To wstrząsające. Maleńka Hania walczy o życie, a NFZ liczy limity na operacje
Znajomi i przyjaciele, mamy małej Hani, która jest szkolnym pedagogiem w szkole podstawowej w Polnej są wstrząśnięci.
- Bezbronne dzieci umierają, bo nie ma pieniędzy na ich ratowanie... pisze w e-mailu do redakcji Sądeczanina Lucyna Wolnik, nauczycielka i koleżanka z pracy mamy Hani i opowiada jak zdesperowani rodzice walczą o życie córeczki.
Dziewczynka urodziła się z zespołem Downa i bardzo poważną wadą serca. Kiedy miała siedem tygodni przeszła ciężką operację. Teraz konieczna jest kolejna i to natychmiast. W krakowskiej klinice usłyszeli, że dzieci wymagających takiej pomocy jest ponad setka, a limit Narodowego Funduszu Zdrowia to piętnaście operacji.
Rodzicom udało się dotrzeć do profesora Edwarda Malca z Monachium, który operuje ciężko chore dzieci z Polski, ale jak pisze Lucyna Wolnik, to są koszty nie do przejścia dla zwykłych ludzi pracujących na państwowej posadzie .
- Nasza szkoła za zgodą wójta Gminy Grybów Jacka Migacza prowadzi zbiórkę pieniędzy na rzecz Hani. Do naszej akcji dołączyły się też inne szkoły z terenu gminy. Robimy co w naszej mocy, żeby zebrać pieniądze. Dzieci pieką pierniki i sprzedają bożonarodzeniowe ozdoby, planują ,,chodzić po kolędzie", przygotować występ charytatywny. Ja sama uczę w drugiej klasie. Mam tylko jedenaścioro uczniów. Uzbieraliśmy 454 zł. To bardzo dużo, ale zarazem kropla w morzu potrzeb. Chcemy poruszyć serca większej ilości osób, których z pewnością nie brakuje.
Jak pomóc ratować życie Hani. Zostało założone specjalne konto, na które można zbierać pieniądze.