Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 18 maja. Imieniny: Alicji, Edwina, Eryka
22/10/2012 - 14:02

Janusz Bobrek: Festiwal Teatralny jak jesienna pogoda

Dobiegł końca dwutygodniowy maraton teatralny fundowany co roku nowosądeczanom przez prezydenta Ryszarda Nowaka i Miejski Ośrodek Kultury. Przez scenę przy Al. Wolności przewinęli się aktorzy z kilkunastu teatrów, zaskakując, wzruszając i bawiąc, a czasem rozczarowując.
Bilety (ach bilety), repertuar i żelazna formuła to tematy najczęściej poruszane przez naszych Czytelników, ale również dyskutowane przez festiwalową widownię w trakcie przerw, przed lub po przedstawieniach. Nie przystoi może o nich pisać, relacjonując często świetne spektakle, ale kiedy festiwal się kończy, warto spojrzeć na niego krytycznym okiem.

***
- Ile stałeś w kolejce po bilety na „Dozorcę”?
- Dwie godziny.
- Tylko?
- Tak. Przyszedłem o szóstej rano i zmieniłem babcię, która stała od czwartej i zmieniła mamę – ta była pod MOK-iem od drugiej w nocy.

To autentyczna rozmowa, którą usłyszałem podczas pierwszego dnia Jesiennego Festiwalu Teatralnego. I nie wierzę, że jest przesadzona. Co roku, nim zacznie się dyskusja na temat samego festiwalu, trwa dyskusja o biletach, których zdobycie, mam tu na myśli uznane spektakle, często graniczy z cudem lub wymaga dużej determinacji. Złośliwych komentarzy nie brakuje, zwłaszcza, jeśli Czytelnicy porównują formę dystrybuowania biletów na JFT z biletami na Wieczory Małopolskie w MCK SOKÓŁ (z korzyścią dla tej drugiej instytucji, rzecz jasna).
Rozumiem ich w pełni, ale docierają do mnie również argumenty organizatorów. Sala widowiskowa Miejskiego Ośrodka Kultury nie jest duża i jeśli każdy ze sponsorów (a jest ich dużo) otrzyma podwójne zaproszenie i ma możliwość kupienia pięciu, to do kasy trafia połowa biletów. W trosce o widzów patroni medialni, którzy codziennie zapowiadają i relacjonują spektakle, pracują siedząc na... parapetach.
***
Wielką szkodą jest, że festiwal nie wykracza poza Miejski Ośrodek Kultury. Oprócz wernisażu fotografii w foyer (w tym roku Janusza Gajosa) wszelkie wydarzenia teatralne odbywają się w sali widowiskowej. Można byłoby się zastanowić nad zorganizowaniem przedstawienia w plenerze. W ciągu ostatnich kilkunastu lat widziałem wiele świetnych przedstawień teatrów ulicznych. Plusem takiej formy jest to, że zobaczyłoby ją nawet kilka tysięcy ludzi, a nie kilkaset i może ucichłyby trochę narzekania, że festiwal w prawie 85-tysięcznym mieście, a żyje nim zaledwie kilkaset osób. Pomysłów urozmaicenia jest wiele, łącznie z zajęciami aktorskimi dla młodzieży z zaproszonym gościem, których efekt można byłoby obejrzeć ostatniego dnia festiwalu.
Jeśli chodzi o sprawę repertuaru, to jestem zdania, że festiwal jest dla widowni, nie dla krytyków teatralnych. Owszem, można np. zaufać 99 procentom negatywnych recenzji „Dozorcy” Teatru Narodowego i nie zapraszać go na festiwal, ale można też zaryzykować z nadzieją, że taka gwiazda jak Janusz Gajos jednak „pociągnie” całe przedstawienie. Nie wypalili zwłaszcza „Kibice”, zawiódł Zelnik, próbując (nie wiadomo czemu) naśladować głos Jana Pawła II. Reszta była raczej bez zarzutu. W tym względzie JFT jest ciekawie urozmaicony. „Furie”, „Pandora”, „Przez park na bosaka”, „Bóg mordu” i „Pod Mocnym Aniołem” to niewątpliwie najlepsze sztuki XVI Jesiennego Festiwalu Teatralnego, za który mimo odrobiny krytyki serdecznie organizatorom dziękuję.

Janusz Bobrek
Fot. JEC







Dziękujemy za przesłanie błędu