Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 19 maja. Imieniny: Celestyny, Iwony, Piotra
18/03/2013 - 05:06

Bela Tarr - „Harmonie Werckmeistera”. Recenzja

Bela Tarr to jeden z najlepszych twórców współczesnego kina awangardowego. W swoich dziełach najczęściej meandruje wśród metafizyki, psychologii i kwestii społecznych, co zbliża go do takich reżyserów jak Tarkowski, Angelopoulos czy Antonioni.
Początkowo tematami jego filmów były problemy społeczne, z jakimi borykały się Węgry w latach 80-tych, a głównymi bohaterami - ludzie z marginesu społecznego. Z czasem jednak Béla Tarr zaczął skupiać się zazwyczaj na zagadnieniach metafizycznych, problemach natury ludzkiej, samotności, deformacji psychiki i kalectwa. Wielu krytyków za magnum opus artysty uważa "Szatańskie tango", epicką adaptację powieści Laszló Krasznahorkaia. Film trwa ponad siedem godzin i przedstawia hipnotyzujący obraz życia w odciętej od świata postkomunistycznej wiosce na Nizinie Węgierskiej. Sześć lat później Tarr dokonał kolejnej ekranizacji książki wspomnianego pisarza.
Harmonie Werckmeistera to opowieść o niezwykłym wydarzeniu w pewnym sennym madziarskim miasteczku. Bramy enklawy przekracza trupa cyrkowa, która między innymi zamierza pokazać mieszkańcom największego na świecie wieloryba oraz tajemniczego Księcia. Przyjazd cyrkowców początkowo wzbudza olbrzymie zainteresowanie tubylców, którzy znudzeni apatycznym życiem gromadzą się tłumnie na miejskim rynku. W miarę upływu czasu przybyszom przypisywane są różne nieszczęścia, które w dziwnych okolicznościach wydarzają się w mieście, a nastrój niepokoju wzrasta z każdą godziną. Kiedy jednak staje się jasne, że padli ofiarą manipulacji, emocje ludu przekraczają niebezpieczną granicę i dochodzi do tragedii.
Tym wszystkim perypetiom przygląda się młody listonosz, János. Miejscowi uważają go za głupka i dziwaka, jednak ten wrażliwy intelektualista z przerażeniem obserwuje rozwój wydarzeń, podczas gdy lud podburzany przez mistycznego Księcia ulega zbiorowej psychozie. Jak zobaczymy później, rzeczywistość stanie się niemożliwa do wytrzymania także dla młodzieńca.
Charakterystyczną cechą filmów Tarra jest niesamowita praca kamery. W "Harmoniach Werckmeistera" kunsztowność w tej dziedzinie osiągnęła apogeum. Pod względem technicznym dzieło jest rzeczywiście magiczne. Skrajnie ascetyczne i statyczne ujęcia zmieniające się w powolnym tempie niezwykle silnie działają na zmysły. Do tego trzeba zaznaczyć, że kamerzysta osiągnął absolutne mistrzostwo w żonglowaniu sferami światła i cienia, co przypomina genialne dokonania Svena Nykvista, operatora kamery u Bergmana i Tarkowskiego. Przyznam, że niektóre kadry prawdopodobnie zapamiętam do końca życia. Lekcja astronomii zorganizowana przez głównego bohatera dla zamroczonych alkoholików w karczmie, scena odwiedzin Jánosa w cyrku, czy fenomenalny przemarsz rewolucjonistów zakończony niespodziewanym wydarzeniem - dzięki takim chwilom przedstawionym na ekranie, widz przeżywa katharsis.
Na uznanie zasługuje także przepiękna muzyka, kompozytorem melodii do wszystkich filmów Tarra jest Mihály Víg. W "Harmoniach Werckmeistera" funkcjonują dwa główne motywy. Oba pojawiają się w punktach kulminacyjnych akcji. Można w nich wyczuć niesamowity ładunek smutku, zwątpienia, a jednocześnie nostalgii za nieokreślonym złotym wiekiem ludzkości, kiedy to nihilizm i obojętność na losy drugiego człowieka były czymś nieznanym.
Jest to kino z pewnością bardzo trudne, w swojej formie oddalone miliony lat świetlnych od mentalności przeciętnego konsumenta komedii romantycznych. Warstwa fabularna nie jest tutaj najważniejsza, to jedynie środek, za pomocą którego reżyser wykłada swoje poglądy na kondycję ludzką we współczesnym świecie. Kadry wypełnione licznymi alegoriami pozostawiają widzowi dziesiątki możliwych interpretacji, chociaż sam reżyser odżegnuje się od doszukiwania drugiego dna w swoich filmach. Dzieło ogląda się jak pokaz ruchomych malowideł na płótnach, z których każde zasługuje na osobną monografię. Niewątpliwie "Harmonie Werckmeistera" to jedno ze szczytowych osiągnięć Beli Tarra. Hipnotyzuje, wciąga jak wir rzeczny i stanowi materiał do przemyśleń przez przynajmniej kilka tygodni.

Karol Kolbusz
uczeń klasy dziennikarskiej
LO im. Marii Skłodowskiej –Curie
w Starym Sączu







Dziękujemy za przesłanie błędu