samym budynku otrzymałem awans na kapitana, bo teraz jest tam Wojskowa Komenda Uzupełnień. Losy tego budynku są ściśle związane z moim życiem i ilustrują tę przedziwną pętlę, jaką zatoczyła nasza historia.

Rozmawiał Jan Gabrukiewicz
Fot. własne i JB

 






Dziękujemy za przesłanie błędu