Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
20/03/2020 - 16:45

Ludzie wytyczyli granice. Koronawirus ani myśli... czyli Polacy na Ukrainie

Sytuacja Polaków w obliczu pandemii koornawirusa nie zamyka się w obrębie kraju, którego granice administracyjne znamy dzisiaj. To również historia ludzi, którzy pozostając na ziemi ojców i dziadów po dziś dzień pielęgnują polskość, a słowo Polska to jak słowo matka.

Fundacja "Bratnia Dusza", od wielu lat działająca na Sądecczyźnie, wspiera osoby mieszkające za naszą wschodnią granicą. Organizuje misje humanitarne, a także wymiany dzieci i młodzieży z Sądecczyzny oraz z Ukrainy. Jak odnajdują się teraz w nowej sytuacji?

Pytaliśmy Iwonę Romaniak, prezes Fundacji "Bratnia Dusza"

Jak wygląda Państwa działalność w czasie uszczelnienia granic?
- Pogodziłam się koniecznością pozostania w kraju, ale mam stałym kontakt z dziećmi na Ukrainie, które od wielu lat wspiera nasza fundacja, oraz ich rodzinami. Myślę, że w obliczu takiego zagrożenia najważniejsze jest aby też pamiętać o drugim człowieku, aby nie zamknąć się "w samym sobie", żeby dawać mu poczucie, że pomimo izolacji nie jest tak naprawdę sam i rozmawiać o jego problemach i potrzebach. Często tak jest w życiu codziennym właśnie, a może teraz jest dobry czas aby paradoksalnie z tym zerwać....
 

A jak teraz przedstawia się sytuacja u rodzin, którym Pani pomaga na wschodzie?
- Mam kontakt z rodzinami polskim. Cierpią z tego powodu, że na Ukrainie w praktyce służba zdrowia nie istnieje. Pozostawieni sami sobie radzą sobie jak mogą. Dbają o higienę osobistą, jest kwarantanna - dzieci nie chodzą do szkół. Wczoraj rozmawiałem z panią Marią, która ma czwórkę dzieci. Ta nie opuszcza domu z dziećmi, czasem robi tylko zakupy i szybko wraca. Widać odpowiedzialność. Z resztą na Ukrainie przepływ informacji jest nieporównywalnie mniejszy niż w Polsce. Służba medyczna tam a w Polsce to istna przepaść. Rodzą się więc warunki, w których człowiek zmuszony jest obudzić w sobie pierwotną wolę przetrwania. Rodzina i znajomi wzajemnie się wspierają, dodają otuchy, rozmawiają bo mogą liczyć na siebie i siebie nawzajem. Państwowy system jest nieporadny.

Jak wygląda tam dostęp do informacji na temat koronawirusa? Czy media państwowe informują na bieżąco o sytuacji w kraju?
- Media udzielają informacji, że owszem, istnieje zagrożenie epidemiczne, ale jest ona podana w wersji mocno okrojonej. Praktycznie mówi się to co wygodne. Do tej pory brakowało zaleceń aby pozostać w domu, ostrzeżeń przed zgromadzeniami publicznymi. Nie podaje się codziennej informacji ilu jest zakażonych i w których regionach Ukrainy. Niepokój budzi również fakt, że do czasu wejścia w życie restrykcji wprowadzonych przez władze ukraińskie w czwartek wieczorem, po ulicach miast normalnie jeździły autobusy pełne ludzi! Szok. Ludzie stojący obok siebie przekonani, że jak mają maseczkę na twarzy, są bezpieczni.

A jak ludzie podchodzą do tematu? Traktują poważnie sprawę?
- Różnie. Ja podam tylko przypadek niepokojący. Na internecie pojawiły się filmiki ukraińskie, w których wirus i cała pandemia są pokazywane w sposób humorystyczny, np. pokaz mody z różnymi kreacjami maseczek ochronnych - to jak dla mnie przekroczeniem granicy dobrego smaku. Jeśli chodzi o pracę na co dzień to tylko znikoma część pozostała w domu. Wszyscy inni przebywają w zbiorowiskach ludzi w zakładach pracy jak gdyby nigdy nic. Do wczoraj tak samo było z urzędami i instytucjami kultury.

Jak w praktyce wygląda na Ukrainie dostęp do powszechnej opieki zdrowotnej?
- Podam przykład. Pacjent, który zgłasza się do przychodni, szpitala na zabieg i nie dostarczy pielęgniarce rękawiczek, a lekarzowi jednorazowego wyposażenia medycznego, nie ma czego szukać. W szpitalach nie ma podstawowego wyposażenia. Dlatego też w działalności stowarzyszenia "Bratnia Dusza" tak duży nacisk kładę na dostarczanie potrzebującym rzeczy materiałów sanitarnych czy podstawowych nawet leków. 

No właśnie, leki....
- To jest dopiero temat. Pamiętam, że mieszkańcy, których odwiedzałam błagali mnie nawet o zwykła polopirynę. Najzwyklejsze leki jakie tam są mają ceny chorendalne, ale jak badania przeprowadzone przez jedną z agencji (której teraz nie przywołam) niemal 80 proc. leków dostępnych na rynku ma skład dalece różniący się od standardów farmaceutycznych. Proszę sobie wyobrazić, że kupując "aspirynę" dostajemy pastylkę przypominającą w smaku proszek do pieczenia.... Co to oznacza? Na Ukrainie zwykłe przeziębienie może przerodzić się w poważny problem.  






Dziękujemy za przesłanie błędu