Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 14 maja. Imieniny: Bonifacego, Julity, Macieja
02/12/2015 - 05:30

Sąsiad sąsiadowi wilkiem, czyli konflikt o przysłowiową miedzę po sądecku

Dwóch mężczyzn skazanych na swoje sąsiedztwo rozmawia ze sobą za pośrednictwem Nadzoru Budowlanego. A zaczęło się od tego, że jeden chciał pomalować ścianę swojego domu a drugi zażądał z tego tytułu pieniędzy.

Dopisanie morału do tej historii zostawiamy Czytelnikom. Przed zbliżającymi się świętami będzie jak znalazł.Pan Edward ma dom na peryferiach miasta. - Cicho, spokojnie, niby w mieście a jak na wsi – mówi z przyjemnością. Mężczyzna ma prawie 70 lat. Teoretycznie powinien odcinać kupony od ciężko przepracowanego  życia i odpoczywać w spokoju delektując się ogrodem, drobnymi pracami przy domu i towarzystwem mieszkającego z nim syna. Jednak od kilku lat taki scenariusz przestał być realny.

Sąsiad zza płotu co i rusz uprzykrza starszemu panu życie. Czuje się bezkarny, bo jako emerytowany strażnik więzienny nie kryje się ze swoimi znajomościami wśród mundurowych i urzędników. Ale zacznijmy od początku.

Pan Edward miał wcześniej dużo większą działkę, ale jakiś czas temu połowę oddał szwagrowi. Ten nie za długo cieszył się z nieruchomości i ostatecznie postanowił ją sprzedać. Grunt trafił do zamężnej kobiety, która korzystała przede wszystkim ze stojącego na nim garażu. Zawsze grzeczna, zawsze uśmiechnięta, zawsze kłaniająca się starszemu sąsiadowi. Potem kobieta rozwiodła się a ziemia trafiła w ręce jej byłego męża. Z tym na początku też było grzecznie i po sąsiedzku życzliwe.

Pan Edward wiedział, że to młody emeryt i nawet z sympatią patrzył na to, jak majsterkuje w przejętym garażu.

Któregoś razu pan Edward udał się do niego w odwiedziny – chciał pomalować ścianę swojego domu od strony graniczącej z młodszym sąsiadem. Dom starszego pana stoi w granicy działki i by pomalować elewację pan Edward musiał skorzystać z gruntu swojego sąsiada, by mieć do niej właściwy dostęp. – Wziąłem ze sobą wtedy nawet koniak, bo to jednak jakaś fatyga tak na czyjś grunt wejść. Sąsiad butelkę wziął, ale zażyczył sobie żebym za skorzystanie z gruntu na czas malowania jeszcze zapłacił – wspomina rozżalony staruszek, dla którego takie żądanie urągało zasadom sąsiedzkiego współżycia. Za „dzierżawę” nie zapłacił i ściany nie pomalował. A w sąsiada od tego czasu jakby diabeł wstąpił. Pan Edward ma we wspomnianej ścianie okno. – Sąsiad ustawił naprzeciwko lustra żebym patrzył jaka ściana niewymalowana – wylicza pierwszą z nieprzyjemności. Potem sąsiad rokrocznie na dzień zmarłych zaczął stawiać na przeciwka okna znicz. – Dla mnie ten znicz stawiał. Chciał mi dać do zrozumienia, że mnie przeżyje.

Potem inwencja twórcza złośliwca jakby się skończyła. Ale nie na długo. Któregoś dnia kilkanaście centymetrów od okna sąsiada postawił trzepak. Tego pan Edward już nie zdzierżył – poprosił o wsparcie Nadzór Budowlany. – Przyszedł inspektor, ale tak po cichu chociaż my ze szwagrem czekaliśmy, bo przecież jak jest konflikt to obie strony powinny być wysłuchane. W końcu z nami wcale nie porozmawiał a potem dostałem pismo, że to nie ich sprawa, bo to nie jest żadna budowla, nie ma żadnych fundamentów a dodatkowo sąsiad powiedział, że to nie trzepak tylko stelaż na winogrona – nie kryje irytacji staruszek.

Ale na tym nie koniec. – Jak tylko mi się to zacznie ten trzepak kiwać, albo pochyli się w stronę mojej ściany, to nie będę czekał aż mi to żelastwo dom uszkodzi tylko je zepchnę w stronę sąsiada – zapowiada wojowniczo pan Edward.

Na razie trzepak ma się dobrze, winogron żadnych na nim nie widać, wisi za to stara zniszczona foliowa reklama, który zasłania staruszkowi całe okno.

Szwagier pana Edwarda, który ma poczucie winy, że to on niechcący wpędził bliskiego w tę kabałę też nie składa broni. – Trzepak im nie przeszkadza chociaż jest zaraz za oknem? A garażu to nie widzą, który stoi za blisko płotu? To ja skargę na ten garaż złożę –mówi bez ogródek.

70 – latek zaklina się, że on osobiście chce tylko świętego spokoju i takie rozwiązanie traktuje jako ostateczność. Z drugiej strony nie da sobie ciosać kołków na głowie, bo w niczym sobie na taką zajadłość ze strony sąsiada nie zasłużył.

Chcieliśmy się skontaktować z czarnym charakterem tej opowieści, ale mimo  że dzwoniliśmy do jego drzwi kilka razy nie udało nam się go zastać. Nie odpowiedział też na naszą prośbę o kontakt, którą wsadziliśmy do jego skrzynki na listy.

Z tego powodu nie podajemy jego danych, bo wbrew Inspektorowi Budowlanemu wyznajemy zasadę: nic o nas, bez nas.

Dopisanie morału do tej historii zostawiamy Czytelnikom. Przed zbliżającymi się świętami będzie jak znalazł.

Ewa Stachura [email protected]

Fot. Ilustracyjne – kadr z filmu „Sami swoi”







Dziękujemy za przesłanie błędu