Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
13/05/2018 - 21:20

Dobra książka. Sądeczanin poleca. Milly Gualteroni "Z depresji do wiary" (7)

Książka dziennikarki – Milly Gualteroni – stanowi swoiste świadectwo życia kobiety zniewolonej przez własne słabości, ograniczenia i zranienia, ale która jednocześnie w swoim życiowym pochyleniu potrafi odnaleźć radość, pełnię życia. Autorka, prowadząc nas tropem swoich niełatwych doświadczeń przez traumy z dzieciństwa, głęboką depresję, trzykrotne próby samobójcze, rozwiązłe życie, daje nam jednocześnie dowód, że na walkę o własne człowieczeństwo nigdy nie jest za późno. Bohaterka nie ustawała w poszukiwaniach dla siebie Tajemnicy pozwalającej uchronić życie od zagłady.

[…]. Chociaż dostrzegałam prawdziwość mieszkającego we mnie dobra i od zawsze byłam przyzwyczajona do cenzurowania złych emocji w ich zarodku i zaprzeczałam im, to uzyskiwałam  skutek odwrotny: wzmacniałam je aż do zwracania ich przeciw sobie, byle tylko nie pozwolić im się uzewnętrznić. Duchowość chrześcijańska, oparta na miłosierdziu, zachęcała mnie natomiast do uznania ich i zaakceptowania jako części mojej natury, aby następnie nauczyć się radzić sobie z nimi i je przemieniać. Właśnie przez opanowanie. Uznanie i zaakceptowanie mojego cierpienia było zatem dla mnie priorytetem. Postanowiłam przeprowadzić eksperyment: oddać się cierpieniu, pozwalając mu żyć w sobie, uciekając się jednak do pomocy łaski Bożej. Zaplanowałam prawdziwe sesje autoterapeutyczne, obmyślone co do czasu i sposobu ich przeprowadzania. Kładłam się na łóżku i poddając się relaksacji przez oddychanie, przeżywałam na nowo swoje bóle, powierzając się jednak oczyszczającemu działaniu Ducha Świętego. Wybrałam w tym celu konkretną modlitwę: Veni Sancte Spiritus, modlitwę do Parakleta, którą odmawia się podczas Mszy św. w Niedzielę Zesłania Ducha Świętego. […].
Leżąc tak na łóżku, w całkowitym powierzeniu się Bogu, doznawałam w ciele działania Jego uzdrawiającej siły. Od stóp do głów przenikała mnie jakby świetlista ulewa ciepła i rosy; ta tajemnicza duchowa woda płynęła z mocą i mnie uzdrawiała. Nie jest mi łatwo o tym opowiadać, czuję pewne onieśmielenie, ale pragnę to ujawnić.  Spośród notatek, które zapisywałam na luźnych karteczkach jako komentarz do tego, co się ze mną działo, przytoczę tę: „Światło dokonuje uzdrowienia. Im bardziej dusza poi się Światłem, tym bardziej psychiczna złożoność duszy znajduje zbawienie. Światło demaskuje ciemności i rozwiązuje węzły, które uformowały się również w ciele. Zbawienie jest zatem uzdrowieniem duszy, a także możliwym uzdrowieniem ciała”. […].
Umocniona tym nowym światłem zdecydowałam, że muszę stawić czoła także temu, co uważałam za przeszkodę w rozumieniu religii katolickiej. Czułam, że było konieczne, bym odwiedziła miejsce, które, delikatnie mówiąc, nadal mnie odpychało, czyli sanktuarium w Lourdes. […]. Dzięki styczności z wieloma osobami, które spotkałam i z którymi rozmawiałam, zrozumiałam, że wiara nie tłumi naturalnych zalet człowieka. Wprost przeciwnie – uwypukla je. Przede wszystkim odkryłam, że w Lourdes jeden nieustanny cud dział się naprawdę – cud uzdrowienia duszy, kiedy nawiązywała ona na nowo relację ze swoim Stwórcą. Pojęłam, że rzadkie uzdrowienia ciała były jedynie znakiem, namacalnym świadectwem niezliczonych uzdrowień ducha. Poczułam wstyd z powodu drwin, które były także moim udziałem (ze względu na towarzyski konformizm, na przynależność do społeczności, która uważała się za nowoczesną, ale która teraz wydawała mi się po prostu głupia), drwin wobec tych ludzi, którzy tam tworzyli przecież prawdziwą wspólnotę. Wobec tych osób, które nie skrywały swojej duchowej nędzy, swojego cierpienia pod pogardliwymi –  a w rzeczywistości pełnymi niepokoju – maskami charakterystycznymi dla salonowego życia. W życiu tym uczestniczą dziś niestety, również katolicy, dla których ludowa pobożność, zwłaszcza maryjna, jest kiczem. […].
Wola i rozum nie są ze sobą sprzeczne, wprost przeciwnie! Cała wiedza i wszystkie języki, którymi rozum się posługuje, jeżeli używane są mądrze, mogą przyczyniać się do odkrywania prawdy, której ostatecznym źródłem jest nasz Stwórca. Ponieważ miłość Boga otwiera oczy i pozwala poznawać całą rzeczywistość, poza ciasnymi perspektywami indywidualizmu i subiektywizmu, które dezorientują dziś sumienia.
Zrozumiałam, że aby poznać samą siebie i sens życia na ziemi, nie mogłam pomijać Tajemnicy, która nie jest irracjonalna, lecz zawiera niewyczerpane bogactwo sensu,  znaczenia, prawdy. Zrozumiałam, że pojęcia psychologii i psychoanalizy, które dotychczas wykorzystywałam, ale nie zważając na relację z Bogiem, mogą raczej niebezpiecznie podtrzymywać złudzenie co do samego siebie. Ujmując to dosadniej, zdałam sobie sprawę, że problemem nie było ocenianie Chrystusa w świetle Freuda, ale oceniania Freuda w świetle Chrystusa… Redukowanie  człowieka do jego biologicznej natury lub do jakiegoś jego złożonego z bodźców i sił mikroświata – tak jak gdyby był tylko biernym podmiotem poddanym impulsom pochodzącym z jego organizmu, świadomym bądź nieświadomym, i z otaczającego go środowiska – jest naprawdę małostkowe. I jeszcze bardziej małostkowe i krótkowzroczne jest myślenie, że można wyjaśnić życie samym rozumem. Ponieważ rozum „tępieje”, gdy zapomina, że żyć oznacza otworzyć się także na wymiar nieskończoności. Bo ludzkie życie jest boską przestrzenią.[…].
Jak odmienne jest życie ze świadomością, że prawdziwą walką jest ta, którą toczymy wewnątrz siebie, i że próby, troski i udręki są niejako salą treningową, gdzie trenować można mięśnie cnotliwego życia. Jak odmienne jest doświadczenie tego, że autentyczne dobro – nie to obłudne! – które bezinteresownie czynimy innym, wraca do nas, ożywiając nas! Bo jeżeli wybierasz zło, często o tak fascynującym i uwodzicielskim obliczu, to sam skazujesz się na złe życie. Jeżeli natomiast wybierasz dobro, które jest prawdziwym, uspokajającym pięknem, to podejmujesz cnotliwą drogę duszy, która nie jest drogą łatwą, ale nagroda jest wysoka! Nie tylko w życiu przyszłym, ale tu, na tej ziemi, gdzie możemy już teraz kosztować radości czerpanej z przebłysków wieczności.

Cytaty pochodzą z książki: Milly Gualteroni, Z depresji do wiary. Świadectwo życia sławnej dziennikarki, Edycja św. Pawła, Częstochowa 2017.







Dziękujemy za przesłanie błędu