Ledwie przędą w pandemii. Teraz plastik może wykończyć sądecką gastronomię?
Dlaczego unia idzie na wojnę z plastikiem? Bo jest zabójczy dla środowiska i dla naszego zdrowia. Badali to między innymi krakowscy naukowcy z Instytutu Nauk Geologicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Zbieraliśmy opad atmosferyczny z depozycji suchej i mokrej, czyli śnieg, deszcz i to co pomiędzy śniegiem i deszczem – mówiła w wypowiedzi dla TVN24 Kinga Jarosz, doktorantka Instytutu. - Między kroplami były mikrocząsteczki plastiku. Włókna mniejsze niż pół milimetra.
W jaki sposób trafiły do atmosfery? Z podłogowej wykładziny, z ubrań, z kosmetyków z granulkami z opon, z rozpadu tego co wyrzucaliśmy. Większe cząsteczki wdychanego plastiku mogą podrażnić drogi oddechowe. Te mniejsze, znacznie groźniejsze, mogą przyczyniać się do udarów, zawałów innych kłopotów ze zdrowiem.
- W płucach gromadzi się cała krew i do tego krwiobiegu przez pęcherzyki płucne przedostają minicząsteczki, które szkodzą na wszystko – mówiła w TVN doktor Anna Prokop Staszecka, ordynator oddziału chorób płuc krakowskiego szpitala specjalistycznego imienia Jana Pawła II.
Pierwszy etap unijnej wojny z plastikiem to zakaz sprzedaży dotyczący dziesięciu jednorazowych produktów. Chodzi o patyczki higieniczne, plastikowe sztućce, łyżki, talerze, słomki do napojów, mieszadełka, patyczki do balonów, pojemniki do żywności i styropianowe kubeczki.
- Państwa członkowskie wprowadzą w życie przepisy ustawowe, wykonawcze i administracyjne niezbędne do wykonania niniejszej dyrektywy do 3 lipca 2021 r. Niezwłocznie powiadamiają o tym Komisję – czytamy w unijnej dyrektywie, która wprowadza zakaz. Pytanie jak z tymi ekologicznymi rygorami poradzi sobie nasz lokalny gastronomiczny biznes, który przez pandemię koronawirusa i tak ledwie zipie i ratuje się daniami na wynos. Czym zastąpić plastik?
Niektóre lokale, tak jak restauracja Lemon w Gródku nad Dunajcem pomyślały o tym wcześniej.
- Od dłuższego czasu staramy się uciekać od plastiku. Już w ubiegłym roku korzystaliśmy ze słomek z naturalnej słomy. Alternatywą dla tego typu opakowań są produkty z drewna, papieru albo z trzciny cukrowej czy z kukurydzy – mówi Janusz Gancarczyk, szef restauracyjnej kuchni.
Mówi się, że te rozwiązania są ekologiczne, ale niedoskonałe. Bywa, że tego typu opakowania przeciekają i nie trzymają temperatury.
-To rzeczywiście trudny temat. Można się odwołać choćby do przykładu steka, który ktoś zamawia na wynos. W plastikowym czy styropianowym opakowaniu „poci sią” i zrobi się gumowy. Jeśli podaje się go w opakowaniu papierowym, to jest obawa że opakowanie rozmoknie, jeśli papier nie jest odpowiednio zaimpregnowany. Szukamy cały czas nowych rozwiązań, opakowań, w których danie oddycha. W tym momencie mamy alternatywę w postaci opakowań z trzciny cukrowej.
Zapewne nowe przepisy wymuszą na producentach jednorazowych opakowań innowacyjne rozwiązania.
- Wydaje się, że ten rynek prężnie się rozwija. Ostatnio rozmawiałem z młodymi ludźmi, którzy byli gośćmi naszego hotelu i właśnie otwierają wytwórnię opakowań jednorazowych. Mówili, że szukają takich rozwiązań, które odchodziłyby od plastiku. Zgodziliśmy się, że trzeba zadbać o to, żeby jedzenie zachowywało swoją świeżość i strukturę oraz odpowiednią temperaturę w przypadku gorących dań. Myślę, że najbardziej optymalne są opakowania z trzciny cukrowej, kukurydzy, z biodegradowalnych surowców odnawialnych czy w ogóle roślinopochodne.
Tak czy inaczej i producenci opakowań i branża gastronomiczna nie mają wyjścia , muszą się dostosować do unijnej dyrektywy.
-Musimy to zrobić i tu już nie tylko chodzi o nowe przepisy. Sami goście coraz częściej zwracają uwagę na to czy w restauracjach są ekologiczne akcesoria i opakowania.
Ekologia jest bardzo chwalebna, ale ekologiczne opakowania do tanich nie należą. Na ile podniesie to koszty prowadzenia biznesu?
-To jest chyba główna przyczyna dla której tak długo wszyscy trwają przy plastikach. Po prostu są tanie w produkcji. Opakowania eko czy bio są o wiele droższe. Ponieważ muszą być jakościowo bardzo dobre, produkcja wiąże się z dodatkowymi kosztami. Kiedy w ubiegłym roku wprowadziliśmy słomki z naturalnej słomy do napojów i drinków, odczuliśmy to finansowo, bo to generuje większe koszty. Ale to nieuniknione i trzeba iść w tym kierunku, bo świat coraz bardziej jest eko, a goście coraz bardziej świadomi tego że trzeba zacząć od małych rzeczy, od siebie, aby zmiany były odczuwalne dla środowiska – mówi Janusz Gancarczyk.
To jeszcze nie koniec unijnych rygorów.
Czytaj dalej na następnej stronie kliknij TUTAJ