Zawsze będę tu inny i bardziej lub mniej obcy
Brat Boga
Ktoś powie:
– No tak, wy macie tam dużo do roboty. Ale po co w Afryce klaryski? Kontemplacyjne mniszki w Bouar nie prowadzą ani szpitala ani szkoły, nie pracują w duszpasterstwie – jaki z nich pożytek? One się tylko modlą…
No właśnie, tu docieramy do sedna sprawy. Wcale nie tylko, ale aż się modlą. Kto śledził relacje różnych misjonarzy z przebiegu konfliktu w Republice Środkowoafrykańskiej, ten mógł wyczytać, że w oceanie ludzkiej bezsilności wobec rozlewającego się wszędzie zła ostatecznie liczy się jedynie modlitwa. Oto ostateczny sens naszej obecności w kraju misyjnym – modlić się za tych ludzi i z nimi. To nie to samo, co być gdzieś daleko i solidaryzować się duchowo z odległymi miejscami, gdzie ludzie cierpią. Być fizycznie na miejscu, współcierpieć i modlić się o wytrwanie w ucisku, jak i o nawrócenie dla złoczyńców, których twarze i imiona często znane są osobiście – to zdecydowanie inna kategoria.
Kij nie krokodyl
Takie głębokie przekonanie dotyczące słuszności obranej drogi w Kościele nazywa się powołaniem. By zdecydować się na misje i zostać tu na stałe, trzeba mieć to coś specjalnego. Kto je otrzymał, ten zrozumie, o czym mówię. Kto nie – to mamy problem, bo brak środka wzajemnej komunikacji, by dotrzeć do sedna sprawy. Moje plany życiowe do siedemnastego roku życia były jasne: zostać weterynarzem, ożenić się z Polką i mieszkać w Polsce. Powołanie misyjne wywróciło we mnie wszystko do góry nogami. Inaczej jak wytłumaczyć, że ja, choć przywiązany do Polski jak wilk do lasu, tkwię od ćwierć wieku w Afryce i nie mam zamiaru wracać?
Ktoś może skwituje, że to moje zauroczenie Afryką pozbawiło mnie zdrowego dystansu i odebrało zdolność wyważonej oceny sytuacji i podejmowania rozsądnych decyzji, na przykład o wyjeździe, gdy robi się niebezpiecznie. Nie od razu, ale dość szybko dotarła do mnie mądrość afrykańskiego przysłowia: „Kawałek drewna, choćby i z dwadzieścia lat pływał w wodzie, nigdy nie stanie się krokodylem”. Nie mam złudzeń. Zawsze będę tu inny i bardziej lub mniej obcy. Ale nie pretenduję też do tego, by stać się Afrykańczykiem. Jestem Polakiem w Afryce. I jako taki chcę być pożyteczny dla tutejszej rodziny Kościoła. Ostatecznie liczę na to, że gdy kiedyś będę odchodził z tego świata, to towarzyszyć mi będzie poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
EKG serca Afryki, br. Robert Wieczorek OFMCap, wydawnictwo Serafin, 2022
Black weekend w wydawnictwie Serafin