Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
07/08/2018 - 07:00

Ks. dr Jerzy Jurkiewicz: tu ludzie dadzą się pokroić za Pana Boga...

Mówi, że słowo „fenomen” oznacza wyjątkowe zjawisko, do pewnego stopnia wytłumaczalne, ale też odsyłające do tajemnicy. Jednak godzi się na to słowo w odniesieniu do sądeckiej religijności, bo tu ludzie dadzą się „pokroić” za Pana Boga? Rozmawiamy z księdzem dr Jerzym Jurkiewiczem - proboszczem parafii św. Małgorzaty.

Czy ta głęboka wiara w osiągnięty z pomocą Boga sukces to także gotowość do dzielenia się tym sukcesem z innymi, również w wymiarze finansowym?
Są tacy ludzie. Kiedyś zjawił się w kancelarii parafialnej młody, człowiek, który przyniósł ze sobą zwitek banknotów. Powiedział, że chce komuś pomóc. Poprosił o wskazanie kogoś konkretnego. Mamy taką listę potrzebujących. Te pieniądze, które zresztą mężczyzna przynosił kilkakrotnie, zostały przeznaczone na leki dla jednej z naszych parafianek. 

Jakie to były sumy?
Po tysiąc złotych, po pięćset… powiedziałem mu: „pan też na pewno potrzebuje”, ale on powiedział: „proszę księdza, ja mam wystarczająco dużo i chcę się podzielić z innymi. Chciał przy tym pozostać anonimowy Myślę, że mógł mieć trzydzieści parę lat.

Czy w ogóle głęboka religijność idzie na Sądecczyźnie w parze z ofiarnością?
Tak, szczególnie, jeśli są to składki na konkretne cele. Teraz budujemy kościół dla wyodrębnionej z naszej wspólnoty parafii Jana Pawła II na osiedlu Barskim. To hojność parafian i darczyńców pozwoliła na wzniesienie przepięknego krytego kopułą z miedzi kościoła. To także zbiórki na remont bazyliki, ale także na cele misyjne. W pierwsze piątki miesiąca zapraszamy do nas misjonarzy. Zawsze są pod wrażeniem hojności wiernych. Regularnie zdarza się na tacy gruby zwitek banknotów. Nie mamy pojęcia, kto je zostawia. Zawsze pełne są też puszki, kiedy ogłaszamy zbiórki dla ludzi dotkniętych katastrofami.

Może ksiądz zdradzić, jak duża jest ta hojność w skali miesiąca, roku?
 O tym nie chciałbym mówić.

Nie jest ksiądz bardzo hojny w udzielenia informacji na ten temat…
Może po prostu wystarczy informacja, że ludzie są hojni. Dzięki temu mamy pieniądze na ogrzewanie kościoła. W tym roku przy silnych mrozach kosztowało to 10 tysięcy złotych na miesiąc. Mamy też pieniądze na utrzymanie kuchni Caritas, na którą w ciągu roku idzie 100 tys. złotych. Ta ofiarność to także udział w festynach parafialnych, z których dochód też idzie na Caritas. To także nasze akcje charytatywne, jak na przykład organizowana przed świętami „akcja kilo”. W tym roku jeden z darczyńców dał nam 650 kilogramów pomarańcz i 150 kilo cytryn.

To kilogramy dobra można rozumieć w sensie dosłownym i przenośnym?
Jestem tu trzy lata i ciągle uczę się Sądecczyzny. Od samego początku spotkałem się tutaj z wielką życzliwością ludzi, i to nie chodzi konkretnie o mnie. Mam na myśli w ogóle nastawienie do duchownego.

Czy to taki region, gdzie duchowni mogą przyjechać po to, żeby odwołać się do korzeni swojej wiary?  Bo tu wiara jest silna i w różny sposób emanuje. Czy trafiają tutaj księża, którzy czują, że muszą swoje życie wewnętrzne poukładać? Czują, że to jest miejsce, gdzie można naładować akumulatory? 
Myślę, że tak.  I przyznam, że w wielu sytuacjach nasi wierni nas zawstydzają. Naprawdę. I ta wiara… „gdzie by się ten Pan Bóg podział, jak zawsze był”. Czasem i my duchowni szukamy odpowiedzi Pana Boga na nasze różne sprawy i bywa, że przychodzi do nas człowiek, i dla niego to jest czymś oczywistym.

Przecież księża są tylko ludźmi, z człowieczymi rozterkami pytaniami i wątpliwościami…
To prawda. I każdego dnia robimy sobie wieczorny rachunek sumienia i przeglądamy każdy dzień ze świadomością, że trzeba nieustannie nad sobą popracować.

Rozmawiali Agnieszka Michalik i Tomasz Kowalski

Tekst pochodzi z miesięcznika 'Sądeczanin"







Dziękujemy za przesłanie błędu