Dobra książka. Sądeczanin poleca. Ewa Andrzejewska "Historia z Piekła rodem" (3)
Stefan N.: chodziłem do męskiej szkoły w drewnianej chałupie na Kochanowskiego. Sami się pousadzaliśmy; żydek, polak, żydek, polak. Na przerwach chodziliśmy sikać na wychodki. Sprawdzaliśmy, kto nasika najwyżej. Trzeba było siknąć aż na dach. Jak nauczyciel to widział, to bił nas trzcinką. Czasem starszym żydowskim chłopakom sikaliśmy do beretek. Nauczyciele nas bili, a rodzice zawsze brali ich stronę, mówili: widocznie byłeś winny.
Stanisław J.: w 34, we wtorek wieczorem przyszła woda. Przy Kamienicy nie było wałów i woda się rozlała. Z lewego brzegu doszła do budynku prosektorium pod szpitalem, a po drugiej stronie do ulicy Lwowskiej. Po paru dniach Gwardyjską woda poszła w stronę Czarnej. Było głęboko na jeden metr. Siedzieliśmy na strychu. W mieszkaniu było pół metra wody. Pojawiło się wojsko i pomagało.
Pamiętam moment, że z domu przy Czarnej, leżącym tak bliżej Kamienicy, kobieta poszła po zakupy. Ale nie dała już rady wrócić do domu, bo woda podeszła wysoko. Jej dziecko leżało w pokoju w kołysce ze szczelnych desek. Woda wypchnęła drzwi i kołyska wypłynęła na zewnątrz. Jeden żołnierz rzucił się wpław na ratunek. Gdy zbliżał się do kołyski, głową zderzył się z pompą, która była przy Gwardyjskiej. On i dziecko zginęli.
Kamienica zmieniła koryto i płynęła przez nasz ogród. Potem mieliśmy w ogrodzie staw.
Andrzej R.: we wrześniu 39 dziadek wziął dorożkę i syna. Uciekali przed Niemcami na wschód. Dojechali do Sambora, gdzie wuj miał sklep. Chcieli zobaczyć, czy tam da się żyć, ale było bardzo ciężko. Spotkali polskich żołnierzy poprzebieranych w cywilne ubrania. Zrobili sobie z nimi pozowane zdjęcie u fotografa w Samborze. Po paru miesiącach dziadek wrócił. Mój ojciec udawał niemowę przez całą drogę.
Cytowane fragmenty pochodzą z książki:
„Historia z Piekła rodem”
Redakcja: Ewa Andrzejewska
Wyd. Stowarzyszenie Maryan, Flexergis 2017