Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Poniedziałek, 13 maja. Imieniny: Agnieszki, Magdaleny, Serwacego
07/08/2018 - 07:00

Ks. dr Jerzy Jurkiewicz: tu ludzie dadzą się pokroić za Pana Boga...

Mówi, że słowo „fenomen” oznacza wyjątkowe zjawisko, do pewnego stopnia wytłumaczalne, ale też odsyłające do tajemnicy. Jednak godzi się na to słowo w odniesieniu do sądeckiej religijności, bo tu ludzie dadzą się „pokroić” za Pana Boga? Rozmawiamy z księdzem dr Jerzym Jurkiewiczem - proboszczem parafii św. Małgorzaty.

Czyli znowu wracamy w naszej rozmowie do religijnych korzeni wyniesionych z domu. Ale pytanie, dlaczego akurat tutaj ta tradycja jest tak silna. Co sprawia, że ludzie stąd nie dają się ponieść, zwabić pokusom współczesnego świata, że cały czas trwają przy wierze?
To jest tak, jak w tym dowcipie. Pytają prosta kobietę czy Pan Bóg istnieje, czy nie. A ona odpowiada, a gdzie by się podział jak zawsze był.

Tu musi być jakiś fenomen. Nie da się tego wytłumaczyć przyzwyczajeniem. Mamy tu przecież te same samochody, taki sam dostęp do biletów lotniczych, dostęp do Internetu i wiele innych narzędzi, w jaki uzbroiła nas współczesność. I niby jesteśmy zbudowani z tej samej tkanki, ale tutaj w kwestii wiary ludzie wydają się być jacyś inni.
Muszę przyznać, że i mnie poza tym, że ludzie chwalą do osób duchownych na ulicy Pana Boga, zaskakują i inne przejawy głębokiej religijności. Takim ewenementem jest to, jak systematycznie się spowiadają tutaj się mężczyźni i to tacy z pokolenia czterdziestoparolatków. Księża przyzwyczajeni są raczej do pobożności kobiet. Jest też dużo młodych małżeństw, które na msze przychodzą z małymi dziećmi w wózkach. Niezmiennie zadziwia mnie pełny kościół ludzi na wieczornym nabożeństwie, o godzinie 21, które odbywa się w okresie wakacyjnym. To dowód, że w niedzielę poświeconą na eskapady czy spotkanie z przyjaciółmi, jest też zawsze miejsce dla Pana Boga.

Nierzadki widok w Nowym Sączu to grupa hałaśliwych i przeklinających wyrostków, którzy, kiedy przechodzą koło kościoła, odruchowo wykonują znak krzyża.
Kiedyś siostra zakonna opowiadała mi, jak idzie chodnikiem trzech zakapturzonych nastolatków, wyglądających na takich, że strach obok nich przejść, a oni nagle mówią do niej „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

Pytanie czy to głęboka wiara, czy tylko wyuczone zachowania na zasadzie, proszę wybaczyć to określenie „psa Pawłowa”.
Nie byłbym taki surowy w ocenie takich sytuacji. One raczej dowodzą owego silnego umocowania w wierze w domu. Dzieci się tego uczą. I jeśli nawet w pewnym momencie te oznaki religijności wydają się być czysto powierzchowne, gdy człowiek dorasta zaczyna rozumieć wiarę i konieczność obecności w życiu Boga. Z czasem doświadcza swojej niewystarczalności.

Z dorosłymi też bywa różnie. Szczególnie od ludzi niewierzących można usłyszeć, że mamy na Sądecczyźnie pełne kościoły, a potem ci sami ludzie się upijają i nierzadko biją swoje żony i dzieci.
Takie sytuacje zdarzają się wszędzie. Nie tylko na Sądecczyźnie.  No, ale cóż. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. A my ludzie wierzący, jesteśmy świętym kościołem grzesznych ludzi.

Skoro o grzesznych ludziach mowa, to czy gorliwa wiara idzie na Sądecczyźnie z gorliwością spowiedzi?
Daje się zauważyć, że coraz więcej spowiedzi jest przygotowanych i że spowiedź ma pewien kręgosłup wiodący wedle rachunku sumienia i dziesięciu przykazań. Tu ten plan spowiedzi jest lepszy. Do tego dochodzi pewien ewenement bazyliki Przemienienia Pańskiego, która jest konfesjonałem Sądecczyzny. Tu zawsze można się wyspowiadać od 6 do 13-tj, potem od 15 do 18. Nigdy nie zdarzyło się, żebym siedział w konfesjonale i żeby nikt nie przyszedł.

Sądecczyzna wydaje się być w sposób szczególny związana kultem Przemienia Pańskiego. 
Mówi się nawet o sądeckiej górze Tabor. Podczas trwającego osiem dni odpustu przybywają tu tłumy wiernych.  W ubiegłym roku doliczyliśmy się 80 tys. rozdanych komunii. Wychodziło 10 tys. dziennie. Raz w tygodniu, w każdy czwartek, jest mnóstwo ludzi uczestniczących w nowennie. Równie silny jest kult ojca Pio, świętej Rity i Jana Pawła II.

Tradycyjne wychowanie i tradycyjna rodzina, dają tradycyjne wartości. A jak to jest w przypadku duchownych. Czy pochodzący stąd księżą są bardziej zaangażowani, są lepsi od tych z innych rejonów Polski?
Czy jesteśmy lepsi od innych księży? Nie wiem. Ale na pewno jest pewien stereotyp księdza z tarnowskiej diecezji.  Takiego z poświęceniem dla Pana Boga i dla człowieka. To się da zauważyć szczególnie podczas pielgrzymek. Kiedy ludzie dowiadują się, że jesteśmy z Tanowa mówią do nas: jesteście tacy solidni. Tak nas postrzegają, ale nie uważam, żeby to, co robimy było czymś niezwykłym. Robimy to, co powinniśmy robić.

Jest przepis na dobrego kapłana?
A czy jest przepis na bardzo dobrego człowieka?

Chyba tak, w postaci dekalogu. Ale musi ksiądz przyznać, że pewnie sama nauka w seminarium nie wystarczy.
Myślę, że to przede wszystkim łaska powołania. A nauka w seminarium? To tak jak z małżeństwem.  Nie ma takiej szkoły, która by do niego przygotowywała. Podobnie jest w życiu kapłańskim. Seminarium daje narzędzia, żeby poradzić sobie z sytuacjami, które potem przychodzą.

Każdy musi sobie radzić z sytuacjami, które narzuca nam współczesny świat. Na przykład z przymusem sukcesu.  Musimy osiągnąć sukces zawodowy, finansowy, sukces w życiu osobistym. Czy w tym sukcesie jest świadomość tego, że może być w tym palec Boży? Czy sukces idzie w parze z wiarą? Czy ludzie sukcesu, których wielu jest na Sądecczyźnie potrafią powiedzieć, dzięki Bogu mam miliony?
Pieniądze są potrzebne. Chodzi tylko o sposób w posługiwania się nimi. Jest tutaj wiele takich osób, które mają przekonanie, że sukces osiągnęli dzięki Bogu. Przychodzą ludzie, którzy zamawiają msze o błogosławieństwo dla zakładów pracy czy pomyślność w gospodarstwie. To dowód na to, że ludzie sukcesu chcą pomocy Opatrzności i gorąco w nią wierzą.







Dziękujemy za przesłanie błędu